Właścicielka
Piętro to używane jest do przeprowadzania badań i różnego rodzaju eksperymentów na pacjentach tego przybytku. Białe ściany i białe podłogi niczym się nie odcinają od reszty szpitala. Sale jednak wypełnione są w sporej części różnego rodzaju przedmiotami i meblami, nadającymi im charakterystyczności i odcinające je od szpitalnej monotonii. Na drzwiach od każdego z pomieszczeń widnieją metalowe tabliczki z numerami owych pokoi.
Właścicielka
Ray
Winda zatrzymała się, a jej drzwi otworzyły. Pierwszym, co dało się zaobserwować, był spory ruch na korytarzu tego piętra. Mężczyźni i kobiety w kitlach, a także osoby o ubiorze wskazującym na zawód pielęgniarki lub pielęgniarza, chodzili energicznie w różne strony, między różnymi pomieszczeniami, na myśl przywodząc rój pszczół, kiedy ktoś uderzy gniazdo patykiem. Ray mógł dostrzec, że malinowowłosa zacisnęła palce mocniej na stojaku na kółkach, na którym zawieszona była jej kroplówka - ...powodzenia - mruknęła tylko niewyraźnie, po czym prowadzona przez swoich dwóch opiekunów zagłębiła się w cały ten tłum.
Ray
- no fajnie, znowu jestem sam. Tylko dokąd mam niby iść? - przymrużył oczy, jakby to miało mu w czymś pomóc.
Właścicielka
Ray
- Tędy proszę - powiedział spokojnie mężczyzna w kitlu, z którym Ray wyszedł z pokoju i z którym wsiadł do tej windy, po czym ruszył przez korytarz, krótkim gestem pokazując McCloudowi, by poszedł za nim.
Ray
Poszedł za nim. Na razie będzie zgrywał przygłupa. Lepiej nie odkrywać od razu wszystkich kart przed wrogiem.
Właścicielka
Ray
Szli korytarzem, mijając uwijających się w pośpiechu ludzi w kitlach i sporadycznie osoby sprawiające wrażenie pacjentów. Wysoki brunet ze spłoszonym spojrzeniem i zieloną opaską, prowadzona za rączkę przez pielęgniarkę mała dziewczynka z żółtą opaską, dwie dziewczyny z niebieskimi opaskami... W końcu skręcili za róg, gdzie ludzi było już dużo mniej.
Ray
- co to za szpital? I dlaczego nie pamiętam momentu, gdy się tu zapisałem? - spojrzał na strażnika pytająco. - i ile promili miałem gdy to robiłem?
Właścicielka
Ray
Facet nie odpowiadał ani słowem aż do momentu, gdy doszli do drzwi na końcu korytarza. Na metalowej tabliczce na nich widniała liczba "101". Mężczyzna w kitlu położył rękę na klamce i spojrzał na McClouda poważnie - Nikt tak naprawdę nie pamięta, skąd się tu wziął. Nawet niektórzy lekarze i pielęgniarki - powiedział cicho, po czym zapukał do drzwi i usłyszawszy zza nich krótkie "proszę" zdjął rękę z klamki i odsunął się od nich - Wejdź.
niemamnietu
//No, teraz zobaczymy chyba pierwszy eksperyment. Co tam w głowie Histusi siedzi?//
Ray
Wszedł do środka.
- no witam. Zapewniam, że jak będziemy współpracować to nikomu nie stanie się krzywda
//Sądząc po tym, co ostatnio robiłem z graczami i smokami, mam pewne domysły
niemamnietu
//XDDD, ale dla ciebie to by była nagroda!//
Właścicielka
Ray
Pomieszczenie, do którego wszedł, okazało się całkiem przestronnym, praktycznie umeblowanym gabinetem lekarskim, w którym oprócz dominującej bieli znajdowało się dużo rzeczy w odcieniach błękitu i bladego brązu. Za biurkiem zaś siedział przystojny mężczyzna na oko dwa/trzy lata przed czterdziestką o czarnych, nieco dłuższych włosach spiętych z tyłu głowy i bystrych, ciemnobrązowych oczach, niemalże czarnych. Ubrany był on zasadniczo tak samo jak reszta mężczyzn w kitlach, ale wyróżniał się od nich sposobem bycia. Jego oczy błyskały bowiem życiem i tym rodzajem fascynacji, który doprowadza ludzi do masowego ludobójstwa w imię nauki. Wydawał się przy okazji bardzo spokojny i opanowany, a na jego ustach błądził delikatny, wilczy uśmiech - Ah, z pewnością, McCloud - odpowiedział na stwierdzenie Raya. W tym momencie drzwi pomieszczenia zamknęły się. Nie było już możliwości odwrotu.
//Zmiana tematu. Zaraz stworzę taki o nazwie "Pokój 101" i napiszę tam jeszcze coś do wątku (melodyjka reklam polsatu).
Właścicielka
Rohan
Ich oczom ukazał się całkiem zatłoczony, jasny korytarz, w którym mijali się ludzie wyglądający na lekarzy i tacy ubrani tak jak Rohan czy Mike, a więc najpewniej pacjenci. Omega_A2 wyszedł z windy - Na razie, muszę lecieć! Pa! - pomachał Rohanowi beztrosko na pożegnanie, po czym popędził gdzieś korytarzem.
GrandAutismo
Rohan
-Myślę, że moglibyśmy się razem zaprzyjaźnić
Pisknął prawie, że dziecięcym głosem jednakże wrócił do normalności gdy zorientował się, że Dr. Oslon jednak nie wyparował podczas rozmowy i stoi koło niego.
-Och przepraszam. No to gdzie teraz idziemy?
Przekręcił lekko głowę patrząc się na doktorka.
Właścicielka
Rohan
- Sala 57/B - powiedział tylko, po czym opuścił windę i ruszył korytarzem, najpewniej oczekując, że Rohan pójdzie za nim. Zresztą powinien, bo inaczej się przecież na pewno zgubi w tym tłumie.
GrandAutismo
Rohan
-Spoko!
Wyszedł z windy i skierował się za doktorkiem do tej sali. Nadal podziwiał wystrój sal. Sam nie wiedział czemu i po co, ale wydawało mu się to ważne. Tak się zamyślił, że się potknął o własnego buta, ale w szybkim tempie Wstał z ziemi
Właścicielka
Rohan
- Hej, nic ci nie jest? - jakaś dziewczyna z błękitną opaską na przedramieniu zainteresowała się losem zielonowłosego. Miała długie, kręcone blond włosy i wielkie, miodowe oczy, patrzące na niego z wyraźną troską. Ubrana była na biało, podobnie do Rohana i Mike'a, z tym, że zamiast męskich butów miała baleriny, więc najpewniej była jedną z pacjentek. Przytrzymywała palcem wskazującym gazę przy zgięciu łokcia, więc najprawdopodobniej wracała od szczepienia lub pobrania krwi. Doktor Olsen zatrzymał się kilka kroków dalej i obejrzał na nich, najpewniej czekając, aż Rohan go dogoni. Szczęście, że w ogóle zauważył sytuację, bo mógłby przecież nie zorientować się, że zielonowłosy się wywrócił i po prostu iść dalej bez niego.
GrandAutismo
Rohan
-Nie! Czemu miało by mi się coś stać? Może sobie kolano potłukłem i obtarłem łokieć, ale nic większego. Jednak miło było usłyszeć to od ciebie! Jak ci na imię? Bo ja nazywam się Rohan. Jak ten kraj z książek Tolkiena! A ty jak się nazywasz?
Uśmiechnął się szeroko i objął spojrzeniem całą ją by zobaczyć kto się tak o niego martwił.
Właścicielka
Rohan
- Sonia, ale tu nazywają mnie Omega_A9. Najdłużej dotąd żyjąca z Omeg! - uśmiechnęła się promiennie - Wieeesz, jeśli zdarłeś sobie skórę na kolanie to zaraz to będzie widać. Białe spodnie, białe wszystko i tak dalej... Ups! - skrzywiła się teatralnie, jednak kąciki ust mimo wszystko unosiły jej się jakby mimowolnie do uśmiechu - Nie widziałam cię tu wcześniej. Czyżby to był twój pierwszy dzień, chłopcze o włosach w barwie radioaktywnego mchu?
GrandAutismo
Rohan
-Tak mi się zdaje, że jestem tutaj niedawno, ale nie jestem tego pewien.. Myślę, że z spodniom także nic się nie stało!
Uśmiechnął się w jej stronę i był uśmiechnięty jeszcze przez chwilę dopóty nie uświadomił sobie pewnej sprawy w swoim małym ptasim móżdżku.
-Po za tym co masz na myśli mówiąc najdłużej żyjąca?
Podniósł jedną brew gdyż go to naprawdę zaintrygowało. Lekko się także zaniepokoił. Czy powinien iść za Olsonem? A co jeśli tego nie zrobi? Zimny pot polał się po jego karku. Wystraszył się wyjątkowo bardzo.
Właścicielka
Rohan
- Nic takiego w sumie. Jestem na oddziale dla śmiertelnie chorych, coś jak hospicjum. Osoby z tego oddziału nie żyją długo - spojrzała na korytarz i dostrzegła patrzącego na nich znacząco doktora Olsena - Chyba powinieneś iść na badania? - wróciła wzrokiem do zielonowłosego i uśmiechnęła się - Poproś potem, żeby zaprowadzili cię na stołówkę, dobrze? Fajny się wydajesz, usiedlibyśmy przy jednym stoliku. No chyba, że cię spłoszyłam czy coś - zachichotała nieco niepokojąco. Ale... może taki już jej urok? Nie wydawała się ani trochę groźną osobą. A wręcz przeciwnie.
GrandAutismo
Rohan
-Dobrze! No to do zobaczenia. Nie wyglądasz na groźną tak po za tym
Uśmiechnął się do niej i pobiegł do Olsonem bacznie zważając na swoje kroki by znów się nie wywrócić i nie zawracać głowy kolejnej osobie. Przestał także oglądać korytarz gdyż znudziło mu się już patrzenie na modernistyczne płyty i kafelki. Dotarł do Olsona i przystanął przy nim wyrażając swoje przeprosiny
-Przepraszam, że pan musiał czekać na mnie, ale przewróciłem się i tamta miła dziewczyna do mnie zagadała. Czy mógłby pan wybaczyć mi tą gafę? Proszę?