Pseudoepicka historia

Avatar SongMan
UWAGA! Ten sen nie ma za grosz sensu, nie poczuj się oszukany. Poczuj kręćka w głowie

Avatar krzysiulka10
Coś za długi jak na sen.

Avatar SongMan
krzysiulka10 pisze:
Coś za długi jak na sen.

bo to nie jest jeden sen, coś było ich chyba kilkanaście, jeden zaczynał się tak, gdzie kończył drugi
spisane jest to tak, bo jest limit 3 odpowiedzi w krótkim odcinku czasu

Avatar SongMan
Dzień jak co dzień, Elsa grała na mojej gitarze, a ja odebrałem przesyłkę, którą ktoś podrzucił mi pod drzwi. Po dziwotach z wrzuceniem mojej lokatorki do mojego świata, wróciłem do porządku dziennego. Myślałem, że już nic się nie wydarzy.
Otwieram paczkę, a tam...PS Vita. Nowa, z kartą pamięci i dwiema grami.
No tak, przecież kupiłem na allegro. Postanawiam otworzyć szafę, żeby pudełko tam schować. A ta była od środku mokra jakimś szlamem. Albo krwią. Nikt nie wie co to. Włócznia Obamy, która tam leżała i której nie mogliśmy wyrzucić z domu, bo ta sobie na to nie pozwalała zafarbowała się na czerwono. Spanikowany cisnąłem nią o podłogę. Elsa drze się z dali
- CO TO ZA HAŁAS?!
- Musisz to zobaczyć...
Weszła do pokoju z szafą. Wystraszona zamroziła laskę.
Wziąłem ją do ręki. Złamała się sama na pół jak suchy badyl, po czym nastąpiło w pokoju tornado, wyskakiwały jakieś abstrakcyjne przedmioty, a my zassani przez jakiś portal, czy coś...
Nie wiem co się stało, ale jak się obudziłem przed sobą zobaczyłem, że leżę na samym środku drogi.
Wstaję, otrzepuję się z kurzu i rozglądam,
Elsy nie ma, na niebie bezchmurnie, a droga prowadziła do Żel..NIE, nie mówcie mi, że ze wszystkich multiwersów jakie istnieją akurat musiało mnie do Żelaznego Miasta wyrzucić. To już przesada! Olać to, idę w drugą stronę!
Ja tam marudzę na los jak stary dziad, a bezchmurne niebo zapełnili husarze na pegazach, a na pustyni zaczął rosnąć rzepak. Eksplodował mi mózg, nie potrafiłem tego pojąć...i wtedy potrącił mnie motor.
Jakaś dziewczyny w kasku darła się
- PATRZ GDZIE LEZIESZ?
- Czekaj, ja cię znam...
*zdjęła kask*
- O co ci chodzi?
- Nie kłam, wiem, że to ty D.Va...
- Cicho! Nie mów tego na głos!
- Teraz to ty krzyczysz... W każdym razie czy możesz mi wytłumaczyć co tu się do jasnej anierki dzieje?!
- Moje anime miasto zostało zniszczone przez tego skośnookiego grubaska z północy. Byłam wtedy na wyjeździe, ale nie mając, dokąd wracać przeniosłam się do USA, ale tam nie ma Mountain Dew, więc się zahibernowałam. Potem to mangowe miasto, najazd, upadek (przestałem słuchać w połowie) bla bla bla itd. Kumasz?
- Eee...podwieziesz mnie tam?
- Wskakuj!
*jazda motorem*
- A ta husaria na pegazach to skąd?
- Z tego samego powodu co ja, wszechświat oszalał
- Zaraz, mówiłaś mi przed chwilą co innego...
- Mówiłam, słuchałeś noobie?
- Nic się nie zmieniłaś...
Docierając do miasta był już wieczór, a ja nie wiedziałem, jak wrócić do siebie. Jedyne co udało mi się zrobić to kupić od jakiegoś Jamajczyka z cyberwszczepem pomarańczę, na jutro.
Nocowałem u D.Vy, ale nie mogłem spać. Męczyły mnie myśli o tym, że mogę już nigdy nie wrócić.
Słyszałem niepokojące dźwięki. D.Vy nie było.
Wiedziałem, że coś tu śmierdzi. Zacząłem jej szukać po nocy wołając ją, ale bezskutecznie.
Miałem wracać do łóżka, gdy zza rogu wyleciała oderwana ręka - ręka cyborga z jakimiś ostrzami.
- Coś tu się brudnego dzieje - powiedziałem
wkoło latały metaliczne części ciała i tumany kurzu
Kiedy ten opadł widziałem tylko postać w płaszczu.
Patrząc na efekty tej efektownej niczym wybuchy z Call of Duty rzezi zdezorientowany wydarłem się na głos
- Dlaczego ja?!
Wtem owa postać przyparła mnie do ściany jak łobuz kujona i zaczęła wypytywać
- Nikomu ani słowa
- Co?
Początkowo trzymałem zamknięte oczy, w sumie nie wiem czemu, może ze strachu przed ciosem.
- Kim jesteś i kto cię na mnie nasłał? Może Nova, co?
no tak, wtedy mnie olśniło, więc otworzyłem oczy i postanowiłem się zabawić
- A tobie po co ta peleryna?
- Ja tu zadaję pyta-
- Słabe to przebranie...
- O co ci chodzi, koleś?
przewróciłem oczami i powiedziałem
- Alita, tylko ty masz takie wielkie oczy
- SKĄD ZNASZ MOJE IMIĘ?!
- Bo cię znam
- Ciekawe skąd?
- Słuchaj, wszędzie, gdzie się da odwalają się cuda na kiju, ja chcę tylko wrócić do domu
Wyciągnąłem pomarańczę z kieszeni
- Szpiegujesz mnie
- Pierwszy raz cię na żywo
Wtedy mnie puściła i rzekła
- Słuchaj, jutro mi to wytłumaczysz
- Dobra, ale jak mnie znajdziesz?
- Mam swoje dojścia
Potem odeszła w świetle księżyca w pełni. Wtedy pomyślałem: super, niby się tego spodziewałem, ale Alita? Serio? Czego jeszcze? Keanu Reevesa?!
I wróciłem do D.Vy nocować
Ale pomarańczy nie wzięła...

Tak sobie patrzę na tą pomarańczę, potem oglądam się za siebie i stwierdzam:
- Nie, jednak muszę za nią pójść
Przez dobre 15 minut podążałem za Alitą, tak jakby mnie tu nie było z e świadomością i lękiem, że jak mnie zobaczy to mi nie daruje...
I wchodzi w jakieś drzwi przy ciemnej jak noc uliczce. Obawiałem się już nie tylko konfrontacji z nią, ale i bandytów, tylko, że to jest Żelazne Miasto...mogłem nie wyjść z tego żywy.
Ale z tej drogi nie było powrotu. Zablokowałem stopą zamykające się drzwi i czekałem tam...nie wiem...z jakieś 15 minut, by zminimalizować ryzyko wykrycia. W końcu wchodzę.
Za drzwiami schody. Bardzo głęboko w ziemię prowadzące schody. No to schodzę. Ciemno jak w grobowcu, coraz bliżej głosów, które stawały się coraz wyraźniejsze.
- Nie możemy dłużej czekać, wyjrzyj przez okno!
- Zrozum nie można tego naprawić od tak, trzeba najpierw znaleźć tą lukę.
- I jak ją znajdziemy? Na chybił-trafił? Musimy tam wejść.
- Ale mają tam tyle broni i wrogów, że sobie nie poradzisz.
- O mnie się nie martw. Ja sobie radę dam.
- A co z nim?
- Odpuść sobie, on już tu nie wróci...
Wysłuchując to czułem się jak Geralt. Nie do końca z własnej winy wiedziałem, że wplątałem się w coś grubego. Problem w tym, że stanąłem na kruchą deskę, która trzasnęła od razu jak stanąłem na podłodze.
- Co to było?
- Pójdę sprawdzić
Chciałem wrócić na powierzchnię, ale zgubiłem się w ciemnościach, więc szukałem jakiegoś włącznika światła. Znalazłem...zabawkową pochodnię. Zapalam ją, oddycham z ulgą, aż tu wyskakuje mi ktoś z pistoletem, ja się odwracam i słyszę:
- ANI KROKU DA...Filip, co ty tu robisz?
- Nie, co TY tu robisz, D.Va?
- To...taka gra
- Jaka gra?
- W chowanego, ten kto znajdzie kogoś pierwszy wygrywa. I wygrałam!
- ...myślisz, że ja mam 5 lat?
Otwieram będące nie daleko drzwi
- Nie, nie wchodź tu, zaraz ci to wyjaśnię - chciała mnie powstrzymać. Na próżno.
Otwieram drzwi, a tam stół, zasłonięte okno, kominek i fotel, z którego zrywa się Alita i z wyrzutami mówi
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że wiedząc to możesz przypłacić to życiem
Ja tak na nią patrzę i stwierdzam
- meh, nic nowego. Słuchaj, nie wiem co wy dwie macie za plany i kogo próbujecie okraść, ale ja chcę tylko naprawić świat. Chociaż nie wiem czemu, ale ten wygląda całkiem normalnie.
Alita rozsuwa rolety, a tam drzewa z cukierkami latające kury, czerwone chmury i hiszpańska inkwizycja.
- No dobra, może jednak nie.
- No dobra, ale jak ty masz zamiar przeżyć? Nie masz nawet broni, a co dopiero walka wręcz.
- Komuś zależy na tym chaosie?!
- Chyba nawet nie muszę ci mówić kogo mam na myśli.
- Czemu Nova miałby majstrować w czasoprzestrzeni?
- Czy jestem mózgowcem?
I tu przerywa D.Va
- MOŻECIE OBOJE PRZESTAĆ?
Oboje nas zamurowało.
- Zmarnowaliśmy tylko czas. Ruszamy do Zalem.
- Jak?
- Alita nas tam przemyci.
- Czekaj, nas, ale...o nie, nie, nie, nie wlecę tym tunelem
- Właśnie, że wlecisz.
- A więc ustalone
W tym momencie D.Va wyprowadza mnie z pomieszczenia i w ciemnościach mówi po cichu
- Ratuj, ona jest zbyt szalona.
- I mówi to ktoś, kto z e-sportowca został wojownikiem...
- Ale nie może tak po prostu tam wejść, skopać wszystkim tyłki i wszystkiego naprawić
- eee...a to czemu?
- Bo sobie sama nie da ra...dobra, chcę tam iść z nią, ale nie chce sobie na to pozwolić.
Słuchaj mam plan jak to zrobić, po prostu mi zaufaj.
Po czym wchodzimy z powrotem do Ality, a D.Va rzuca granat dymny i ucieka.
Ja się dławię, a Alita tylko przewraca oczami. Co nie zmienia faktu, że oboje padamy jak muchy.
Przebudzamy się gdzieś w południe. Wstaję. A właściwie to próbuję wstać, bo na mnie leży ponad stukilowa dziewczyna z metalu. Cud, że w ogóle żyję. Tak czy inaczej słychać z góry syreny. I te samochodowe i te morskie, do tego wybuchy i krzyki. Wychodzimy na wierzch. Jest gorzej niż było. Zalem rozleciało się na kawałki i spadło na miasto poniżej. Wszędzie są portale, z których wylatuje wszystko i wszyscy. Nawet Malfoy z Harry'ego Pottera, ale tego zgniata zrzucony na niego fortepian.
Jeden wypluł Elsę. Ta wstaje i się pyta
- Gdzie ja jestem i czemu nasz listonosz tu jest i ma skrzydła?
- Elsa!
- Co tu robisz?
- Wyglądasz jakoś, inaczej...tak jakby bardziej dojrzale. Do twarzy ci w tym, serio.
- Bo w czasie, kiedy ty marnowałeś czas, ja zdążyłam zostać królową elfów-kanibali, od których uciekłam, bo nie chciałam zjeść jednego z nich, Aloy nauczyła mnie strzelać z łuku i przygarnęłam robo-pieska, bo Nathan go znalazł i nie miał co z nim zrobić. A ty co porabia...O matko, co tu się dzieje?!
I w tym momencie piesek pobiegł do Ality. Ta im przerywa.
- No to masz odpowiedź. Alita, Elsa. Elsa, Alita.
- *szeptem* Trochę się jej boję.
- A co ona tu robi, to twoja dzie...
- ONA NIE JEST MOJĄ DZIEWCZYNĄ! Ile można...
- Słuchaj, wybacz, że tak się wyrażam, ale tak to wygląda, papużki nierozłączki.
- Nie wiem kim jesteś, ani co kombinujesz, ale nie zgadzam się, aby ktoś robił ze mnie żarty.
- I co mi zrobisz?
Nieźle się wkurzyła, bo wzięła do ręki puszkę i ją zamroziła.
- Ejejej spokojnie panie, bo jeszcze się okaże, że się o mnie bijecie.
- Spokojnie, to tylko sen Elso, to tylko sen
Taki to był sen, że prawie zgniotła ją ciężarówka z taco.
Alita powiedziała:
- Muszę lecieć, teraz albo nigdy.
Złapałem ją za rękę i rzekłem: idziemy z tobą
- Nie ma mowy, zostajecie.
- Nie
Odpuściłem dopiero jak skierowała na mnie miecz
Myślałem, że zaraz mnie potnie. No i pobiegła w dal
*5 minut później*

- I co teraz? Gdzie ona jest?
- Pewnie tam w tym największym wieżowcu z tych tu przed nami.
*z okna wieżowca coś wyleciało*
Patrzyliśmy na siebie przez 5 sekund, po czym synchronicznie krzyknęliśmy
- ALITA!
- Leci w wysypisko.
- Gdzie to jest?
- Wskakuj
- To twój motor?
- Nie
- Umiesz tym jeździć?!
- Nie
I ledwo, bo nie umiałem tym ustrojstwem wyhamowywać, a i z niego musieliśmy wyskoczyć bo inaczej byśmy się rozbili, ale dojechaliśmy.
Niczym pocisk rakietowy trafiła prosto w stertę złomu.
Podeszliśmy do niej. Niby żadnych widocznych uszkodzeń, ale nie odpowiada. Tak jakby odłączyć komputer od prądu. Usłyszeliśmy jakieś kroki. Myślałem, że to jakiś wysłannik Novy.
Ten dosłownie stał za naszymi plecami. Serce waliło jak młotem...aż usłyszałem znany mi doskonale one-liner, a właściwie parafrazę.
- Wake the f*ck up, samurai. We have a world to save. *rechot*
- Nie no, ale serio, wstawaj. Wstawaj.
Wychodzę zza winkla i mówię.
- Czy to ty...Keanu?
Ten się odwraca, tak na mnie patrzy, ale jak mnie poznał, to zrobiło się luzacko.
- Kopę lat!
- Co ty tu robisz?
- To długa historia. Ej, skądś kojarzę tego szczeniaka...wiem, Nathanowi go zostawiłem zanim zniknąłem.
- Wiesz coś może o tych anomaliach czasoprzestrzeni?
- Anomaliach czego?
Elsa się wtrąciła
- Super fajnie, ale mamy cyborga do wskrzeszenia i chyba generalnie zostanie tu nie jest najlepszym pomysłem.
- Skończ biadolić i pomóż mi ją podnieść
- I będziemy ją tak nieść?
*ktoś nadjeżdża i trąbi klaksonem*
Właśnie D.Va rozjechała jakiegoś robojaguara i krzyczy ZNERFCIE TO!
- Hejka, potrzebujecie chyba podwózki.
- Ty chyba czytasz w myślach.
- No i kogo tu mamy, pana Reevesa. Z tobą to jeszcze się rozliczę.
Elsa pyta: co?
- Nieważne, jedziemy
- Gdzie?
- Z dala od Żelaznego Miasta, tu jest zbyt dziwnie, by przeżyć.
No i odjechaliśmy. A ja zdałem sobie sprawę, że kiedy Alita odchodziła tamtej nocy ja zsummonowałem Keanu Reevesa. lol
Pusto było. Przez pustynię jechaliśmy, była burza piaskowa. Przynajmniej mieliśmy osłonę.
Ja tam siedzę na pace i kombinujemy z Elsą jak naprawić naszą cyberwojowniczkę.
- To technologia z ZRM, więc wszystko co wiemy można w zasadzie wywalić do kosza.
- Z skąd? - Elsa pyta, bo chyba nie wie
- Zjednoczonej Republiki Marsa
- Hmmm...mam pomysł, dajcie mi klucz francuski!
Keanu znalazł go w skrytce z przodu.
- Dobra, ale po co ci on?
- Co ty...NIEEEEEE!
No i zdzieliła Alitę w twarz. *facepalm* No bo czemu?
Ale spoko, bo ta wstała i oddała ze zdwojoną mocą.
- Wszystko...dobrze?
- Pomijając fakt, że ta blondyna zdzieliła mnie kluczem to tak. Słuchajcie, musimy jechać *rozwija mapę* tu!
- Co tu jest?
- Zwinęłam ją w ostatniej chwili, oni tam wykryli anomalie czasoprzestrzeni, czy coś
- No nie, znowu...nie stać mnie. Wszyscy się tak odwracają, patrzą na mnie jak na wariata.
- HANA PATRZ NA DROGĘ!
No i super, wjechaliśmy w jakiś dół.
- Kto to wykopał?
- Daj mnie tą mapę - rzekł Keanu
- Teraz to my musimy jakoś stąd wyjść.
Na szczęście mieliśmy linę. Alita wyszła sama i wciągnęła nas na górę.
- Co byście beze mnie poczęli?
- Przypomnę, że to ciebie musieliśmy przywrócić do życia. - mówiłem
- O nie! - krzyknął Keanu i zniknął. Została tylko mapa. Nie wiem, jak to zrobił, to była pustynia, nie ma się gdzie schować. Mniejsza.
- No i co teraz? Jeden się zmył, a nasz wehikuł w dole. Wie ktoś gdzie iść?
D.Va wlazła na wydmę i powiedziała: eee...chyba wiem, gdzie jesteśmy. To nie była pustynia, to była sawanna.
- Niby sawanna, ale zwierząt nie ma.
- To długa historia.
- Robi się ciemno.
- No to na miejscu się zatrzymamy.
- Przecież to jest jakieś kilkanaście kilometrów stąd. Dotrzemy tam rano.
- Przesadzasz, idziemy.
Zeszliśmy niżej. Fakt, że nie ma zwierząt mnie dziwił, ale w sumie to bardziej normalne niż spadające fortepiany czy robojaguary znikąd...
Tak czy siak chcieliśmy przenocować pod starą akacją, ale musieliśmy najpierw rozbić z ognisko.
F: Pójdę po drewno, może coś znajdę
D: Spoko
A: Pójdę z nim
E: Hmmm...no dobra
Odeszliśmy więc po drewno. Nie mieliśmy siekiery, ale było zaskakująco dużo przewróconych drzew, więc wyłamaliśmy gałęzi i ruszyliśmy w stronę obozu.
E: Słuchaj, mam pewne obawy, chodź tu.
D: Jak dla mnie to jesteś przewrażliwiona.
E: Co ty możesz wiedzieć o tych sprawach?
D: Niewiele, ale znam dobrze Alitę, nie jest taka jak myślisz. A TERAZ DAJ MI SPOKÓJ
*cpyk cpyk*
Wracając do obozu Alita stanęła mi naprzeciw
A: Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć. Wybacz, że byłam tak ostra wobec ciebie. Nie chciałam, żeby tak to wyglądało.
Po czym zrobiła oczy jak ze Shreka (wyobraźcie to sobie)
F: eee...ok, jasne, nie ma problemu, ale chodźmy już
I tu potknąłem się o coś, chyba o kamień, bo twarde to było. W każdym razie gałęzie wyleciały mi z ręki, a ja wylądowałem na niej. Podparłem się ramionami, ona czerwona, ja czerwony
F: Wybacz, potknąłem się
A: Tego nie było, a nas nic nie łączy, zgoda?
F: Zgoda.
Wracając na miejsce z drewnem Alita rozpaliła ognisko.
E: Słuchaj, mogę cię prosić na stronę?
Wyglądała jakby zaraz miała kogoś zabić, ale się posłuchałem.
F: To o co cho...*dostałem z liścia w twarz*ej, a za co to*i znowu*
E: Nie wierzę, poświęciłam swoje wcześniejsze życie, tron i siostrę, żeby pomóc uratować ci skórę, pamiętasz? A potem do ciebie wróciłam, przeżyliśmy tak wiele, a ty mi się za plecami mizdrzysz z robolalą?
A: Ej, ja to wszystko słyszę i nie pozwalam siebie tak nazywać
E: Zamknij się Alita, to sprawa między mną, a nim.
F: POTKNĄŁEM SIĘ
E: Nie wierzę, wiem co widziałam
F: Nie wiesz
E: Lepiej się nie poniżaj i sobie idź, póki ci jeszcze pozwalam żyć.
F: Elsa...wiesz co, dobra! Skoro jestem tu zbędny to proszę. A ja naiwny myślałem, że ktoś mnie na tym świecie rozumie...
*chwilę później*
A: Coś ty zrobiła?
E: To co był trzeba. Wielkie dzięki, zepsułaś wszystko...
A: Nie, to ty do tego doprowadziłaś!
D: DOŚĆ CO TO ZA JĘKI?!
A: Myśli, że jej chłopaka chcę zabrać
E: To nawet nie jest mój chłopak!
A: Doprawdy, a zachowujesz się jakby był
*dźwięk końca nagrywania*
E: Hana oddawaj to! Ty to nagrywałaś? *oglądają nagranie od początku*
A: Czemu nic nie mówiłaś?
E: mój Boże co ja zrobiłam, jak mogłam potraktować tak przyjaciela...jestem potworem
D: Nie płacz, znajdziemy go.
E: Nawet jeśli to nie będzie chciał ze mną rozmawiać
A: Ale ze mną tak, pójdę po niego, wy tu zostańcie.
D: Masz tu, pograj sobie na telefonie. Mi pomaga, jak mam ochotę zapaść się pod ziemię
*tymczasem na pobliskim klifie*
F: *przedrzeźnia* "a ty mi za plecami mizdrzysz się z robolalą?" Po prostu super...mam życie zniszczone do końca życia, było nie brać udziału w tym meczu. A teraz nawet nie wrócę do domu...
K: Zaraz, to moja miejscówka! Wyno...młody co ty tu robisz?
F: Keanu? Co TY tu robisz? Czemu od nas odszedłeś?
K: To miejsce wskazane przez Alitę, ja jej znam. Sprawa prywatna.
F: Nawet jeżeli polują na ciebie to przynajmniej masz jak się bronić. Ja ginę na strzała
K: Niech zgadnę, dziewczyny?
F: Elsa kazała mi odejść, bo myśli, że się całowałem z Alitą, bo się potknąłem i na nią wleciałem.
K: Ach te baby. Wiecznie z nimi same problemy.
F: Ale ja nie szukam miłości, szukałem przygody, wyzwania, oderwania się od nudnego życia, ale jeżeli tak wygląda alternatywa to czuję się przeklęty.
K: Chodź ze mną
F: Po co?
K: Znam taki bar na tym odludziu dla błądzących dusz
F: No dobra, wyjścia nie ma.
Bar był w jaskini, choć z drzwiami, obity drewnem, dużo osób jak na odludzie, nawet pianista był.
K: Kelner, dwie whisky proszę
F: Jedno, ja nie piję. Zapicie smutku tylko go pogłębi
K: Słuchaj, znam twój los, żyłem tak jak ty, ale ja byłem członkiem ruskiej mafii, miałem ciężej, bo wychodzić z roli zabójcy ciężko. Masz człowieku szczęście. Przeżyłeś wydarzenia rodem z książki, poznałeś dziewczynę, która myślałeś, że nie istnieje i radzisz sobie mimo braku nadludzkich zdolności. Wielu chciałoby tak żyć.
F: Do czasu. Nie wiem co na mnie czeka, ale jak mam pokonać chociaż kogoś silniejszego ode mnie? a co dopiero uzbrojonego. Boję się, że z tej "wojaży" wrócę "na tarczy"
K: Masz za to coś, czego nie ma, nikt
F: Błagam nie mów mi tu o wierze w siebie, to patetyczne do bólu
K: Miałem na myśli spryt. Nawet z sytuacji beznadziejnej byłeś w stanie się wygrzebać
F: A to przepraszam.
K: Wybacz, muszę do toalety. Jakby co, to mnie tu nie było
Ktoś ubrany w duży czarny płaszcz, który zasłaniał wszystko i siedział obok rzekł
?: Są gdzieś tam ludzie, którzy czekają na ciebie.
F: Nie gadaj mi tu głupot
?: Wiem co myślisz, chodź, zaprowadzę cię gdzieś
F: eee...ok?
Wyszedłem z jegomościem z jaskini
Pokonaliśmy kilkanaście metrów.
?: Spójrz na gwiazdy, każda z nich zdaje się być identyczna, ot kolejny świecący punkcik na nocnym niebie, ale tak naprawdę każda z nich ma swoje własne cechy i wspólny cel, wyróżnić się. I te które chcą się wyróżnić świecą. Tak samo jest z ludźmi. Widać, kto ma dobre serce, kto chce odnaleźć siebie i *zdejmuje kaptur* kto wie kim jest.
F: Moment, Alita? skąd wiesz, gdzie byłem
A: Mam swoje kontakty.
F: a te gwiazdy?
A: Każdej nocy patrzyłam w nocne niebo. Bo wiesz, słyszałam twoją rozmowę z Reevesem i ja też tak miałam. Byłam pełna obaw, nie wiedziałam co robić, a kiedy bliski mi zmarł postawiłam sobie cel, zapominając o całym Bożym świecie.
F: To co mówisz jest bardzo poetyckie, ale może prościej?
A: Po prostu patrz na drogę, którą idziesz, żeby się nie potknąć
F: Bardzo śmieszne. Ale co mi po tym, skoro nie umiem nawet walczyć.
A: Coś wymyślimy, ale na razie wracajmy do obozu. Elsa zrozumiała swój błąd.
F: Idźmy więc.
Po dotarciu na miejsce, Elsa rzuciła się z płaczem na mnie, ja mogłem tylko powiedzieć "wszystko już dobrze, spokojnie, wybaczam ci"
F: A i jeszcze jedno, żebym miał to z głowy. Hana, nie kocham cię.
D: Mam to w nosieeee
F: No to chodźmy już spać, czeka nas jeszcze wiele przygód
Zabrzmiałem jakbym o czymś wiedział...
W każdym razie z rana trzeba było zobaczyć, gdzie jesteśmy.
A: Ostrzegam, nie do końca wiadomo co tam jest, ale może być sednem całej tej historii.
D: Daleko to?
A: Nawet nie wiem, gdzie jesteśmy!
I wtedy z oddali zauważyłem jakiś bunkier
F: Ej, coś tam jest!
E: Chodźmy tam!
A: Ale...czekaj to jest to.
Trochę to daleko było. Po drodze sawanna przeistoczyła się w pustynię. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nieważne co się dzieje D.Va trzyma tylko nos w telefonie.
F: SKĄD TY MASZ WIFI? Przecież wszystko leży, Zalem też!
D: To tajemnica państwowa.
F: Ale nie ma żadnych państw!
D: Gdybym ci powiedziała, to jak wrócę do domu wyrzucą mnie z kraju, kumasz?
Minęło...pół dnia i jesteśmy na miejscu.
Wielki budynek w kształcie sześcianu. Tylko jak tam wejść?
D: Zhackuję to!
A: To chyba nie jest dobry pomysł.
E: A umiesz?
D: Sombra mnie u...*wycie syreny*
F: Kiepski z ciebie uczeń
Z piasku wygrzebał się wielki na 10 metrów cyber-skorpion.
E: No to mamy przerąbane. I co teraz?
AAAAAAAAAAAAAAAAAAA
Telepał się jak telefon podczas nagrywania. Był za szybki nawet dla Ality. Miotał nami jak kukiełkami.
F: Słuchajcie mam plan, Alita, pożycz mi miecz.
A: Po co ci on?
F: Zaufaj mi. Przytrzymajcie go jakoś.
Nie wiem, jak miały to zrobić. Prawdopodobnie Alita postanowiła zagadać go na śmierć. Nawet tego nie słuchałem. Ja zaś wlazłem mu na ogon, wdrapałem się na grzbiet i wbiłem mu miecz prosto plecy. To go sparaliżowało na kamień. Potem jedynie oblałem go wodą, dla pewności.
Alita wykopała drzwi do środka. A tam...małe, sterylne, białe pomieszczenie z czytnikiem linii papilarnych na ścianie. Tak więc...
E: Nie znowu!
I trafiła strzałą z łuku prosto w niego.
Wtedy jedna ściana się odsunęła. Za nią był tunel. I z głośników rozległ się wkurzający głos jakiejś maszyny: "Aha, czyli nie chcecie się bawić? Dobrze, zatem pozwolę wam dotrzeć do manipulatora przestrzeni[...]"
D: Co ona gada?
F: Że nas wpuści
"[...], ale tor przeszkód stoi, nie przewidzieliśmy tego. Wybaczcie. Z powodów jego budowy wejść może tylko dwoje z was, nie kombinujcie, bo włączycie systemy ochronne, miłego dnia"
F: Elsa, idziemy?
E: Rozwalmy to. Alita, postarajcie się jakoś to obejść i tam dojść.
A: Bóg z tobą.
Weszliśmy w tunel. Spodziewałem się jakichś aren z przeciwnikami czy skazanymi na porażkę grami, a dostaliśmy...Portala. Dosłownie.
F: Co za mózg mógł wpaść na taki pomysł?
E: A to co to?
F: Portal-gun. Grałem w to, więc znam.
E: A jak to dzia...*pociągnęła za spust*
F: Właśnie tak, jak strzelisz gdzie indziej powstanie drugi portal, przez który można przejść.
E: Trochę nam to zajmie.
*tymczasem na zewnątrz*
D: Jak my mamy "oszukać system"?
A: Hmmm...ej, tam jest szyb wentylacyjny.
D: Zmieścimy się tam?
A: Raczej tak, mamy jakiś wybór?
D: Ale to jest wysoko.
A: Daj, podsadzę cię
*kilka godzin później*
D: ILE TO MOŻE TRWA-
A: Cicho, bo ktoś nas usłyszy.
Zaś u nas...naprawdę muszę to tłumaczyć? Kto grał w Portala ten wie przez co musieliśmy przechodzić, a jak ktoś nie rozumie niech sprawdzi na YouTube.
Po ukończeniu tej "gry wideo w realu" usłyszeliśmy w głośnikach "Gratulacje, a myślałam, że się wam nie uda, cóż, co za frajer z Aperture zrobił z gry wideo zabezpieczenie? Tak więc cieszcie się, póki możecie"
F: A, to GLaDOS
E: Dziwna jest...
Przed nami stał ten cały manipulator.
Wystarczyło podejść, ale wtedy przez ścianę wjechał czołg, a z niego wyszli dziwnie wyglądający ludzie, jak na prochach, wszyscy byli ponacinani (pewnie żyletkami), łysi, z bandanami na twarzy i z AK-47...w 2563 roku.
Jeden z nich przemówił bełkotliwie
- Mamy cię!
F: Mnie?
- A kto zabił naszego wodza?
F: Co ty gadasz? Jakiego wodza?
- Ty już wiesz jakiego!
F: Niech zgadnę, chcecie się zemścić i wszyscy mnie zastrzelicie?
E: O co im chodzi?
F: Sam chcę wiedzieć...
- Oh...to by było za proste i za krótkie. Wy dwaj, trzymajcie go, reszta: zabierzcie mu dziewczynę
E: CO?
F: ONA NIE JEST MOJĄ DZIE- PUSZCZAJCIE MNIE!
E: ŁAPSKA PRZY SOBIE! JA WAM POKAŻĘ
- Jedziemy chłopcy, zostawcie go, niech cierpi.
Na klęczkach trzymam tego portal-guna.
D: DALEKO JESZCZE?!
A: PRZESTAŃ MNIE PYTAĆ!
AAAAAAAA *wentylacja nie wytrzymała*
A: No i, o zgrozo, co tu zasz...o matko.
F: Alita, ten nieudolny złodziej, to był wódz jakiejś dziwnej grupy, i w zamian za to...porwali Elsę.
I w tym momencie przeszedłem załamanie nerwowe i się rozpłakałem.
D: Ej, to działa?
D.Va podeszła do maszyny, ale tamtą zniszczyli kultyści.
D: Daj mi chwilę i to naprawię. Wrócisz do domu.
F: Nie. Bez Elsy się stąd nie ruszam. Tyle poświęciła, teraz spłacę swój dług...
A: Ej, spokojnie. Nie popadajmy w dramatyzm.
Alita podniosła kawałek materiału z symbolem czerwonego słońca.
A: Chyba wiem, jak ci pomóc.
F: Gdyby tylko Keanu tu był...
K: Czy ktoś mnie wołał?
D: Co ty za Aslana robisz? Czemu nie idziesz z nami?!
A: Reeves, zobacz to.
K: Znowu oni.
F: Ale jak znowu?
K: Pamiętasz jak mówiłem o prywatnych sprawach? To właśnie oni.
F: Ale jacy oni?
K: Może pogadajmy gdzie indziej...chodźcie, zaprowadzę was gdzieś
F: Dość tajemnic! Dokąd!?
K: Musimy wyruszyć w drugą stronę. Przejdziemy na drugą stronę Żelaznego Miasta.
A: Zalem je przygniotło! Jak mamy niby przejść?
K: Odpowiedź jest prosta, przejdziemy po gruzach. Tracimy czas...
D: No to w drogę!
Przez te kilka godzin widać było głównie pustynie, sawannę, a potem pola rzepaku. Husarzy na pegazach już nie było...
Wkraczając do ruin upadłego Zalem zastały nas widoki niczym z Prypeci. Mnie zaś naszły pytania natury egzystencjalne: czymże ja jestem wobec ogromu otaczającego mnie świata? kim powinienem być? jak żyć? Tą niepokojącą ciszę nagle przerywa Alita
A: IDO!
Pobiegła jak szalona
F: Ej, czekaj na nas!
Gabinet dr Ido przypominał już wtedy ruinę, jak wszystko inne. Ostała się jednak wiadomość
"Alita, niezniszczalne upadło. Jeżeli to czytasz to prawdopodobnie miasto jest w ruinie i nikogo już tu nie ma. Na szczęście udało się nam ewakuować większość mieszkańców. Udaliśmy się w pobliże rzeki. Prawdopodobnie ktoś mieszał w czasoprzestrzeni, cokolwiek to wywołuje, trzeba to zniszczyć. Mam nadzieję, że czytasz to ty"
A: A więc żyje!
D: Fajnie księżniczko, ale musimy iść, nie wiemy, ile czasu nam pozostało.
K: Ma rację, ale nie wiem gdzie był ten statek?
F: Statek? Zaraz...Alita, pamiętasz, gdzie był statek, z którego masz swoje ciało?
A: Tak, a co?
K: Prowadź
Po przedarciu się przez ruiny skierowaliśmy się do znajomej nam dżungli.
D: Jesteście pewni, że wiecie co robicie?
F: Ja nie, ale tak mam od początku.
K: Czy możecie zachowywać się dojrzalej?
F: Dobrze papo *sarkazm*
A: Jesteśmy.
W zasadzie niewiele się na pierwszy rzut oka zmieniło od znalezienia ciała. I tu miało coś być?
K: Dobrze, nikogo tu nie ma. Słuchajcie. To plemię nazywa się Mukakiki...to antysataniści. Od wieków zamieszkiwali piekło i starali się obalić Szatana. Na ich czele stał niejaki Obama, któremu się to udało. Później zniknął stamtąd, ale oni o tym nie wiedzą, więc dalej kopią dziurę, aby dostać się...
F: ...do piekła?
K: Dokładnie
F: Nie no, czyli Metro było prorocze? Najlepsze jest to, że się wciąż nie zorientowali, że piekła nie ma pod ziemią.
A: A co ci zrobili?
K: Szukałem przygód jak ty, ale potem dostałem strzałą w...serce. Zakochaliśmy się w sobie, byłem członkiem rosyjskiej mafii. Dla niej odszedłem.
F: Tak, znam to, ale to nie antysataniści zabili ci psa.
K: Tak, ale jak się zorientowali, że wybiłem całą mafię, to postanowili mnie zamordować. Ściągnęli mnie tutaj i już mieli poderżnąć gardło, kiedy wyjąłem ołówek i wbiłem go temu pseudokultyście w oko, ten nożem chybił i rozciął linę, a ja zwiałem. Potem trafiłem do Żelaznego Miasta. Reszta to historia.
D: ....aaaauć. No to było grubo.
F: Jak cię tu ściągnęli?
K: Mądrzy nie są, ale portale opanowali.
A: I co, jeden tu jest?
K: I to ich główny. Prowadzi prosto do ich krainy.
F: No to jak się to włącza?
*z oddali* tam za statkiem jest przełącznik.
K: On za dużo wie. Brać go!
Kompletnie go wcześniej nie zauważyliśmy, a ten siedział sobie na brzegu i łowił ryby. Ten stary rybak został jednak pochwycony przez Keanu i chyba był bardzo zwiotczały lub zmęczony, bo ledwo stał na nogach. Alita przytknęła mu miecz do gardła i pyta
A: Kim jesteś?
D: Ej, spokojnie, on jest raczej niegroźny
A: Patrz jak do ciebie mówię, słuchaj, nie chcemy problemów
F: Nie, niemożliwe, stop, STOP! ALITA, ZOSTAW GO!
Keanu go puścił, ten padł na kolana i powiedział:
- Nie wiecie, czego szukacie...
F: Nie wierzę, Elon Musk?! Co ty tu robisz? Nie powinno cię tu być?
M: Ja tu żyję
F: Jak skoro jesteś i w moim świecie?
M: Słowo świat niezbyt tu pasuje
F: Hę?
D: Lepiej usiądźmy.
M: Byłem miliarderem, marzycielem z jednym celem: założyć kolonię na Marsie. Takiego mnie znasz, eee...jak się nazywasz?
F: Filip. I tak
M: To teraz posłuchaj, pierwsza kolonia powstała w roku 2022, zaś 20 lat później utworzono pierwszą administrację. Jako że się starzałem, postanowiłem się zahibernować. I był spokój...do czasu
A: Upadku?
M: Tak to nazwano. Z hibernacji wybudzono mnie w 2222 roku. Okazało się, że 200 lat od powstania kolonii odnaleziono moje ciało na Czerwonej Planecie. Kolonia zaś uniezależniła się od Ziemian i została Zjednoczoną Republiką Marsa. Byłem bohaterem narodowym, tak byli mi oddani, że chcieli mi dać nieśmiertelność, przynajmniej tak im się zdawało. Dlatego wszczepili mi serce z reaktorem antymaterii. Dlatego jestem tu teraz z wami żywy. Niestety te serca na antymaterię były zarezerwowane jedynie dla Berserkerów, elitarnej jednostki ZRM
A: Właśnie z jednym rozmawiasz
M: Naprawdę?
K: Ma kopa
F: Poczułem na własnej skórze...
M: Kiedy zaczęła się wojna postanowiłem uciec na Ziemię w jednej z kapsuł. Zdążyłem, ale Ziemia nie przypominała już tego co w twoich czasach, Filipie.
Większość planety pokryły sawanny i stepy, drzewa rosły głównie pod podniebnymi miastami i obok nich, a ludność mieszkała w multikulturowych megalopolis.
F: Czyli czekaj, zaraz. Chcesz mi powiedzieć, że gdybym przeżył te 500 lat do przodu to mógłbym zobaczyć Alitę?
M: Słuchaj, zdążyłbyś nawet zostać cyborgiem.
Ja tak patrzę na Alitę, a potem na Keanu
F: A no czekaj, Keanu, skąd masz tą metalową rękę?
K: Powiem tak, nie polecam barów dla łowców nagród.
A: No co ty nie powiesz...
M: Czyli widzisz, to nie są jakieś portale do innego wymiaru...
F: ...tylko wehikuły czasu?
M: Mhm.
F: Wow. Chwila, muszę to przetrawić.
D: Oś czasu jest jedna?
M: Na daną chwilę innych nie znamy.
D: Ja jestem z XXII w., Filip i Keanu z XXI, a jesteśmy w XXVI, bo jesteśmy u Ality, czyli niezłe z nas starce, co?
A: Eee tam, ja mam ponad 300 lat.
F: No dobra, wybacz za to traktowanie.
M: No problemo.
K: Za statkiem przełącznik?
M: Tak
D: To idziemy, miło było poznać.
F: Co pan teraz zrobi?
M: A idę w Bieszczady...
To była najdziwniejsza rozmowa w moim życiu.
D: To ten pstryczek? Serio?
*pstryk*
A: No i jest portal. Idziemy?
F: Ja bez Elsy nie wracam
Tak więc uruchomiliśmy ten ich portal, przeszliśmy i...
jakaś bajkowa dolina? Znaczy, nie, że są tam smoki, jednorożce czy inne centaury, ale kolory tak pastelowe, że ciężko przejść obojętnie. I tu ma zamieszkiwać plemię antysatanistów-debili, którzy porwali Elsę?! Nie kupuję tego za Chiny...
Innym chyba też nastrój się udzielił, bo D.Va świeci oczami, jakby nigdy w Zeldę nie grała i zachwyca się jak głupia. No ładne to w sumie. Keanu się rozgląda, a Alitę dziabnął w rękę wielki kwiat(?). Oczywiście wyrwała go z korzeniami.
Z oddali zarechotała z niedalekiej jaskini staruszka.
S: Hahahaha, żałuj, że nie widziałaś swojej miny! Hahahaha...
A: Bardzo śmieszne...
F: I co my z tą choroszczą zrobimy?
S: Ja to wezmę. Ten kwiat ma właściwości lecznicze. Napar z niego jest magiczny.
F: W sumie ten świat wygląda na magiczny, dobra.
A: Przecież nie będziemy tu siedzieć
D: Mów za sie...WoooooooooW
Wielki robo-dinozaur. Z oddali. Normalnie jak w Horizon. Ale priorytety...
S: Gotowe! Proszę, dzięki wam za wyrwanie tego szkodnika.
A: Pani sama nie mogła?
S: *obniżonym głosem* Każdy kto próbował kończył bez rąk.
A: ...przekonałaś mnie
K: Ej! Chodźcie za mną, musicie to zobaczyć, już chyba wiem, gdzie iść!
D: Ale ja nie chcę...
Szarpię ją za rękę.
Przechodzimy przez gęstą knieję, aż przed oczami ukazuje się nam w oddali ogromny gród i równie duży zamek za pobliską rzeką. Majestatyczny.
K: To tam!
A: Super, ale musimy najpierw ze...*klif się pod nami osunął*
Pech chciał, że na górze dalej jest portal, a dojścia z powrotem nie ma. To bilet w jedną stronę. Fart, że upadliśmy na stos siana, więc, żyjemy. A ja wreszcie nie jestem poduszką dla Ality!
D: Skąd to sia...AŁA, PUSZCZAJ, ZOSTAW MI WŁOSY, KROWO
F: Współczuję
D: No, dziękuję...
K: Teraz musimy się tam jakoś dostać. Ale mostu przez rzekę nie widać.
A: Hmmm...
F: Hmmmm...
K: Hmmmm...
My tam stoimy jak 3 słupy soli, a D.Va po prostu weszła do rzeki.
D: Chodźcie, płytka jest ta rzeka!
Przeszliśmy po prostu przez rzekę. Dalej było z górki.
Choć raczej pod górkę, biorąc pod uwagę, że niebo z każdym krokiem się zaciemniało i zachmurzało. Po kilku dniach podróży, weszliśmy na niewielkie wzniesienie by odpocząć i przenocować.
K: Rozpalę ognisko.
A: Rozumiem tego kwiatka, rozumiem staruszkę, rozumiem nawet tańczące drzewa z przedwczoraj czy kota w butach, ale nie rozumiem, dlaczego nikogo tu nie ma?
F: A ten pachołek, co pasał krowy?
A: On był sam. Naprawdę, wielka osada, jeszcze większy zamek i brak żywej duszy.
F: Wyciągnę lornetkę. *patrzy*
F: Ej, tam ludzi jest niewiele, choć i tak niewiele widać, ale brama jest otwarta. Nawet straży nie ma. Co jest grane?
K: Otwarta? Brak straży? To musi być zasadzka wielkiego Mukakiki.
D: I co w związku z tym, mistrzu noża i ołówka?
F: To było suche, wody!
K: Trzeba się będzie przekraść inaczej. Inną bramą? A może podkop? A może to im załatwimy zasadzkę w lesie!
F: ...albo wejdziemy incognito. Tak chyba najprościej i najtaniej.
A: To w końcu skończeni kretyni. Kto normalny kopie potajemnie dziurę do piekła?!
K: Nudne to trochę, ale dobra...
D: Jest tylko jeden mały problem. Trzeba się jakoś w tłum wtopić, o ile ty, czy ja możemy pozostać niezauważeni jak duchy, to w oczy rzuci się koleś z protezą, a już szczególnie cyberdziewczyna z wielkimi oczami.
Jeżeli ci ludzie również mentalnie są ze średniowiecza, to narobią szumu, by ją utopić, czy coś.
F: Keanu nic nie będzie. Protezy to norma, zaufaj mi, znam się na tym. A co do Ality, to w zasadzie to, że nie ma ludzkiego ciała to ludzie mogliby poznać jedynie po dłoniach. Wystarczą rękawiczki. I może jakiś płaszcz, bo w kombinezonach to ludzie nawet w moich czasach nie chodzą po ulicy.
A: Masz to?
F: Zawsze mam takie rzeczy na wypadek deszczu czy zimna.
D: Zatem jutro rano ruszamy do akcji!
K: Czemu nie teraz?
F: My się mamy wtopić w tłum, nie zrobić napad
Nazajutrz bierzemy się do dzieła. Poszło łatwiej niż myśleliśmy, brama otwarta, straży nie ma, choć nikt nas też nie wita.
F: Myślałem, że będzie tru...o matko
A: Co tu się wydarzyła za
K: Zaraza...
Widoki godne przeoranego czarną śmiercią Paryża.
Trupy walają się wszędzie, są pokryte czarnymi plamami, a włosy mają siwe, nawet dzieci.
D: Okropieństwo
F: Miejmy tylko nadzieję, że my sami nie zachorujemy.
A: No ja na pewno nie
F: Ale lepiej i ty nie dotykaj ciał.
D: Fuj.
K: Nie przyszliśmy tu zwiedzać, tylko tych sk****synów wybić i zniszczyć zarazę jaką są. A no i wyciągnąć stąd Elsę.
F: Zatem jazda!
Naszym celem stał się zamek w samym centrum tego usłanego trupami grodu. To wejście jednak już było chronione.
K: Mamy towarzystwo.
A: Ciekawe jak oni nie zachorowali...
D: No i co teraz?
F: Mam plan. Keanu, wiesz co robić.
Keanu wychodzi zza rogu
- EJ, A TYŚ KTO?
K: Nie nudzicie się tutaj panowie?
- A co cię to?!
K: Nie bądźcie tacy spięci. Wiem co może pomóc.
No to jak, po maluchu?
- Przekonałeś mnie.
Gorzałka była mocna. Wystarczyło sztyletem ich dobić.
F: W ogóle geniusze z nich. Bronią otwartych drzwi.
Przekraczamy próg, a tam cała gwardia: STAĆ!
F: Jak wy? *dostrzega kamerę* Kaszana...
A: Zostaw to mnie
- I co nam zrobisz, dziewczynko? puci *jeden złapał ją za policzki i się wydurniał*
Jeden zamach damaskańskim ostrzem później był już przecięty na pół. Reszta w panice zwiała...aby ogłosić alarm.
D: Którędy?
K: Po schodach!
A: Dokąd biegniemy?
K: Do wodzaaaa...aaah mają nas
Otoczyli nas.
- Kto miał czelność naruszyć próg Wielkiego Mukakiki?!
F: Wy
- Płaci nam za to. Po co ja to mówię, zabić ich natychmiast. To zabójca Wodza i jego pomagierzy!
*dzwoni telefon*
Ten pachołek, który wygląda jak jakiś napakowany Gollum ma telefon...
- Zabije was Wielki Wszechmocny.
A: Skończył biadolić...
*wyrywa się z uścisku i ciągnie mnie ze sobą*
- Szefie, zabójca ucieka!
- Na pewno wróci po przyjaciół. Zabrać mi tego...TY!
K: Znowu się spotykamy.
- Jakże nisko upadają wielcy...mniejsza. Zabrać tego młokosa i dziewczynę to Wszechmocnego. I czekać na powrót nikczemnika!
F: Dobra, już, przestań, ALITA PUŚĆ MNIE BO MI RĘKĘ WYRWIESZ!
A: Zgubiliśmy ich.
F: Eee...lepiej zobacz przez okno.
Normalnie apokalipsa, domy płoną. Same z siebie, bo kto miał podpalić. Jakieś wyrwy w ziemi i ponury kosiarz, który ma to w nosie i na środku placu postawił komputer i gra w Simsy. Nowoczesna śmierć.
F: Jak jeszcze coś wy...*huk* *leżymy na ziemi*...wybuchnie...
A: Musimy stąd uciekać.
F: Oni tam na mnie czekają. Muszę tam iść. Poświęcę swe życie w zamian za życie reszty.
A: Odbiło ci?
F: Dla Elsy, dla Keanu...dla Ciebie. *przytulam ją*
*eureka*
A: Albo...*szepcze do ucha*
F: Przekonałaś mnie.

Chwilę później

M: A kogo my tu mamy...dwie pieczenie *patrzy na Keanu* na jednym ogniu
F: Zniszczyliście mu życie...ale to na mnie polujecie. To sprawa między tobą a mną.
M: Co ty sugerujesz?
F: Uwolnij ich, a mnie zabij tym o to mieczem. *zabrałem go jakiejś stojącej ozdobnej zbroi*
M: Mmm..a powiedz mi kochanieńki, dlaczego miałbym przystać na twoją ofertę?
F: Jako, że "Wszechmocny" żyje jak na dzikusa wystawnie, to ujmą na honorze byłoby zabijać postronnych.
M: Straże, odprowadzić do wyjścia tę dwójkę! Ja się zajmę tym tutaj.
Nawet nie wiesz, jak to jest stracić ojca w taki sposób, a teraz się dowiesz. Krew za krew!
F: *tupie o podłogę* SAYONARA!
Wylatuję piętro niżej, przez dziurę, którą Alita wycięła w podłodze.
Jak w kreskówce
F: Jesteś genialna!
A: Lećmy po Elsę i zwijajmy się stąd.
M: Ta jego kumpela...STRAŻE, STRAŻE ZABIĆ ICH.
Tym razem nikt nie usłyszał, bo odcięto kable.
Otwieramy każde możliwe drzwi, ale albo są zamknięte, albo są puste pokoje. Wchodząc do ostatniego rozlega się pisk.
Bingo!
No i super, tyle że Elsa jest przebrana w skąpe przebranie pokojówki i ma elektryczną obręcz na szyi, CO TO JAKIEŚ BDSM?!
E: W nogi! Ratujcie się na mnie za późno!
F: Jesteśmy tu po to by cię stąd wyciągnąć.
Obręcz już nie działa, więc ją zdejmujemy.
F: Mam tu gdzieś twoje...chwila...gdzie są
A: Ekhm...mamy do pogadania, odejdziesz na chwilę, Filip?
F: Co ty odwalasz?
E: No właśnie!
A: Chcesz to zdjąć?
E: Głupie to pytanie.
A: Oddam ci ciuchy, ale nie za darmo.
Szepcze coś tam do niej, czerwienię się ze zniecierpliwienia. Nie mamy na to czasu.
E: Tyle zamieszania o to? Dobra, a teraz dawaj moje rzeczy.
Szczęście, że Hana i Keanu nie musieli tego oglądać.
Jak się przebrała to wyskoczyliśmy prze okno w sam środek stogu siana.
Ale nas znaleźli.
F: Do boju!
Drę się jak kretyn.
D.Va jest nie daleko.
F: A gdzie Keanu.
D: Szykuje niespodziankę za 3...2...1...

KABOOM!

Wysadził zamek w drobny mak. Dynamitem. Skąd on bierze takie rzeczy?
Tak czy siak sprawa kończy się (z) hukiem.
Z gruzów wygrzebuje się w pełni ocalały Mukakiki.
M: Mój zamek! Wy! Wy dranie jedne! Już się ma na mnie rzucić, gdy nagle
boss theme music plays
D.Va przerywa rozmowę w telefonie i
THEN THE WINGED HUSSARS ARRIVED
dudu tududu du

Husaria na pegazach, której nie widziałem od trafienia do Żelaznego Miasta galopuje prosto na niego i zadeptuje na śmierć.
D: Nie ma za co :)
Pochylamy się nad zmienionym w papkę Mukakikim. Wszyscy milczą, tylko Alita wbija w "to" miecz. Chyba dla pewności. I dodaje
A: Nie stoję bezczynnie w obecności zła.

I w tym momencie zostaję postrzelony w brzuch zabłąkaną strzałą. Był to łucznik, który jakimś cudem ocalał. Elsa miała lepszego cela; zabiła go na miejscu.
Ja tam się wykrwawiam. Zaciągają mnie na bok, lecz najpierw słychać hejnał. Wojska zdeptanego wodza idą po nas. To pewnie od nich ten łucznik... Husarzy atakują ich z zaskoczenia i dochodzi do walnej bitwy, do której dołącza podróżująca nieopodal armia krzyżowców. Staje po naszej stronie, ale dla mnie nie ma to znaczenia.
F: I co teraz?
K: Wiem, ten parszywy kwiatek!
A: Co?
K: A co cię dziabnęło wtedy w rękę?
A: No tak! Hana, ty miałaś tą fiolkę!
D: Chwila, muszę ją znaleźć...MAM!
Mam to wypić. Ale po wypiciu, nie ma różnicy. Ledwo kontaktuję, ale Elsa płacze nade mną jakbym zaraz miał umrzeć. W sumie się nie dziwię.
Odczuwam jakby obecność poza swoim ciałem.
Zaczyna wiać wiatr, a z ziemi wylatuje niczym duch...w sumie duch.
Zwie się Demetrią i twierdzi, że jest moim aniołem stróżem. I ta goi moją ranę.
F: A co to za robocik?
De: A, to mój pupil Camer, latał za wami i obserwował ze wszystkich stron.
Co ciekawe dało się go pogłaskać, mimo, że wygląda jak kulka z kamerą...
E: To się nie dzieje naprawdę.
De: Tak samo ty podobno nie istniałaś.
E: Co...skąd ty to wiesz?
De: Ja wiem wszystko. Moc kostura tego czarnego zgreda, już nie działa, więc możecie się udać do swoich światów.
D: Ale jak? Teleportery zniszczone...
De: Jeden jest za tobą. To jak, kto pierwszy?
D.Va wyszła przed szereg.
D: Ja. Tylko co zrobić, jak wrócę.
F: Ja na twoim miejscu *wyciąga z plecaka broszurę* dołączyłbym do Overwatch.
A: Czego ty nie masz w plecaku?
F: Lata praktyki i gry w Skyrima.
D: pfff...naprawdę? Myślisz, że mnie przyjmą?
F: Jak najbardziej.
D: No to cóż, game on!
F: GAME ON!
K: Wolę już tu zostać, niż tam cierpieć...
De: Nie chcę cię wysłać do Nowego Jorku.
K: Co?
De: Twoi przodkowie byli wynalazcami, którzy podczas jednej z podróży odkryli malownicze miejsce i tam zbudowali osadę o nazwie Acadia. Tam możesz zacząć nowe życie.
K: Naprawdę?
De: Serio, a teraz wskakuj.
K: Żegnaj młody.
Będę zawsze o nich pamiętał.
De: Elso, ty masz wybór. Jak postąpisz?
E: Mogłabym wrócić do Arendelle, do siostry, lecz skoro ten tutaj naraził swoje życie dla mnie to nie mogę się inaczej odwdzięczyć, niż pozostać z nim.
De: Jestem pod wielkim wrażeniem twej dojrzałości, dlatego wiedz, że na mnie zawsze możesz liczyć.
Dostała kompas, który świecił się na zielono.
E: Jak to działa?
De: Miej go przy sobie, a kiedy będzie potrzeba, to przybędę ci na pomoc.
E: Dziękuję.
De: W porządku, wystarczy przejść przez portal.
Jednak nie mogliśmy tak odejść bez chociaż pożegnania z Alitą.
Choć ta sama podeszła i powiedziała:
A: Chwila, stańcie na chwilę. Ja...chciałam wam podziękować i tobie Elso, za złamanie mojego ego...
E: No nie ma za co
A: ...i tobie Filip. Za to wszystko co zrobiłeś i że się nie poddałeś w połowie drogi.
F: Poddałbym się, ale kto udawał klienta karczmy i gadał o gwiazdach?
A: Teraz inaczej to wygląda i szczerze, będę za wami tęsknić, ciężko mi będzie wrócić do stanu, gdzie was nie ma. Aczkolwiek co ja tam wiem. Jestem tylko cyborgiem.
F: Pamiętasz co ci Hugo powiedział? Że jesteś najbardziej ludzką osobą jaką poznał.
I miał rację.
A: Wiesz co to oznacza?
F: co?
A: Zamknij oczy
F: Alita, nie, już tyle razy mnie na to nabierali, że nie dam się po raz kolejny na to nabrać.
A: ...sam się prosiłeś
I zaczęła mnie całować.
Trochę przypał, ale w sumie w kontekście spadających fortepianów, husarii na pegazach, ludożernych kwiatków czy detonacji zamku bycie pocałowanym przez cyborga nie jest takie dziwne. No i też świadomość tego w tym momencie mi wyparowała.
A: Skoro i tak się więcej nie zobaczymy to co szkodzi?
Ja już zdążyłem się ocknąć.
F: No właśnie, co to szkodzi?
Elsa stoi zaś z boku. Niby patrzy na to, ale teraz jakoś jej to obojętne. Nie chce zamienić mnie w sopel.
A: No to załatwione, Elsa. Dobiłyśmy targu
Nie wiem o co kaman
E: No to idziemy.
De: CHWILA! Musicie zabrać ze sobą wszystko, a w Zalem zostawiliście aparat.
F: Zaraz, ja tego nie nagrywałem.
De: Ja też nie. Camer?!
F: Chodźcie, zróbmy sobie chociaż zdjęcie.
De: Powiedzcie wszyscy DZIWNE
DZIWNE!
F: Przynajmniej będziesz z nami na zdjęciach.
A: Żegnajcie, przyjaciele!
F: Żegnaj Alito!
E: Cześć wszystkim!
W portalu pytam
F: Elsa, jakiego targu?
E: O co cho...a, dobra, kumam. W zamian za moje ciuchy, żeby nie chodzić w tym nacechowanym niejednoznacznie stroju, to Alita mogła cię pocałować.
F: CO?
E: Nie udawaj. I tak byś to zrobił.

Historia zatoczyła koło. Wróciliśmy do mieszkania. Prysznic nie zakręcony, a pudełko z PS Vitą rozwalone. No cóż, bywa.
Po ogarnięciu tego bajzlu zostało tylko jedno.
E: Co robimy?
F: Zagrałbym w Mirror's Edge
E: Ja też, ale nie na konsoli.
F: Co masz na myśli?
A potem biegaliśmy po budynkach, wypiliśmy gorącą czekoladę i obejrzeliśmy występ gitarzysty spod bloku. Na koniec tego dnia postanowiliśmy zrobić coś kreatywnego.
Tak więc ścianę zza przeciwka muralem. A na nim Alita. By nie zapomnieć.

T H E
E N D
Podsumowanie
Czy ten sen nie miał sensu? Tak
Czy nie jest za duży? Może
Grafomański? Bardzo
Nie realny? Pytasz a wiesz

Mimo to jest piękny
Jeżeli chciało ci się przeczytać to całe: dziękuję
Myśleliśmy, że dziwne rzeczy są już za nami. W moim świecie nie było już nic magicznego poza Elsą. Nic już więcej nadprzyrodzonego nie miało się wydarzyć, normalne życie.
Tylko że nie. W przyrodzie nic nie ginie.
Jakiś tydzień po tym wszystkim spojrzałem na zdjęcie wybrzeża Madery. Przyglądam się, bo ładne to. No i spoko...gdyby nie to, że po chwili jakiś futurystyczny (?) dźwięk i jestem tam. Krzyczę jak głupi: Co jest?! Chcę do domu! I "skaczę" do domu. Coś jest nie tak. Elsa odkłada telefon i się pyta
E: Co tym razem?
F: Widziałaś to?
E: Co?
F: Byłem na Maderze i nagle tu wróciłem...
E: Coś się musiało popsuć jak tu wracaliśmy...
F: Może to dlatego, że co chwila przechodziłem z wymiaru na wymiar, nwm jakiś portalowy osad czy inne dziadostwo
E: A mnie zabierzesz na Maderę?
4 godziny później
F: Dość!
E: Ale wiesz, że możesz kogoś zabrać!
F: Do Narnii, czy na Barbados?
E: Wracajmy do...*mdleje*
F: Elso, co jest?
Ta półprzytomna leży i ledwo kontaktuje, a mieszkanie zalewa woda nie wiem skąd. A no tak...POWÓDŹ?! Nie jestem lekarzem, więc przyszło mi do głowy jedyne rozwiązanie
F: Zabiorę cię do Arendelle, tam może coś wiedzą.
Na miejscu - jeden, wielki chaos. Miasto stoi, ale las spłonął. Okolicą przejeżdżała królowa Anna, więc zawołałem
F: ANNA!
Powóz stanął przy nas, a ta doskoczyła od razu do siostry.
A: Matko kochana, coś ty zrobił?!
F: Ja nic, sama zemdlała.
A: Nie dobrze, oj nie dobrze. I chyba wiem, dlaczego.
F: Proszę?
A: Tak mi tubylcy mówili. Elsa jest żywiołem, a bez jednego żywiołu nie będzie równowagi między nimi i ucierpi magiczny las, jak i my. Ale że tak na poważnie...
K: Chcą pewnie lodu z powrotem :D
Ja i Anna: ZAMKNIJ SIĘ KRISTOFF!
F: Ale jak?
A: Na tamtej gó-
Elsa popadła w śpiączkę, a na górze świeciło jasne światło, więc skoczyłem tam. Ja tam płaczę, podejmuję reanimację, nie pomaga.
F: D...Dlaczego? Czemuż tak nagle?
Załamany ja jedyne co robi to zanosi ciało do skrzącej się od kryształów jaskini. Jest tam wielki kwiat obejmujący z połowę podłogi. Nie wiedząc co z tym zrobić położyłem tam Elsę. Kwiat się wtedy zamknął i rozbłysnął tak jasno, że wybiegłem z jaskini. Po chwili...wychodzi z niej ona.
F: E...E...Elso?
E: Dziwnie mi
F: ...jesteś duchem?!
E: W pewnym sensie...
F: Czyli to koniec, nie możesz mnie dotknąć, a co dopiero zabrać cię z stąd. Jeżeli tam mówili prawdę, to jesteś częścią tego świata, a czymże ja jestem?
E: Nie łam się wszystko się ułoży.
Byłem załamany, jeszcze 24 h temu graliśmy w szachy, a teraz stała się duchem. Nie mogę jej nawet dotknąć, więc mówię jedynie na pożegnanie: Elso, dziękuję. Ta również chyba nie była w dobrym nastroju.
Przenoszę się więc na dół, a Anna pyta
A: I co?
F: Cóż...wygląda na to, że...tu jest jej miejsce.
A: Nie przejmuj się, wszystko się ułoży.
Ewidentnie widzi, że jestem złamany jak suchy patyk.
K: Może podwieźć cię?
F: Nie masz gdzie...wrócę do siebie
Kłamałem, skoczyłem do tawerny.
Nie piję alkoholu, jednak nie mając alternatyw stwierdziłem jedno:

Elsa nie żyje, idę się upić

Kelner zastanawiający się nad tym czemu zamawiam cały jego asortyment postanawia ze mną porozmawiać. I tak siedzimy do trzeciej nad ranem, bo miał nocną zmianę, a ja nic do stracenia. Chyba pomogło. Nie pamiętam dokładnie co mówił, ale chciał, abym wrócił do domu i zaczął życie od zera.
Kiedy oboje poczuliśmy zmęczenie był świt, więc skoczyłem na dach zamku i będąc sam ze sobą postanowiłem się posłuchać.

Wracam do domu, robię porządki. Co ciekawe telefon Elsy zniknął, ale nie ma to znaczenia. Po skończeniu sprzątania siadam na łóżku i dostrzegam zdjęcie, które zrobiła nam Demetria. Wtedy się ujawnia i pyta
D: Coś się stało.
F: I co teraz? Jaki jest sens mojego życia?
Camer tarza się po podłodze i jakoś mi tak weselej trochę.
Spoglądam na zdjęcie i przypominam sobie słowa tego kelnera.
F: W takim wypadku...to nie jest miejsce i dla mnie. Muszę zacząć od nowa...i już chyba nawet wiem, gdzie.
D: Co masz na myśli?
Wtedy pokazuję zdjęcie i pytam
F: A kto jeszcze jest na tym zdjęciu?
D: Alita, ale co to ma...zwariowałeś, jak masz zamiar sobie tam poradzić? Przecież tam jest jedno wielkie gruzowisko!
F: Żyje się dalej.
Pakuję się więc. Demeter wraca do siebie, Camer pewnie dalej mnie widzi, jak zawsze. Jestem gotów do ucieczki stąd.

Oj tak, Żelazne Miasto...chwila, to tak nie wyglądało. Wszystko wyglądało...inaczej. Normalnie. Jakby nic się nie wydarzyło, więc lecę znaleźć Alitę. Zajęło mi to jakieś...5 sekund, bo biegnąc przed siebie po prostu w nią wbiegłem.
F: Jesteś!
A: ...co? Kim ty jesteś?
F: Alita, to ja, nie poznajesz mnie?
A: Kim jesteś i skąd znasz moje imię?!
F: Nie pamiętasz, razem walczyliśmy, przechodziliśmy przez portale...całowałaś mnie do diaska!
Może za ostro wypaliłem, ale ta uciekła w tłum. No i w sumie plan wziął w łeb. Jak Elon mówił o podróżach w czasie to chyba przechodząc przez ten portal z przyszłości zrobiła się jakaś alternatywna linia czasu.
Wracam do domu, podchodzę do stolika w pokoju. W Mirror's Edge'a miałem grać, ale oczywiście Elsa musiała zająć mi czas. W tym momencie związuje mnie jakaś lina elektryczna czy coś.
- Myślałeś, że możesz sobie tak skakać?
F: Jeszcze tylko tego mi brakowało...kim pan jest?!
- Agencja Ikar, mamy za zadanie polować na potencjalne zagrożenia.
F: Jedyną osobą dla kogo jestem zagrożeniem jestem ja sam.
- Czyżby? Tacy jak ty psuli sygnalizację świetlną, rabowali banki i mordowali władze. Dlaczego mamy ci wierzyć?
Koleś ma coś z głową, wygłasza jakiś monolog o niebezpieczeństwie, prawie i karze, a ja rozcinam tą linę scyzorykiem z kieszeni. Myślę, jak tu uciec, bo słyszę za drzwiami i oknem jego ziomków, ale przecież obok mnie jest gra!
A ten tylko z oddali
- WRACAJ TU!
Czy to jest świat gry? Nie wiem, ale chyba tak, bo ściany kolorowe, a stoję na dachu jakiegoś wysokiego budynku.
Patrzę w dal i mówię
F: Tutaj mnie nie znajdzie, dekiel!
I zaczepia się na mnie magnetyczna opaska
F: Ja nie mogę, przecież ty tak nie umiesz, lecę stąd.
I wtedy kopie mnie prąd
Ten łapie za pistolet i kieruje go prosto na mnie.
- Teraz kruszyno nie zwiejesz.
Stoję na krawędzi, nie mam nawet gdzie uciec, nie umiem się bić, jeden ruch i kulka w łeb.
Przerąbane.
- Ostatnie życzenie?
Wiedząc, że to już koniec zamykam oczy, biorę w dech i...słyszę jak ktoś kogoś kopie, chyba tego agresywnego gościa. Słyszę dźwięk przeładowania broni, ale otwieram oczy.
Zrobiłem o jeden krok za dużo.
Spadam, życie mi miga przed oczami, znów je zamykam czekając aż rozpaćkam się na drodze parędziesiąt metrów niżej, ale w ostatniej chwili łapie mnie za rękę ręka z czerwoną rękawiczką. Wtedy byłem pewny dwóch rzeczy. Raz, to żyję. Dwa, to gra, a typa rozbroiła Faith.
(szlag ona też ma imię na F, ustalmy, że od teraz podpisuję się Ja)
F: Potrzebujesz pomocy? Co tu robisz?
Wciąga mnie na górę, a ja
Ja: No właśnie, co ja tu robię... Dzięki za ocalenie życia.
F: To tylko gliniarz, żaden problem.
Ja: Tylko, że chyba nie i jego koledzy będą chcieli mojej głowy. Wiesz jak to jest, gdy wszystko chce cię zabić.
F: ...
Ja: A, no tak.
Usiadłem na krawędzi. Tylko, że ja nawet sprawny zbytnio nie jestem.
F: To co ty masz w torbie? Ziemniaki?
Ja: Nie, rzeczy do przetrwania. Tylko, nie tu.
Chyba ją to interesuje, bo siada koło mnie i pyta
F: Słuchaj, jeżeli nie możesz stąd odejść, to chociaż powiedz co zrobić, aby ci pomóc.
*wyciąga zdjęcie Demetrii*
Ja: Skaczę po wymiarach. Te dwie mi towarzyszyły podczas mojej tułaczki. Blondyna nie żyje, a brunetka to cyborg, a i tak mnie nie pamięta...
F: Czy ja ci wyglądam na psychologa? Masz jakieś na to dowody? To jej to pokaż!
Ja: Masz rację, tylko gdzie ja...chwila, miała telefon, może skoro wszystko wróciło do normy, to telefon jest u D.Vy...dzięki Faith.
F: Nie ma sprawy. Oboje wstajemy, ona się oddala, a ja staram się skoczyć do siedziby Overwatch.
Ja: AAAAAAAAAAAAAAAA
Zapomniałem o tej przeklętej opasce. Darłem się tak głośno, że aż zawróciła. Dymiłem jak zgaszone ognisko, ale żyłem.
F: Co tym ra...czy to ta opaska? Trzeba ci to zdjąć. Tylko lepiej gdzie indziej.
- Znaleziono podejrzaną, ani kroku dalej
F: Cholera, mamy towarzystwo. A ty idziesz ze mną.
Po kopnięciu prądem mogłem biegać, ale chyba ucieczka stąd nie będzie prostym zadaniem.
Ja: Dokąd my biegniemy?
F: Do kryjówki
Ja: Przepaść!
F: SKACZ!
Nie było wyjścia...sukces!
Ja: Żyję!
F: No brawo, za mną.
Nie jest łatwo nadążyć za Faith. Zwłaszcza jak niemal zostałeś upieczonym stekiem.
Trochę naokoło, ale dotarliśmy niemal na miejsce.
Obok coś wybucha.

Padamy na ziemię. Jakiś wysoki budynek się zawalił.
F: To pewnie Rebecca...znowu...
Ja: A...dobra
F: Same problemy
Trochę gimnastykowania, ale docieramy do kryjówki.
Ewidentnie Ikar nie był zachwycony na mój widok.
F: Słuchaj, mamy problem i to podwójny.
I: Jaki to ma związek z tym tu?
F: Nie wiem czy z nim, ale z opaską na pewno.
I: Jaką znowu opaską?
Ja: Czy ktoś w ogóle wie o co chodzi?
F: Nie!
Zamilkłem. Nie powiem zrobiło się wstyd. Podszedłem do szafy grającej i puściłem jakąś piosenkę.
F: Pokaż tą opaskę.
Ja: Okej?
F: To chyba jest zablokowane jakimś hasłem. Może Plastic mogłaby coś na to poradzić?
Ja: Znacie może "Agencję Ikar"?
I: ...nie
F: Brzmisz jakbyś coś wiedział...
I: Nie chciałem tego mówić, ale zdaje się, że nie mam wyboru.
Znałem jednego takiego jak ty. Skończył marnie.
Ja: Proszę
I: Jesteś skoczkiem. Aby nie zaczęli okradać banków czy hakować serwerów zabijają ich na miejscu.
Ja: Faith?
F: Siedziałam wtedy w poprawczaku, nic o tym nie wiem.
I: Wiem jedno, aby to z ciebie zdjąć, trzeba będzie tu ściągnąć dane jednego z ich kluczy.
Ja: Ten kolega ci o tym wszystkim powiedział?
I: Chciał ratować siostrę. Obaj skończyli na krześle elektrycznym.
W tym momencie zrobiło mi się słabo. Już widziałem, jak jeden z tych zwyrodnialców przykuwał mnie do maszyny śmierci w męczarniach.
Ja: To jak, idziemy do tej Plastic?
F: Ty zostajesz.
Ja: Jak wy chcecie złamać szyfr opaski bez opaski?
I: Faith, pilnuj, aby przez przypadek się nie zabił.

Może i był uszczypliwy, ale coś w tym było. Miałem wiedzę i spryt, ale do wytrzymałych to nie należałem. A bić się w ogóle nie umiałem.
F: Jedno jest pewne, na pewno ktoś stanie nam na drodze. I co wtedy zrobisz?
Ja: ...
F: No tak...zrobimy to inaczej.
Nagle zmieniła kierunek i zaprowadziła mnie do jakiegoś pustego bunkra. Faith chyba chciała, abym pojął podstawy samoobrony. W sumie się jej nie dziwię. Zresztą była noc, Plastic pewnie spała, więc czas nas nie gonił.
Nauczyłem się uników, bloków i kontr, problem był jedynie z wytrzymałością. W tym hangarze stała bieżnia, więc następne wyzwanie było oczywiste.
Biegam więc na tym, ale wpadam na pewien pomysł.
Ja: Tak się zastanawiam...
F: Nad czym?
Ja: Nad tym co się z tym miejscem stanie.
F: O czym ty...
Ja: Wiem co się tu działo. I co się miało tu dziać.
F: Ej, przestań!
Ja: Nie jest ci żal?
F: ...jest
Ja: Mam pomysł! Wiesz po co nosiłem ten plecak? Mam tutaj coś.
Pokazałem jej piłkę do piłki nożnej, aby sprawdzić, czy ludzie znają tu w ogóle sport.
F: Myślałam, że to wyginęło.
Ja: Nie w moim świecie. Wiesz jak się tym gra?
F: Nie.
Ja: To ci pokażę
Pozwolili mi przenocować w kryjówce. Spałem na kanapie; w sumie lepsze to niż złażenie na dół i szukanie noclegu.
Nie mogłem spać, przypominały mi się po kolei wszystkie wydarzenia od meczu gwiazd, przez Żelazne Miasto, po uwalnianie Elsy. Wyciągnąłem wtedy nasze grupowe zdjęcie - jedyną pamiątkę po niej. Męczyły mnie myśli. Nie jak za nią tęsknię, ale jaki jest mój cel. Czułem się pusty.
Wstałem z kanapy, chciałem podejść do okna, ale potknąłem się o jakąś skrzynkę, usłyszałem tylko trzask i wrzask Faith
F: LUDZIE TU PRÓBUJĄ SPAĆ!
To już sobie darowałem.

Z rana wyszliśmy od razu do Plastic, aby złamać kod tej bransolety, czy tam opaski. Sprinterzy urządzili sobie istną sieć nadziemnych połączeń, zatem wiadomo było jak się tam dostać i nie narazić się KrugerSec. Do czasu, bo dosłownie nawinęliśmy się im na muszkę.
Ja: Niech to i co teraz?!
F: Na trzy-cztery odskakujesz w bok! Trzy-czte...
Ja: Czekaj, co?
F: -ry!
Odskoczyłem w ostatniej chwili. Wartownik rąbnął głową w ścianę. Jeszcze dwóch.
Jeden do mnie doskoczył i...zawiesił się. Serio, zaczął się zachowywać jakby był skrajnie pijany. Faith w tym czasie unieszkodliwiła ochroniarza.
Ja: Zakłócałaś im coś?
F: *kopie na odchodne z półobrotu* Nie, a co.
Ja: Stępiał.
Walnąłem więc go w twarz i kopnąłem w brzuch, aż poleciał w kwietnik.
Ja: Miał mi przydzwonić, na chwilę zesztywniał i wił się z bólu zanim go uderzyłem.
F: Dziwne...chwila, chodź ze mną!
Faith zabrała mnie do pobliskiego apartamentu. Była tam kamera, która na widok obcych uruchamiała alarm. Na mój widok padła niczym zalana wodą lub rażona piorunem.
F: Wszystko jasne, gridLink.
Ja: Co?
F: Każdy go tu ma, ułatwia komunikację i jest identyfikatorem. My je wymieniliśmy na takie z błędnymi danymi, ale nadal nas rozpoznają po wyglądzie. Ty nie jesteś stąd, więc gridLink szaleje.
Ja: Jestem chodzącą usterką...podoba mi się to! Dobra, chodźmy do Plastic.

15 minut później

Ja: Nie ma mowy, nie zjadę po tym! Nie utrzymam tego w rękach, puszczę i spadnę z kilkunastu pięter!
F: Potrafiłeś biec po ścianie to i z tym sobie poradzisz *zjeżdża tyrolką*
Ja: Chyba nie mam wyboruuuuuu *zjechał*
To było coś! Nie dziwię teraz Sprinterom. To uczucie...czy to flow, o którym mówiła?

Dotarliśmy na miejsce niedługo później. Dziwnie tam. Mnóstwo papierów na ścianach, wielkie ekrany-hologramy, samo mieszkanie małe, pod nogami plątał się robocik Kuma, a Plastic wyglądała niczym hakerka z Watch Dogs.
P: Co tam?
F: Mamy chyba towarzystwo.
P: KrugerSec? Nic nowego
F: Jego pytaj...
Ja: Sam nie wiem kim są, daj mi spokój. Plastic, zaczepili mi tą bransoletę na dłoni, która na każdą próbę skoku reaguje wstrząsem elektrycznym. Mogłabyś coś na to poradzić?
P: Pewnie...gdzie twój gridLink?!
Ja: Nie mam
P: Jak to nie masz?!
Ja: Nie jestem stąd.
P: Chwila...jesteś skoczkiem?
Ja: Chyba tak, a mówi ci coś "Agencja Ikar"?
P: ...słuchaj, pomogę wam, ale muszę nad tym posiedzieć. Faith, jak chcesz, też możesz zostać.
Był jeden problem - nie przewidzieliśmy tego.
F: Plastic, masz tu coś do jedzenia?
P: Pewnie, pierwsze drzwi po prawo. Tam jest lodówka.
F: Dobra mam...o matko, Plastic, ile tu mrożonej pizzy!
P: Jak nie chce mi się gotować to mam zapas pizzy na miesiąc.
Wracając do hakowania opaski to była najgorsza noc w moim życiu, bo nie mogłem poruszać dłonią i musiałem siedzieć tak przez bite 10 godzin...
Ja: Umieram ze zmęczenia...
P: Jestem w środku! Chwila...wow...eee wygląda na to, że to nie jest zwykła opaska.
Ja: Co masz na myśli?
F: Chce ktoś pizzę z mikrofali?
P: Nie teraz, Faith, chodź tu.
Ta opaska podpięła się do twojego układu nerwowego, dlatego usunięcie jej, bez odcinania ci ręki jest niemożliwe.
Ja: Ja wolę chyba zachować rękę.
P: Dobra wieść jest tak, że włamałam się do bazy danych tej opaski, która chyba łączy się z ich siecią. Mówiąc krótko - to GPS.
F: Czyli, że mogą tu dotrzeć w każdej chwili?
P: Nie, bo oszukałam ją, że...jak ty się zwiesz?
Ja: Filip
P: Oboje macie imię na F lol W każdym razie nie wiem, kiedy się zorientują. Pytałeś się o "Agencję Ikar" i cóż, trafiłeś w odpowiednie miejsce, bo to projekt córki Krugera. Nie wiem na czym polega, ale...
Ja: Chcą mnie zlikwidować
P: Aha...
F: Nie wierzę w to, aby to była Cat, po prostu nie...
P: Słuchaj, wiem, że to dla ciebie bolesne, że Kruger zrobił twojej siostrze pranie mózgu, ale może i to uda się wyjaśnić.
Ja i Faith: CO?
P: Dalej mają zbyt złożone zabezpieczenia, aby dalej tu kopać, chyba, że będę miała hasło.
F: To chyba zadanie dla mnie.
P: Tak, powtórka z rozrywki, no prawie. Musisz się dostać do serwerowni i bazy danych, tym razem Isabeli Kruger...
F: Nie wpieniaj mnie!
P: Dobra, ale musisz go zabrać. Jego opaska zawiera kod, który może zostać złamany poprzez jej zbliżenie, a zresztą wytłumaczę ci później...
Ja: Ale ja nie mam tego całego...
P: ...gridLinka? Mam chyba jeden czysty, tylko daj mi chwilę, mam! Trzymaj
Ja: Dziwnie mi z tym. Wow, coś mi lata przed oczami.
P: A, to błąd, daj chwilę...gotowe. Miłej zabawy.
Nie ma to jak mieć przyczepiony do ciała kawałek krzemu, który jest bardziej zaawansowany technologicznie niż mój komputer, ale cóż.
Skierowaliśmy się w stronę serwerowni. Czułem się świetnie, a gridLink podświetlał mi drogę. Niesamowite. Zatrzymałem się przy jednym z billboardów.
Ja: Czy to twoja siostra?
F: Tak, po zaginięciu Krugera teraz ona kontroluje Miasto Szkła.
Ja: Kim jest ten Kruger?
Mój gridLink wyświetlił mi jego opis.
Ja: Aha, już rozumiem, to teraz...
F: Teraz złap mnie za rękę
Ja: Aby...aaaaaaaaaaaaaa
Ahh...moje pierwsze huśtanie się na tyrolce
F: Niech to, wpadliśmy w zasadzkę.
Wskoczyliśmy prosto pod nos ochroniarzom KrugerSec. Improwizacja
F: Tędy!
No i urządziliśmy niezłą siekę. Jeden z nich został położony kopniakiem przez Faith, jakiegoś gościa, który strzelał w nas impulsami elektrycznymi skierowałem prosto na schody, po których spadł, a jeszcze innego złapałem od tyłu za ramiona
Ja: Masz, walnij go!
I powaliła go na deski kopniakiem.
P: Jesteście tam?
Ja: Słyszę cię, nie wiem jakim cudem, ale słyszę.
P: A po co niby ci ten gridLink?
Ja: Racja zatrzymał nas KrugerSec, ale tylko na chwilę.
F: Lecimy.

Po jakiejś godzinie skakania po dachach i zjeżdżania po linach docieramy do...wielkiego wiatraka, za
którym ponoć jest serwerownia.
Ja: I jak tu przejść bez ryzyka bycia pociętym w plasterki?
F:*psuje wiatrak rękawiczką* o tak
Ja: Coraz bardziej mnie zadziwiasz.
Serwerownia robi wielkie wrażenie swoją wielkością. Może być wielkości jakiejś hali produkcyjnej, tylko, że ta jest w pełni wypełniona elektroniką
F: Pamiętaj o tym, że tutaj nie powinni chodzić ludzie, więc podążaj za mną, inaczej się zabijesz.
Było ciężko, zwłaszcza przy przesuwaniu się tuż przy krawędzi przyciśnięty do osłony, chwila nieuwagi i cię nie ma.
F: Dobra jestem.
P: Wiesz co masz robić.
Przyłożyła rękawiczkę do pobliskiego panelu sterowania
P: Dobra, jestem, teraz niech kolega przyłoży tam opaskę.
F: Przyłóż opaskę w tym miejscu, gdzie jest dłoń.
Przykładam więc
P: Sukces, prawie. Mam wszystkie dane o naszej złej pani i jej projektu. Zła wiadomość jest taka, że aby cię uwolnić, potrzebny jest odcisk palca kogokolwiek z Agencji Ikar, bo z tego co to widzę, to wszyscy, co mogą są członkami. Dobra jest taka, że mogę opaskę w tym momencie przełączyć w stan oczekiwania na ten odcisk. Teraz tylko...*szum*
Ja: Plastic? Halo? Jesteś tam?
F: Eeee...to chyba oni. I wiedzą, że tu jesteśmy.
Wszystko zapaliło się na zielono.
F: Musimy stąd uciekać. JUŻ!
Wszystko zaczęło wydawać straszny jazgot, pobliskie wyjście zabarykadowane kratami, a w powietrzu ulatniał się gaz.
Ale od czego jest linka z hakiem. Nie bez problemów i tuż przed zawaleniem się tego wszystkiego uciekliśmy stamtąd. Wróciliśmy do domu Plastic, aby sprawdzić, czy jest. Nie było jej, a w całym mieszkaniu bałagan. Kuma siedzi w kącie i nie chce kontaktu, więc skierowaliśmy się do kryjówki.
Ja: Mają Plastic.
F: Może to jakieś zakłócenie. Plastic? Plastic? Nie odpowiada.
Ja: Nie chcieli po mnie przyjść. Chcą, abym to ja przyszedł do nich.
F: Tak sądzisz? No to chyba pora sprawić im niespodziankę.
Ja: Faith, patrz na pulpit. Coś tu jest.
F: Wygląda na plan niedawno zniszczonego wieżowca.
I: Co tu się dzieje?
F: Cat stworzyła Agencję Ikar i porwali Plastic, aby ściągnąć do siebie Filipa i go zabić.
I: Mogłem się tego spodziewać. I chyba wiem, gdzie ich szukać.
Kazał biec za sobą. Normalnie bym się burzył, ale tu chodzi o życie. Zaprowadził nas do dawnej siedziby Krugera. Swoją drogą odbudowali to w 2 miesiące, więc niezła ta technologia.
I: Słuchajcie, nie mówiłem wam tego, ale teraz nie mam wyboru. Chciałem się od tego odciąć...
Ja i Faith: Do rzeczy.
I: Na samej górze mają salę "przesłuchań". Niestety nie mogę z wami iść, ponieważ wezwą wszystkie posiłki. Dwójkę może zlekceważą.
Ja: Dzięki, że miałeś siłę mnie znosić
Ja: No cóż, wchodzimy tam!
F: Chwila! Mam lepszy pomysł!
Pobiegła za budynek. Stały tam jedynie kubeł na śmieci oraz kilka kartonów i nie wiedziałem co jej strzeliło do głowy.
F: Wejdziemy przez szyb wentylacyjny, wchodź.
Ja: A on nas w ogóle utrzyma? Nie zawali się?
F: Jak wejdziemy frontem to bez problemu nas skasują.
Ja: Módl się, żebyśmy weszli cali.
*chwilę później*
Ja: Faith, wiesz w ogóle, gdzie idziemy?
F: Tam, gdzie nas nie wykryje alarm.
Po wyłamaniu kraty weszliśmy wreszcie...do szybu windy.
F: Uważaj, bo jak od góry rąbnie w ciebie winda, to nie żyjesz.
Ja: Ale nie możemy tutaj tak siedzieć...
F: Hmm...wiem. Skacz!
Ja: CO?
F: Na tą poręcz!
Ledwo co, ale ją złapałem. I co teraz?
F: Puść ją i przeskocz na drugą stronę. Stamtąd wejdziemy szybem na górę.
Ja: Teraz ty!
Po wejściu do kolejnego szybu wentylacyjnego...ten się pod nami zawalił. Plus jest taki, że jedno piętro wyżej jest gabinet Isabeli. Gorzej, że tutaj pilnowali porządku dwaj agenci.
F: Chodu!
Ja: Ślepa uliczka, a oni mają broń!
F: Biegnij w ścianę, na trzy-cztery zbiegamy w bok. Trzy...czte...ry!
Mało brakowało, ale jest sukces. Rąbnęli w ścianę tak, że mamy czas.
F: Winda! Windą na górę!
*minuta windowej muzyczki później*
Ostatnie piętro było wielką, zamkniętą pod dachem platformą z małą komórką i wielkim panelem-hologramem. Wychodząc z kabiny widzimy Isabelę Kruger odwróconą do nas tyłem i jej pachołków. Obok nich jest zakneblowana Plastic, która kategorycznie odmawia przekazania jej skradzionych danych.
Ze złości się odwraca i...wpadka
I: Skąd się tu wzięli, dlaczego nikt nie uruchomił alarmu?!
F: Cat, to ja! Wyprali ci mózg!
Ja: Chyba cię ma w poważaniu.
I: On dał mi żyć w przeciwieństwie do ciebie! A zresztą to i tak nie ma znaczenia. Straże, zlikwidować ich, a ja zmuszę tą panienkę do gadania!
To nie byli idioci. Mieli paralizator.
F: Mamy przekichane...dokąd ty biegniesz?!
Ja: Zakłóć im gridLinki na znak i uciekaj! Mam pewien pomysł.
Postanowiłem zniszczyć panel
Ja: Faith, TERAZ!
Zakłóciła rękawiczką łowców na chwilę.
Ja: Te miejsca nie są przystosowane dla ludzi, tak?
F: Nie gadaj, tylko rób!
Wyciągnąłem termos z gorącą herbatą i wlałem ją prosto do jednostki głównej.
F: Serio? To tyle?!
*trzaski i błyski* Ściany otaczające platformę zaczęły iskrzyć, a nawet palić. Chmura zaś stopiona. Ikar przepadł. Faith zaś wyrwała gościowi z ręki paralizator i padł jak mucha. Drugi zaś miał zrobić z nią to samo.
Ja: Faith, uważaj!
Nie zdążyłem. Poraził ją prądem. Ja jedynie zdołałem załadować mu kopniaka od tyłu tak, że wleciał prosto na ścianę uszkodzoną herbatą. Jednak był jeden problem...
Ja: Faith? Halo? Żyjesz jeszcze?
F: *powoli otwiera oczy* nie idę umierać!
Ja: Załatwmy to raz, a dobrze.
F: Masz jeszcze *szept*?
Po czym Faith ładuje kopa w drzwi komórki.
F: Najwidoczniej muszę cię otrzeźwić siłą.
I: Głupcy, myśleliście, że odrobiną gorącej wody wywalicie system? Sayona...*cios*
Zaczęły się tłuc. Nie wyglądało to kolorowo, coś tam mówiły, ale skupiłem się na chwili, w której wyjdą z komórki. I to ten moment.
Faith na deskach, jej siostra ma już ją pchnąć prosto w ogień i ŁUP!
Isabel leży.
Ja: Wszyscy dobrze wiemy, że patelnia to najlepsza broń na świecie.
Faith wstaje i mnie ściska. Trochę to dziwnie.
Ja: Co to było?
F: Koniec tych czułości. Idź po Plastic.
Plastic była na szczęście jedynie związana.
P: Leć do jednego z tych typów, aby kciukiem ci zdjął opaskę. Ikar zgarnął helikopter, zabierze nas.
No tak, zapomniałbym. Rach, ciach i jestem wolny! Chwała ci Plastic!
Ja: A co z nią?
F: Ja już wiem, co.

Zabraliśmy ją do Plastic, wyłączyliśmy światło i przykuliśmy do krzesła.
I: Gdzie ja jestem i czemu tu tak strasznie ciemno?!
F: Pora to rozwiązać raz na zawsze.
I: Nie ma czego rozwiązywać.
Ja: Już nie.
P: *zapala światło* Co tu tak ciemno?
F: ech...jeszcze raz. Jesteś Caitlyn Connors i mamy twoje prawdziwe wspomnienia.
I: Co to za brednie?!
Ja: To ludzie Krugera zabili wam rodziców.
I: A ty się zamknij!
Ja: Mówi kobieta, która chciała mnie zabić...o ironio.
F: Plastic, pokaż jej to.
P: Proponuję wam wyjście. Potrwa to z pół dnia.
Ja: No to żegnaj, Plastic.
Odeszliśmy z Faith w stronę kryjówki. Mam swoje rzeczy gotowe.
Ja: No to...chyba mogę iść dalej...dzięki Faith.
F: No wiesz, zgarnęliśmy mi siostrę, to raczej ja jestem wdzięczna.
Ja: W takim razie...chwila, jeszcze jedno. Zrobimy sobie razem zdjęcie?
F: Dajesz! 3...2...1...*pstryk*
Oj tak, tego nie zapomnę.
Ja: Gdzie ja to miałem? A, po telefon. To na razie Faith.
F: Nie mów na razie, bo się pewnie jeszcze zobaczymy
Gdzie ja to miałem? A, no tak, D.Va!
Nie ma to jak znowu móc skakać.
Dziwne, ponieważ u niej wszystko stało się tak, jak myślałem. Została członkinią Overwatch, co widać było po zdjęciach grupowych i nowym kombinezonie powieszonym na ścianie. Rozglądam się, szukam tego telefonu, aż z daleka słyszę głos
?: O matko, gdzie są moje spinki?
To był jej głos. Nie czekam, wybiegam z pokoju krzycząc: HANA!
D: Kim jesteś?
F: Hana, nie będę z tobą gadał na odległość.
D: *biegnie* Nie wierzę! To ty?!
F: Cały na biało.
D: Jak tam u ciebie?
F: ...to długa historia. Gdzie jest twój telefon?
D: Przecież oddałam go Elsie, nie pamiętasz?
F: Elsa nie żyje. Jej telefon zniknął.
D: JAK TO NIE ŻYJE?!
F: Pochłonęły ją siły natury, czy coś i teraz jest duchem. Tam jest jej miejsce. Muszę zacząć od nowa, dlatego wybrałem się do Ality, ale ta jakby nic się nie wydarzyło, nie zna mnie...
D: ...a ja to mam nagrane. Ale czemu mówisz mi to dopiero teraz? Chwila, o ile mi się wydaje, to nie miałeś na ramieniu tatuażu...
W tym momencie wypadło mi z kieszeni zdjęcie.
D: *podnosi* czekaj, co?!
F: Raz: chcieli mnie zabić, znowu, bo mogę być, gdzie chcę.
Dwa: widocznie nie tylko Overwatch istnieje, ale chyba i absolutnie wszystko inne.
D: A ta to...
F: ...Faith Connors
D: Kojarzę, ale zapomniałam jej imienia.
F: Bez niej wąchałbym kwiatki od spodu.
D: I masz ten tatuaż?
F: Nie jestem już tą samą niedorajdą co kiedyś. Dobra, gdzie ten telefon?
D: Hmmm...widzę!
F: Gdzie?
D: Spinki!
F: HANA!
D: Nie masz mojego numeru?
F: ...mam.
D: To dzwoń!
F: *dzwoni*
D: W komodzie! Jest! Ale czekaj, zrobię kopię zapasową na wszelki wypadek, jakby znowu ktoś chciał cię zabić.
To całe kopiowanie trwało z jakieś pół godziny. Ile tam tego nagrała to ja nie wiem.
D: No i gotowe, ale serio to że się całowaliście to jest jakieś nieporozumienie.
F: Jeżeli po tym mi nie uwierzy, to ja nie wiem co.
D: Dobra, leć!
F: Papatki.
Powrót do Żelaznego Miasta mi ulżył, ale mam przecież cel. Był już wieczór, nikogo nie było na ulicach, ludzie stali jedynie przy ekranach. I jak na zawołanie widziałem ją. Biegła gdzieś, a potem zwolniła. To była okazja.
F: Alita!
Znowu przyparła mnie do muru.
A: Ktoś ty i kto cię przysłał?!
F: Nadal mnie nie poznajesz?
A: O co ci chodzi?
F: *wyciąga smartfona* Pora ci przywrócić zgubione wspomnienia.
A: Jakie wspomnienia.
F: Światy się popsuły, wymieszały, razem pokonaliśmy plemię psujów wszechświata i wróciliśmy do siebie, ale chyba tylko ty z amnezją.
A: O czym ty...
F: Może nie na ulicy? To trochę potrwa.
A: Dasz mi wtedy spokój?
F: Po prostu gdzieś pójdźmy.
Poszliśmy poza miasto nad pobliskie jezioro z rozbitym statkiem ZRM.
F: Pamiętasz to miejsce...a teraz popatrz na to
*odpala klipy wideo*
Materiału dowodowego było z parę godzin, ale wreszcie uzależnienie D.Vy od telefonu na dla się przydało. Nagrała wszystko od konspiracji, przez spotkanie Keanu Reevesa, po ratowanie Elsy i podchody z Mukakikim.
Alita na zmianę się zawieszała, okazywała zdziwioną minę lub się czerwieniła, a kiedy zobaczyła, jak mnie całuje zrobiła się czerwona jak burak. Chwilę później rzekła
A: ...wystarczy, za dużo, po prostu, nie, chwila, muszę to przetrawić, kim ja jestem?...
F: *wyciąga wspólne zdjęcie* ej, nie martw się, silna jesteś. Jesteś jak gwiazda, która wydaje się nie znaczyć więcej od innych gwiazd, ale zawsze *pokazuje zdjęcie* świeci na swój unikalny sposób, na którym inni zwyczajnie mogą się nie poznać.
A: *zaczęła mnie ściskać* dzięki
F: słuchaj, ten artefakt, nosiłem go ze sobą, od kiedy się wszyscy rozstaliśmy, miał dawać ochronę Demetrii, ale chyba bardziej przyda się tobie
Kiedy włożyłem jej go do ręki ten zaczął dymić na zielono. Nawet nie zdołaliśmy odskoczyć.
D: To bardzo intrygujące. Niewielu podołało, ale najwidoczniej, ty tak.
F: O, no chodź tu Camer!
D: Camer cały czas cię obserwował.
F: Demetrio, co to za cyrk?
D: Mając cię wcześniej na oku zauważyłam, że wasza zgraja radziła sobie z przeciwnościami losu dzięki umiejętnościom twoich przyjaciół, natomiast chciałam cię nauczyć radzenia sobie samemu.
F: Ty odpowiadasz za Ikara?
A: Czy ktoś może mi wytłumaczyć co tu się dzieje?
F: Czy ty usunęłaś jej pamięć?
D: ...to był wypadek. Już naprawiam. I nie, Ikar nie jest moim tworem.
A: Wszystko już rozumiem...wszystko już pamiętam! Dziękuję ci!
D: Jestem z ciebie dumna, dorosłeś.
F: Dziękuję.
D: No, w nagrodę będziesz mógł zatrzymać dla siebie Camera. A ja będę do twojej dyspozycji. C'est la vie! *zniknęła*
A: No cóż, czyli zostajesz tu ze mną, tak?
F: Ależ oczywiście.
Zaczęliśmy się ściskać ze szczęścia. Tym razem bez zbędnych buziaków.
A: Wracajmy do miasta.
F: Muszę znaleźć jakieś mieszkanie.
A: O to się nie martw. Koyomi ma w tym wtyki.
F: I pracę
A: Może Ido pozwoli ci wejście na moje miejsce.
F: ...nie, wolę już zbierać ulotki.
A: A, i skąd ten tatuaż? Jest świetny!
F: Pamiątka po Faith.
A: Jakiej Faith?
F: *wyjmuje zdjęcie* Tej.
A: Robi się ciemno. Idziesz ze mną zobaczyć motorball?
F: Pytasz, a wiesz.

Kilka dni później.
Koyomi pomogła mi znaleźć mieszkanie niedaleko stadionu, a ja jestem dostawcą i radzę sobie całkiem nieźle, choć i tak czasem skaczę sobie po różnych miejscach. 2 dni temu byłem z wizytą w Nowym Jorku, a wczoraj dowiedziała się o zniknięciu Alita, więc zabrałem ją do Miasta Szkła, aby poznać ją z Faith. Ta druga miała rację, zobaczyliśmy się. A teraz siedzi obok mnie Camer, a ja kończę to spisywać. Zaraz Alita ma mnie nauczyć jak grać w motorball, a to wymaga skupienia. Nie mogę się doczekać

A: Długo tam jeszcze będziesz pisać?
F: Jeszcze chwilę!
Przyszła po mnie
A: Jestem tu po ciebie.
Wybiegłem z drzwi.
F: Kto ostatni ten glina!

Życie jest piękne

KONIEC

Powstająca prawie rok saga dobiegła końca. Jeżeli przyśni mi się kiedyś epilog, gdzie np. upada Zalem to nie będzie to celowe. I pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od zwykłego meczu w FIFĘ...ale to głupie. Głupie to, grafomańskie to i nielogiczne to. I dlatego to kocham.

Avatar Wojcech
Szacun za zapamiętanie tylu szczegółów, mi się to zazwyczaj nie udaję, kiedy śnię

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku

Dodaj nowy temat Dołącz do grupy +
Avatar kacp80
Właściciel: kacp80
Grupa posiada 431 postów, 162 tematów i 62 członków

Opcje grupy Grupa ludzi ...

Sortowanie grup

Grupy

Popularne

Wyszukiwarka tematów w grupie Grupa ludzi z mocno, średnio i lekko dziwnymi sna