W końcu zabiorę się za ten temat
Otóż przed np. ślubem czy chrztem są nauki duszpasterskie. I w teorii przydają się, aby zrozumieć powagę tego sakramentu, ale w praktyce bywa różnie... często ludziom nie chce się na to chodzić i "w ogóle po co to a na co". Dla przykładu u mnie takie nauki polegają, że trzeba w ciągu trzech tygodni przyjechać do trzech różnym kościołów gdzieś w innym mieście. Ludzie często zlewają to i odkładają, albo traktują jak niemiły obowiązek. Więc czy powinno to być? Czy opcjonalnie, a może całkiem znieść? Ja osobiście bym zostawił, a Wy?
Trzy razy potrzebne, przechodzą dalej
Chyba właśnie zrozumiałem, czemu w kościele panuję taka stagnacja.
To problem ludzi, takie inicjatywy są dobre. Trzeba więcej takich osiągnięć, żeby wyleczyć tych ludzi z pseudoreligijności i pokazać im, co to znaczy pobożność.
Właśnie przez takie nastawienie jest tylko pseudokatolików.
Nikt niespecjalnie ma ochotę się wdrażać w coś co wydaję się tak męczące
Właśnie o tym mówię, "wyleczyć" niektórych... Takich, którzy sami nie chcą poznać Jezusa to nie szkoda. Oczywiście w sensie nie możemy się nimi martwić, bo sami wybrali, tak najwidoczniej jest dla nich lepiej...
Raczej trudno żeby ktoś samemu wybrał "wiarę" lub "niewiarę" jeśli nie miał dokładnie możliwości poznania tego, czym jest wiara. Na przykład przez przyjęcie nauk.
Takie osoby raczej odrzuciły wiarę zanim ją poznały.