pan_hejter pisze:
Ale wy narzekacie. Jest gorąco to jest gorąco, ch*j z tym zrobisz.
Ostatnio zacząłem trochę romantyzować narzekanie jako forma smalltalku
Jesteśmy Polakami, nie chcę wyskakiwać z jakimś "uu mamy to w genach", mówię o czysto kulturowej rzeczy. Dziadek przy stole rodzinnym zawsze ponarzeka na komuchów, babcia na swoje zdrowie, a jak na początku jazdy taksówką westchniesz głęboko i wydusisz takie "Rozkradli nam ten kraj złodzieje..." to masz zapewnioną rozrywkę na cała trasę. Polskim odpowiednikiem najbardziej typowej angielskiej odzywki smalltalkowej "Nice weather we're having today" jest "Poje**ło tę pogodę". Nawet istnieje w języku takie określenie, jak "zdrowy, polski wku*w". Nie mówię, że dobrze jest w pełni dopasowywać się do tego sposobu myślenia "nic nie zmienię to chociaż ponarzekam", ale dostawaliśmy w dupę przez ostatnie kilkaset lat naszej historii, więc narzekanie wlazło nam w krew. Wychowywaliśmy się wśród masy ludzi którzy narzekali nawet kiedy nie mieli zbyt istotnego powodu, więc narzekanie jest dla nas normalną formą niezobowiązującej rozmowy. Może narzekam bo nie mogę czegoś zmienić, może narzekam bo chcę coś zmienić, a może narzekam bo chcę ale mi się nie chce. I ch*j komukolwiek do tego. Nie narzekajmy, że narzekający Polak to tylko zachodni stereotyp. Nauczmy się kochać narzekanie jako część naszej kultury, obecną zarówno u Janusza z wąsem mówiącego przy wódzie jak to za komuny było lepiej, jak też u nowoczesnego człowieka sukcesu, narzekającego, że jego pracownicy się lenią.
I w imię zasady kochajmy narzekanie:
Komary w tym roku poje**ło. Serio, zrobi się na chwilę trochę chłodniej, myślisz sobie "o jak fajnie wreszcie mogę wyjść coś porobić na dworze" to przylatują te sku*wysyny największą chmarą jaką widziałem w życiu w mieście. W środku miasta, gdzie normalnie prawie w ogóle nie ma komarów, jest ich tyle co w środku lasu. W sobotę ewakuowałem się szybciej z wyjścia na ośkę tylko dlatego, że przysysały się szybciej niż je ubijałem. Je**ć komary.