Właściciel
Stary, niedawno odrestaurowany budynek, pełniący funkcję głównej siedziby Inkwizycji. Posiadający dwa piętra, niepozorny przerobiony na już dawno niemodny styl prosty, cechujący się brakiem ozdób, mnóstwem kolumn i płaskorzeźb religijnych. Do wejścia prowadzą rozległe schody, zwieńczone wiekowymi, wielkimi drewnianymi drzwiami.
Wnętrze zaś jest dużo mniejsze i ciaśniejsze. Sala po wejściu to skromne pomieszczenie recepcji. To tam ludzie zgłaszają sprawy. Potem wędruje ono do kolejnych pomieszczeń, które przydzielają je Inkwizytorom. Główna część budowli to kwatery mieszkalne, jednak pierwsze piętro to w całości skromna szkółka, która w zupełności wystarczy do edukacji. Drugie piętro jest przeznaczone głównie dla wyższych sfer. Zdecydowana większość personelu mieszka w piwnicach, co nie jest żadną ujmą, bo warunki są tam zacne: stołówka, ogrzewane pomieszczenia, prosty bar.
Właściciel
Nengel zajmował się swoimi sprawami w swoim pokoju na parterze, kiedy nagle, jak do siebie, zawitał do niego Vasyl.
- Mamy robotę - rzucił od razu, ledwo przekroczywszy próg, stojąc w drzwiach. - Wydaje się być proste, więc nie zajmie zbyt wiele czasu. Zabójstwo jakiegoś burżuja w Przemysłowej. Zbierz swoje rzeczy. Widzimy się za pięć minut przed wejściem, tam Ci powiem resztę. - Jak szybko wszedł, tak szybko wyszedł, nie dając młodzieńcowi dojść do słowa, nie zwracając też uwagi na to, czy był zajęty czymś ważnym. Jak zwykle, z resztą.
Wyrwany z zamyślenia Nengel ucieszył się w duchu, że nie musiał przynajmniej wysłuchiwać litanii na temat swojego lenistwa. Wstał, otrzepał ubranie i pozbierał cały skromny, polowy ekwipunek. Sprawdził przy okazji, czy proszek ze swądnika jest na pewno dobrze owinięty i ruszył w zalecone miejsce.
Właściciel
Proszek był owinięty tak samo jak zazwyczaj, więc nic nie mogło się wysypać. Pozbieranie sprzętu nie zajęło zbyt wiele czasu, w końcu zbyt bogaty to on nie był.
Na miejscu widział swego towarzysza, nieco zniecierpliwionego. Kiedy go dojrzał, pokazał mu zegarek. 13:03.
- Coś szybko jak na ciebie. Szkoda, że nie może tak być zawsze... - westchnął i ruszył ku Przemysłowej. - Zdechł jakiś tam van Lefel - zaczął mówić po drodze. - Właściciel połowy fabryk wyrabiających latarnie. To wielki cios dla Przemysłowej i samego miasta. Jutro Pełnia, a po niej nie będzie miał kto nowych latarni zrobić. Produkcja została wstrzymana na czas żałoby, to jest tydzień. Na więcej nie mogą sobie pozwolić, ze względu na zbyt duże spadki zarobkowe. Zero szacunku dla zmarłego... Na ciele nie widać żadnych obrażeń, śladów też nie ma. Śmierć w alejce, między jego dwiema fabrykami. Milicja jak zwykle takie sprawy zostawia nam. Jakieś dodatkowe pytania, czy tyle Ci starczy? - Dziwne. Nigdy wcześniej się nie pytał. Zazwyczaj mówił podobne formułki i nie dodawał nic więcej, nawet jeśli posiadał dodatkowe informacje.
- Znamy czas zgonu? - spytał, starając się pozyskać podstawową informację.
Właściciel
- Szósta pięćdziesiąt osiem. Znaleziono go jeszcze dychającego, lecz po paru sekundach umarł. Znalazła go jego żona. Zawsze tą drogą szedł do biura, a ona, właśnie w okolicach siódmej do swojej pracy.
- Więc albo zrobiła to żona, albo rynkowy konkurent - westchnął Nengel widząc już oczyma wyobraźni długie przesłuchania i konieczność udowadniania winnym oczywistych faktów.
Właściciel
- Pogdybasz to na miejscu, kiedy będziesz miał jakieś poszlaki. Teraz równie dobrze mógł to zrobić jakiś z robotników, albo nawet ktoś, kogo nie podejrzewamy.
Dalej już nic nie powiedział, tylko szedł w milczeniu do celu.
//Zacznę za chwilę w Przemysłowej.