Richyard pisze:
Uniwersalność moralna nie istnieje.
1. A co jeżeli ci rodzice znęcają się nad tobą [...]
2. A co jeżeli swoi chcą zabić ciebie? [...]
Wychodzę z założenia, że okoliczność może zmienić kontekst zasady moralnej, która z zasady jest prawdziwa.
Tu oczywiście ważne jest też to, co rozumiemy jako moralność.
Ale mi wydaje się, że zasada "szanuj rodziców" i "nie zabijaj swoich" jest zasadniczo prawdziwa w większości przypadków i nie jest problemem dla ich uniwersalności to, że pewne okoliczności mogą w niektórych konkretnych sytuacjach zawieszać to prawo.
Bo wydaje mi się, że nikt z nas tu obecnych nie będzie twierdził, że przez to, że zdarzają się rodzice źli to rodzice generalnie nie zasługują na szacunek (bo dali nam życie, wychowywali nas etc).
Myślę, że też właśnie z uniwersalności prawa o poszanowaniu rodziców wynika ta głęboka ambiwalencja w momencie, gdy to rodzice znęcają się nad dzieckiem.
Zauważmy, że znęcanie się rodziców nad dzieckiem (tak mi się wydaje) jest postrzegane gorzej, niż znęcanie się nie-rodziców nad dzieckiem.
Dzieje się tak, ponieważ powstaje wtedy konflikt z naturalnym postrzeganiem rodziców jako źródła bezpieczeństwa, etc etc.
Znaczy to, do czego dążę to to, że - wydaje mi się, że w przypadku rodziców, którzy znęcają się nad dziećmi to nie działa tak, że nagle dobre jest "nieszanować rodziców" albo nie ma zasady o "szanowaniu rodziców". Tylko dochodzi do konfliktu między tą istniejącą zasadą moralną, a realnym zachowaniem rodziców. W efekcie czego zwykle rodzice tracą szacunek dzieci (ale nie zawsze).
Znęcanie się rodziców nad dzieckiem jest dużo trudniejsze dla dziecka, niż znęcanie się obcego nad dzieckiem. Bo do tych obcych dziecko szybko straci szacunek etc, natomiast wobec rodziców jest to trudniejsze - właśnie ze względu na nasze wrodzone przywiązanie do nich.
Ewentualnym problemem byłoby pytanie - czy jest sens tworzyć osobny byt "moralność", podczas gdy (chyba) to zjawisko można wytłumaczyć za pomocą przywiązania, relacji i ambiwalencji.
Co do zabijania członków plemienia - to zdaje mi się będzie jakoś analogicznie.
Ewentualnie można też uznać, że jeśli "nasi" chcą mnie zabić to już nie są "nasi". Stają się wrogiem.
Richyard pisze:
3. To dbanie o swoje korzyści stało się teraz niemoralne? Przecież nie jest powiedziane (a przynajmniej tego nie zrobiłeś), że kłamstwo dla własnych korzyści oznaczać będzie stratę u innych. Poprzez kłamstwo możesz uratować komuś życie (co przecież może być w twoim interesie, ponieważ np. masz taki zawód i musisz odwieść człowieka chcącego skakać z mostu o samobójstwa. Przydałoby się też zdefiniować, co rozumiesz przez własne korzyści - duchowe, materialne?).
No może faktycznie źle to ująłem.
Będę musiał to przemyśleć.