Od dawien dawna człowiek podziwiał. Zachwycał się swoim otoczeniem, z czasem tworząc odrębną dziedzinę zajmującą się kreowaniem tworów, które wyzwalały by podziw - sztukę.
Był okres w historii sztuki, gdy podziwialiśmy wielkie, monumentalne dzieła, ale równocześnie dopracowane, cieszące oko detalami.
Można powiedzieć, że zachwycaliśmy się ogromem czasu i pracy, które autor poświęcał, by stworzyć owe dzieła. Często były to prawdziwe Magnum Opus, obrazy pełne szczegółów wielkości ścian, rymowane zgłoskowce o długości kilkuset stron, rzeźby tworzone latami. Podziwialiśmy trud włożony w ich kreację.
Ale nadeszła zmiana. Może sztuka zaczęła być nudna? A może to zmiany w społeczeństwie zapoczątkowały przemiany w sztuce? Autorzy zaczęli wkładać coraz mniej trudu w swe dzieła, tworząc coraz prostrze kreacje, które z kolei można było interpretować na więcej sposobów. Niejako pozwolili, by odbiorca zamiast podziwiania ich zaczął podziwiać siebie i swoją interpretację sztuki. Zwyczajnie nadano temu wartość. Nadano wartość zastanawianiu się i kontemplacji nad dziełami. Podziw przeszedł z kogoś na nas. Prowadzi to do sytuacji, w której sztuka staje się coraz bardziej niezrozumiała tylko po to, byśmy mogli szukać czegoś, czego nie ma. Jej sensu. Nie mam pojęcia, czy to dobrze, czy źle. To tylko moja obserwacja, w dodatku nie wiem, czy poprawna.