Konto usunięte
Zauważyłem że religie mają swoje bardzo wyraźne poziomy. To znaczy najniżej są wierzenia przyrodnicze, potem jest politeizm, potem politeizm z "ludzkimi" bogami, potem monoteizm, a dziś także monoteizm z miłosiernym bogiem. A co waszym zdaniem będzie następne? Bo ja mam wrażenie, że religia nie zniknie tylko przerodzi się w coś zupełnie do niej niepodobnego, a jednak działającego na tych samych zasadach
Rozważałbym, czy na pewno te "poziomy" wskazują na jakąś wyższość lub niższość religii.
Ja bym powiedział, że niższość i wyższość zależy bardziej od nauk, a nie od wizhi Boga/ bogów.
O ile w ogóle można wyróżnić na tym kontinuum lepszość-gorszość.
A co do religii samej w sobie - składa się ona z elementu poznawczego, mistycznego, normatywnego i wspólnotowego.
Poznawczo nauka już od długiego czasu z powodzeniem deklasuje religie. Co prawda nawrót kreacjonistów wywołał pewien kryzys, ale liczę, że religia nie będzie już nigdy potrzebna do tłumaczenia świata.
Mistycznie - kto wie. Niby istnieją pozareligijne sposoby na metagizyczne doznania. Chyba transhumanizm mógłby być alternatywą. Choć osobiście najchętniej oddałbym zajmowanie się mistycyzmem naukom (niekoniecznie ścisłym) i filozofom.
Normatywnie - mam nadzieję, że ludzie dojrzeją kiedyś do tego, by kierować się etyką i sumieniem bez pośrednictwa religii. Choć z drugiej strony jeśli ludzie nadal będą potrzebowali autorytarnej instytucji do mówienia im co jest dobre a co złe... to chyba nie widzę alternatywy dla Kościoła. Może szkoła?
Wspólnotowo - w sumie nie wiem. Musiałbym doczytać
A o jaki poziom chodzi? Wiarygodność, praktyczność, popularność, czy może coś jeszcze innego?
Konto usunięte
Chodziło mi o to, że one ewoluują, a te kolejne "poziomy" są odpowiednikami kolejnych gatunków
Konto usunięte
Może masz rację Litops, możliwe, że religia zniknie z Europy, chociaż oczywiście do czasu jakiejś większej katastrofy, ale równie dobrze mogą być to jakiegoś rodzaju nowe ruchy religijne, o założeniach odmiennych niż większość obecnych ,,mainstreamowych" religii?
Moderator
Przewiduję, że będzie następować powolna ateizacja Świata począwszy od Europy, byłe kraje ZSRR i Chin, przez resztę krajów północy, skończywszy na całej reszcie świata. Zanim to nastąpi, Islam będzie miał więcej wyznawców. Wzrost jakości życia i średniej inteligencji (to źle brzmi w kontekście poglądów, wiem), a także rozpowszechnienie metodologii naukowej i nihilizmu moralnego będzie powodował spadek wierzących.
Zastanawia mnie jedno. Czy fakt, że większość religii zapewnia jakieś życie czy coś innego po śmierci, sprawi że będą się one utrzymywać jeszcze długo,a przynajmniej do czasu aż nauka nakreśli jasne stanowisko na ten temat. Ostatecznie spora część ludzkości nie chce by ich obecne życie było ich ostatnim. A religia teoretycznie daje im taką możliwość, więc będą się jej trzymać tylko z tego powodu. Właściwie to jeśli nauka udowodni brak czegokolwiek po śmierci, część osób i tak będzie się kurczowo opierało na wierze.
Tak sobie myślę, że z tego powodu pewne religie nie znikną, a na pewno nie znikną te aspekty tych religii, ponieważ ludzie w ogóle nie lubią mieć jednej szansy.
Swoją drogą takie zachowanie ludzi jest dla mnie zabawne.
Moderator
Sądzę, że nauka najprawdopodobniej nigdy nie dojdzie do tego, czy jest życie po śmierci, dlatego. Obecnie bez dowodów twierdzenie, że istnieje jakąkolwiek religia to argumentum ad ignorantiam.
Konto usunięte
Nie rozumiem Cię trochę. Twierdzisz, że obecnie nie ma na świecie żadnych religii?
Moderator
Ups, trochę ciężko wypowiadać się na tematy filozoficzne językiem ludzkim. Chodzi mi o to, że prawdziwości dogmatów żadnej z religii nie da się udowodnić ani obalić.
Nie da się obalić stanowiska które nie jest poparte żadnymi dowodami, bo błędność tezy udowadnia się podważaniem dowodów na daną tezę.
^
^
To jest ten powód, przez który religie mogą zarówno szybko upaść jak i przetrwać bardzo długo.
Moderator
Jednak nauka nie traktuje poważnie tez, których nie w sposób zarówno obalić, jak i udowodnić, bo jest to błąd merytoryczny ad ignoraniam.
Właściciel
Nauka nie udowodni braku życia po śmierci. Większa szansa na upadek religii byłaby, gdyby nauka udowodniła że wieczne życie po śmierci właśnie jest i że nie wymaga ono wiary w żadne bóstwo. Co też wydaje się niemożliwe.
Myślę, że o ile wiara w bóstwa odejdzie z czasem do lamusa, to ludzkość zawsze będzie potrzebowała rozwoju duchowego. Dlatego klasyczne religie zastąpią nurty filozoficzne. Po za tym nie potrzebujemy konkretnej wiary by wierzyć w życie po śmierci, bo mimo braku dowodów na istnienie Boga i licznych związanych z nim paradoksów logicznych, mamy dowody na to że istoty nadnaturalne w jakiejś formie istnieją. Uważam że to nauka, której jeszcze nie rozumiemy.
Jak dla mnie jakby się okazało, że istnieje jakieś życie po śmierci to wszystko poszłoby się walić.
Na chłopski rozum fajnie, bo śmierć jest zła, ale większość ludzi nie dostrzega jednej rzeczy. Wieczne życie jest bezwartościowe i bezsensowne.
Np chrześcijanie. Uważają że sensem życia jest dostać się do nieba, ale czy ktokolwiek z nich się zastanawiał jaki jest sens bycia w niebie? Po co masz tam być? Tak samo z piekłem.
Nie ma żadnego. Ludzie wymyślili sobie Piekło i Niebo, żeby złagodzić swój strach przed tym, że po śmierci nic nie ma.
No nie byłbym taki pewien, czy piekło z całą łagodzi lęk przed śmiercią. Niebo owszem, bo jest obietnica zbawienia, ale piekło?
Myślę, że jednak zostało stworzone w celach moralno-dydaktycznych, by przekonać ludzi do czynienia dobra za życia.
Może też jest uzewnętrznieniem naszych pierwotnych lęków?
Wizja nieskończonych cierpień nie jest tak przerażająca, jak wizja całkowitego braku naszej egzystencji. Nie jesteśmy w stanie sobie nawet tego wyobrazić. A najbardziej boimy się tego, co jest nam nieznane.
Wydaje mi się, że jest to conajmniej nieoczywiste.
Ja chyba wolałbym nie istnieć, niż cierpieć przez wieczność.
Ja bym wolał nie istnieć, niż być szczęśliwy przez wieczność, bo każda z tych opcji to agonia.
Nie co kto lubi, bo dla każdego to by była agonia. Tak jest skonstruowany człowiek.
Konto usunięte
Jeśli byłbyś szczęśliwy to nie
Nawet nie wiesz co to dusza, więc o jakiej wyższości mówisz?
O takiej, że duszę nie obowiązują ziemskie ograniczenia
Nie wiem co ma potrzeba zjedzenia sobie jakiegoś burgera od czasu do czasu z emocjami i świadomością.
Że dusza tego nie potrzebuje
Coś co nie istnieje, nie potrzebuje niczego.
W tej rozmowie zakładamy że takie coś jak dusza istnieje. Na potrzeby rozmowy. To czy dusza istnieje to osobny temat
Ale Cię zniszczył założeniami uuu.
No w sensie zakładamy, że dusza to w sumie ty, tylko bez typowych potrzeb w stylu jedzenie i inne fapanie. Osobowość i świadomość jest ta sama i dusza działa jak metafizyczny backup mózgu. Jeśli założyć, że nazwa "duchowe potrzeby" zobowiązuje to niebo nie jest w stanie ich zaspokoić, bo paradoksalnie jedną z tych potrzeb jest posiadanie perspektywy rozwoju i polepszenia jakości życia co wymaga nie bycia w pełni szczęśliwym.
Czemu niby? Czy potrzeby duchowe to od razu potrzeby duszy?
Tak jeśli założymy, że do nieba trafiamy my, a nie jakiś inny byt z naszymi wspomnieniami. To podstawa bycia człowiekiem.
Właściciel
Więc lecząc narkomana z nałogu nie pomagamy człowiekowi, tylko tworzymy nowy byt z jego wspomnieniami?
Konto usunięte
(To do znawcy)
Czegoś tutaj nie rozumiem. Jeśli po 100 latach bycia wiecznie szczęśliwym chciałbyś przestać to tylko dlatego, że nie jesteś szczęśliwy z bycia w pełni szczęśliwym. Czyli nie byłbyś szczęśliwy. A zakładamy, że byłbyś. Bo na przykład w niebie masz poczucie spełnienia i sensu samo z siebie
To jest dosyć paradoksalne, ale człowiek może być tylko trochę szczęśliwy. Poczucie spełnienia działoby podobnie jak antydepresanty. Czujesz się dobrze, ale wiesz że te szczęście jest nic nie warte. W takim warunkach ludzie będą pomału tracić jakakolwiek chęć do dalszej egzystencji, aż w końcu same istnienie stanie się agonią. Ludzką ambicja jest nieskończona i zabranie jej odbierze nam sens życia.
To zależy dla kogo. Według mnie wieczne szczęście jest wieczne. Czyli założenie proste jak Słońce, jasne jak drut. Ale to wszystko się potem okaże, narazie tu na Ziemi pozostaje nam tylko wiara lub nie wiara w to
W sensie człowiek z natury szaleje w takich warunkach. Wyobraź sobie jakby ktoś grał mega dobry kawałek.
Przez wieczność...
Możliwe, że nawet parę pierwszych dni będzie fajne, ale bo 20 milionach lat dostaniesz pie**olca i będziesz chciał tylko i wyłącznie ciszy.
Duszę nie obowiązuje znudzenie, ani żadne inne ziemskie ograniczenie
Konto usunięte
Jeśli zakładamy że Bóg jest wszechmogący, albo prawie wszechmogący, to myślę, że dałby radę stworzyć coś co działałoby jak antydepresanty, ale ludzie czuliby jakby to poczucie spełnienia wynikało z nich samych
Musiałby zmienić twoją psychikę, ale wtedy to nie ty doświadczasz nieba, tylko jakiś gostek z twoimi wspomnieniami.
A co jeśli psychika nie jest zmieniona tylko zawsze była taka sama? Wtedy ty to ty. Oczywiście mówię o psychice bez ograniczeń ciała
To po alkoholu nagle przestajesz być sobą? Nie zmienia ci się tożsamość, po prostu doświadczasz innego stanu świadomości.