Macie coś takiego czasem, że czytacie jakiś cytat/ książkę/ esej, czy coś innego, co w teorii powinno mieć jakąś wartość merytoryczną, ale to coś nie dość, że przekazuje Wam wiedzę, którą już posiadacie, co jeszcze przekazuje Wam ją w tak infantylny sposób, że w odruchowy sposób myślicie coś w stylu "oooyyyeeeesuuuuuuu, allee to beeezseeensooownee".
Pytanie tyczy się również treści jawnie błędnych i powielanych mitów.
Ja na przykład jestem wrażliwy na banalność "oczywistych" dowodów za i przeciw istnieniu Boga.
"Bóg jest sprzeczny z prawami fizyki, więc nie może istnieć"
"Bóg musi istnieć, bo coś musiało być pierwsze"
"Cuda, jak je wyjaśnisz?"
Jeśli te argumenty są jeszcze jakoś ładnie napisane to potrafię to znieść, ale jeśli są w tej formie co na powyższym załączniku... to się odechciewa czytać bloga, czy tam słuchać rozmówcy.
Podobnie mam jak wykładowcy czasem chcą zabłysnąć i "podpuszczają" studentów w zbyt oczywisty sposób:
"No proszę państwa, interwencja państwa w gospodarkę może przynieść korzyści dla społeczeństwa. Jak tak państwo mnie słuchacie to pewnie jesteście za interwencją państwa, bo w końcu przynosi ona korzyści, prawda? A skoro interwencja to korzyści to więcej interwencji to więcej korzyści. Tak państwo mogliby pomyśleć. Ale tak nie jest!"
Macie jakieś swoje "słabe tematy" w których łatwo popadacie w znudzenie prostymi argumentami, czy też raczej nie macie takich odruchów?
A może tyczy się to nie konkretnych tematów, a jakiegoś określonego typu argumentu? Albo jakiejś osoby, która wypowiada argument?
Zapraszam do dyskusji