To kwestia, która wydaje mi się istotna zwłaszcza we współczesnej demokracji. Większość ludzi wybiera to, co daje im poczucie bezpieczeństwa - co nie zawsze idzie w parze z faktycznym zwiększaniem bezpieczeństwa, a często jest wręcz przeszkodą.
Dlaczego? Bo najłatwiejszym sposobem na zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa jest nie dopuszczanie do siebie myśli o zagrożeniu, a żeby móc się faktycznie przed zagrożeniem bronić, trzeba być go świadomi i czuć, że powinno się podjąć realne działania.
Często widzę ze strony prawicowców oskarżenie w stronę polityków głównego nurtu i ich wyborców, że starają się wzbudzić w społeczeństwie fałszywe poczucie bezpieczeństwa poprzez unikanie tematu terroryzmu i ograniczenie dostępu do broni.
Powszechny dostęp do broni jest zresztą o tyle ciekawą kwestią, że zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy mają argumenty za tym, że druga strona dąży do mylnego poczucia bezpieczeństwa kosztem realnego bezpieczeństwa.
Nie trzeba chyba tłumaczyć, dlaczego potrzeba bezpieczeństwa jest ważna.
Ale z potrzebą poczucia bezpieczeństwa sprawa nie jest już tak prosta. Jeśli człowiek czuje się zagrożony, to będzie mógł lepiej się przygotować do obrony przed zagrożeniem, ale odbędzie się to kosztem czasu i energii, które mógłby przeznaczyć na coś innego, a także zdrowia nadszarpniętego związanym z tym stresem.
Pojawiają się też opinie, że rząd nawet w obliczu realnego zagrożenia powinien pilnować poczucia bezpieczeństwa obywateli - nawet jeśli oznacza to okłamywanie ich - z tej przyczyny, że niewyszkoleni ludzie podejmujący niezorganizowane działania mające w ich opinii zwiększać bezpieczeństwo, tak naprawdę tylko by utrudniali pracę wojsku i policji, w efekcie je zmniejszając.
Co o tym sądzicie?