Dobra, punktujemy jeszcze raz.
RudyRydz pisze:
Zauwarzyłeś, że ,,prymitywne porównania" odnoszą się do gospodarki, a nie polityki? Oczywiście to prawda, że rozwój rolnictwa wyparł zbieractwo, nie znaczy to jednak, iż razem z nim odszedł system wodzowski.
W sumie nie zauważyłem, ale mogę dać takie polityczne.
Przykładowo rozwój druku (znowu) był napędem zmian politycznych w całej Europie i konsekwentnie na świecie, rozprzestrzeniając nowe idee związane z działaniem państwa (i też religii), z których wiele (np. trójpodział władzy) jest podstawą obecnych rządów.
[quuote=RudyRydz]Brak konfliktów w narodowym świecie? Nie możliwe, przecież kosmopolityzm ma je dopiero zlikwidować, razem z narodami.Widzisz, jesteśmy na razie na dobrej drodze do braku konfliktów i kosmopolityzmu jednocześnie. Jedno łączy się z drugim. Oba są efektami globalizacji w zasadzie.
RudyRydz pisze:
Bariera wyjścia firmy na rynek ogólnoświatowy? W skali wieków istotnie zmalała, lecz teraz rośnie przez tworzenie się korporacji które przejmują mniejsze podmioty działając odstraszająco.
O tym nie słyszałem, a do tego tego nie widziałem patrząc na rozwój obiecujących nowych firm. Co najwyżej trudniej nowym firmom się wybić poza pewną wielkość, bo wcześniej jest duże prawdopodobieństwo, że gigant je wykupi, albo będzie konkurencją z którą nie ma jak walczyć.
Ale i to nie jest wcale gwarantowane.
Natomiast samo wyjście na rynek globalny nowych firm - to raczej wciąż staje się proste. Popatrz na akceleratory stratupów, które pozwalają firmom z dobrym pomysłem zdobyć łatwo fundusze i pomoc profesjonalistów, co może prowadzić do rozwoju firmy na wiele rynków.
Wiele stratupów od razu celuje w działanie globalne, dostarczając swój pierwszy produkt na cały świat.
Warto tu też wspomnieć crowdfunding który zyskuje bardzo na zwiększaniu zasięgu - bo im większy zasięg produktu, tym większe fundusze można zdobyć. A zasięg łatwo zwiększyć, bo dostawy do dużej części świata nie są już zaporowo drogie.
RudyRydz pisze:
Opinie z całego świata? Przecież coś, co w Anglii zarobiło krocie u nas może całkowicie się nie przyjąć, patrz tablety.
I wiemy gdzie co się przyjęło szybciej :) Dzięki za uzupełnienie mojego argumentu!
RudyRydz pisze:
Uniwersalna waluta? Prosi się o kryzys.
Niekoniecznie. Może być nawet na odwrót.
W zasadzie wady uniwersalnej waluty wynikają prawie tylko z podziału na państwa. Nie wątpię, że jakieś jeszcze są, ale uważam, że zalety przeważają.
Euro działa :)
Przy czym zgadzam się, że wdrożenie jednej waluty to nie jest plan na "zaraz", bo obecnie bardziej by zaszkodziła w wielu miejscach na świecie
RudyRydz pisze:
Uniwersalne podatki? Zero dostosowania do czegokolwiek, wszyscy na tym stracą, i obwatele, i światowe państwo. W Polsce nie przyjął by się taki sam % podatku jak w Anglii.
Dlaczego nie? Ale serio - dobry system podatków progresywnych by nie obciążał za bardzo biedniejszych, równocześnie dając wystarczające wpływy do budżetu i nie zabierając za dużo bogatym.
Tak, wątpię by udało się stworzyć ideał, ale coś wystarczająco dobrego się raczej da.
RudyRydz pisze:
Oczywiście, że świat dąży podziału i wykwalifikowania, nie zaś unifikacji. Dobrym przykładem jest tu zawód żołnierza, policjanta, strażnika, stróża i kogośtam jeszcze którego w przeszłości nazwanoby wojem. I taky ktosie mają większe predyspozycje do używania broni, niż lekarz radiolog, pediatra chirurg, dermatolog, czyli po dawnemu uzdrowiciel.
Zakładasz sprzeczność unifikacji i wykwalifikowania...
Na poziomie indywidualnym rzeczywiście istnieje, ale na wyższych już nie. Kontynuując twój przykład z żołnierzem: wojsko potrzebuje nie tylko żołnierzy, ale też lekarzy, programistów, prawników, fizyków i masy innych ludzi. Jest jednocześnie zunifikowane i wyspecjalizowane. Podobnie w zasadzie firma ochroniarska. Potrzebuje nie tylko stróży, ale także informatyków, marketingowców, prawników i wielu innych. Oczywiście jeśli mówimy o dużych firmach.
Zresztą przy dużych firmach: korporacje są tego świetnym przykładem. Obecnie wiele dąży do rozszerzania się na nowe rynki (np. Google i hardware), zachowując przy tym swoje podejście i ogólną filozofię firmową. Powstają więc nowe oddziały danej firmy zajmujące się czymś specyficznym, będąc jednak wciąż częścią jednej firmy, mając jej podejście i zachowując jej filozofię w pracy.
RudyRydz pisze:
Oczywiście, że się dogadują, choć już coraz trudniej, to zjawisko musi trwać znacznie dłużej, niż 30 lat, a im więcej osób będzie angielskim mówiło, tym trudniej będzie się dogadać. Wpływu internetu też bym nie akcentował, człowiek znacznie, znacznie więcej spędza w swoim środowisku, a nie globalnym internecie, w którym w większości komunikuje się z osobami ze swojego środowiska. Kiedy ostatnio czytałeś jakąś elektronicniesprawiedliwie,?
Kiedy ostatnio czytałem co?
Ale serio się pytam - to ostatnie słowo nie istnieje i nie mam pojęcia co chciałeś tu napisać.
Ale dobra, odniosę się do reszty: jak dla mnie to ty niedoczeniasz wpływu internetu :)
To ze spędzaniem większej ilości czasu w swoim środowisku się powoli deaktualizuje :) Dostępność nauki języka (duolingo choćby), przydatność tego - nawet przy szukaniu rozrywki (YouTube, Netflix czy inne przykłady serwisów z masą treści anglojęzycznych), a do tego konieczność nieraz zdobycia umiejętności porozumiewania się w języku angielskim sprawiają, że widzę to tak jak widzę. Tj. jako kolejny przykład globalizacji, z rozwojem slangu młodzieżowego w kierunku angielskiego (masa zapożyczeń, czasami nawet bezsensownych, bo jest równie dobry synonim po polsku) i zwiększającej się ilości osób mówiących po angielsku na całym świecie. Do tego coraz częściej w zasadzie w internecie zdarza mi się gdzieś trafić - czy to na YT, czy na innych platformach - na osoby dla których angielski nie jest ojczystym językiem. A mimo to da się ich spokojnie zrozumieć i nic nie wskazuje na to, że to się zmieni.
Ba! Zauważyłem nawet, że hindusi wydają się stawać bardziej zrozumiali, ale to tylko dowód anegdotyczny, więc niezbyt ważny :)
RudyRydz pisze:
Maryland i Alaska abstrahując są jednymi z mniejszych stanów. Z resztą, to, że posiadają nadreprezentację, to chyba również źle i niesprawiedliwie, czyż nie?
W sumie to nie lubię takiego mierzenia "duże/małe", "bogate/biedne" bo w obu wypadkach mamy kilka skal - Alaska jest największym stanem USA pod względem powierzchni, ale 47 pod względem liczby ludności.
A Maryland jest 42 pod względem powierzchni, ale 19 pod względem liczby ludności.
A co do niesprawiedliwości: to zależy od tego jaką definicję sprawiedliwości przyjmiemy.
Jeśli sprawiedliwe jest każdemu po równo - tak, jest trochę niesprawiedliwe
Jeśli sprawiedliwe jest każdemu według zasług - tak, jest zdecydowanie niesprawiedliwe
Jeśli sprawiedliwe jest każdemu według potrzeb - jest w zasadzie sprawiedliwe, bo małe stany mogą potrzebować większej reprezentacji niż ta wynikając wprost z ich liczby ludności by wystarczyła do jakiegoś reprezentowania ich interesów.
A pewnie można znaleźć jeszcze trocę definicji sprawiedliwości...
Więc rzucanie "to niesprawiedliwe" nie uważam za sensowne...
(resztę dodam jak system jeja mi pozwoli :V Za długi post i za dużo cytatów)