Bóg jest wszechmocny, wszechwiedzący i ma plan boży. Czy to nie znaczy, że wie, jaka będzie dusza jeszcze zanim tchnie ją w człowieka? Czy mając do tej duszy nieskończenie wielką miłość nie powstrzymałby się od tworzenia jej, skoro wie, że trafi do piekła? Czy tworząc duszę i wiedząc, że trafi do nieba, wysyłałby ją na ziemię, zamiast zabrać do siebie? Po co tutaj między piekłem a niebem ziemia?
Z czego kojarzę chrześcijanie kłócą się, czy piekło wgl istnieje, więc żodyn nie wie
Skąd ty ten "boży plan" wytrzasnąłeś?
Z wierzeń chrześcijańskich.
Bo gdyby tak było czyli od razu dusze były by zsyłane do nieba lub piekła. To nie wiedziały by za co, bo nie zrobiły nic złego i nic dobrego. Było by to z ich punktu widzenia niesprawiedliwe i dziwne. Dlatego my musimy poznać i przeżyć swoje życie głównie dla naszej wiedzy
Czy Bóg nie mógłby tchnąć w nas tej wiedzy tak jak duszy?
Skąd wiesz, że tego nie robi w tej chwili, tylko inaczej odbierasz ten proces?
Choćby dla pewności wyroku
Dobry argument xd
Ale w takim razie, po co wydawać wyrok? Czemu w ogóle tworzyć dusze, które z góry skazane są na piekło? Jak w ogóle wolna wola ma się do bożego planu?
Po prostu genialne podejście
Pytasz nieistotnego Kabaczka z internetu o plan Boży. Nie wiem tego, mówię od razu bo jestem człowiekiem a nie Bogiem. Mogę powiedzieć o podejściu człowieka do Boga, o grzechach i sprawiedliwości Bożej, która Bóg objawił i wytłumaczył (w mniejszym bądź większym stopniu). Ale pytanie mnie anona z internetu o plan Boga, który zna tylko Bóg jest podobne do pytania rybki akwariowej o fizykę kwantową.
Zapewne wiele osób to nieusatysfakcjonuje, ale nie znam planu Bożego ani Boga w pełni. Taka prawda. Taka moja niemoc
I właśnie dlatego żaden człowiek nie ma prawa mówić czego chcę bóg :v
Może bo mimo że nie zna w pełni to zna chociaż trochę Boga
To że nie znamy w pełni wszystkich praw fizyki rządzących wszechświatem to nie oznacza że nie możemy mówić o niej bazując na znanej obecnie wiedzy
Tylko z umiarem, bez pychy ale z pobożnością
Oczywiście możemy podejść do boga jak do praw fizyki
Innymi słowy samo założenie że bóg istnieje jest wysoko nieprawdopodobne, a wszelkie zakładanie jaki jest będzie bezpodstawne :v
Lucyfer wie o istnieniu Boga, a wiadomo, że pobożny nie jest.
Gdyby uznać za boga/Boga siebie samego, to nadal można być pobożnym i bez kultu Kreatora w sercu
Jestem Bogiem, uświadom to sobie sobie...
Jeśli Bóg jest nieskończenie skomplikowany, to każda wiedza na jego temat jest w porównaniu nieskończenie nieznaczna. Niektórzy z wierzących, także w tej grupie, wypowiadają się jakby byli co najmniej oświeceni. Wszystkie informacje na temat ich Boga dziwnym trafem zgadzają się z ich opiniami. Jakby to oni sami byli Bogiem. Deus ex ego?
Bóg jest nieskończony, ale jego wpływ na ten świat jest skończony, bo ten świat jest skończony.
Katolikowi zdobywając wiedzę teologiczną nie zbliża się do pełnego obrazu nieskończonego Boga, ale zbliża się do zrozumienia pełni jego wpływu na ten świat.
Jak to niby działa, że Bóg jest nieskończony? Pod jakim względem taki jest?
Nie tylko nieskończony, ale też nieograniczony. A to z kolei oznacza, że ten świat, a także wszystko w nim, jest częścią Boga. Więc Bóg tworząc świat dokonał modyfikacji samego siebie. Zmiana w nieskończoności jest nierelewantna, ale zaszła. Zatem Bóg nie jest niezmienny. Kolejna sprzeczność.
Nie wiem z czym jest to sprzeczność, ale prawdopodobnie zachodzi ona jedynie, kiedy wrzuca się świat fizyczny i niefizyczny do jednego worka. Dlaczego Bóg miałby być częścią świata, który stworzył? Bo informatyka tworzącego kod raczej się nie utożsamia z wirtualnym światem, który kreuje
Informatyk nie jest wszechobecny, nieskończony i nieograniczony.
Taka ciekawostka. Pewien psycholog stwierdził, że uważamy teorię życia w symulacji za tak bardzo prawdopodobną tylko dlatego, bo to tak naprawdę nieco przerobiony obraz boga. W rzeczywistości szanse nie są tak duże, ale to trochę jak z tą twarzą na marsie. Ludzie widzą twarz, a to tylko zwykła góra.
Symulacja to hipoteza, nie teoria.
Taka teza
że cierpienie, a nawet niesprawiedliwe cierpienie istnieje i nie jest niczym złym
ponieważ
z punktu widzenia nieśmiertelnej, istniejącej przez wieczność duszy
takie trwające kilkadziesiąt lat ludzkie życie ma nawet mniejsze znaczenie
niż z punktu widzenia takiego życia ma partia pasjansa.
Włączając taką grę ryzykujesz, że wylosują ci się takie ustawienia
że wygrana będzie absolutnie niemożliwa, niezależnie od twoich starań
ale i tak powinieneś się starać najlepiej jak możesz
i i tak taka gra jest ciekawsza, niż automatycznie wyświetlający się napis "wygrałeś".
Głównym elementem tej tezy jest założenie, że "żeby było ciekawie" to cel wynikający z samej natury świadomości, a nie tylko mechanizm biologiczny ludzkiego mózgu
bo ktoś może uważać, że jedynym prawdziwym celem jest szczęście
a po prostu ludzki mózg jest tak zrobiony, że musisz dostarczać mu ciekawych wrażeń, żeby pozwalał świadomości odczuwać szczęście
(skopiowane z rozmowy, więc zostawiam w takiej formie)
Skąd pomysł, że wieczność w niebie to wygrana?
Właściwie wieczność w niebie, czy piekle to koszmar. Jesteś zmuszony do cierpienia lub bycia szczęśliwym przez wieczność. Takie życie ma jeszcze mniej sensu niż te nasze.
Jest taka koncepcja filozoficzna, że szczęście jest jedyną prawdziwą wartością i wielu ludziom wydaje się, że są wartości wyższe tylko dlatego, że dążenie do tych wyższych wartości daje mu w efekcie więcej szczęścia, niż dążenie do szczęścia bezpośrednio.
I że nie wynika to z samej natury świadomości (duszy), a z budowy ludzkiego mózgu.
I myślę, że pytanie "Po co tworzyć cokolwiek oprócz Piekła i Raju?" (a nawet oprócz samego Raju) jest zadane właśnie w duchu tej filozofii - że skoro Bóg stworzył wszystko, to dlaczego nie stworzył człowieka tak, żeby od razu mógł być nieskończenie szczęśliwy?
Istnieją różne możliwe odpowiedzi na to pytanie, ale najbardziej zgodne z doktryną katolicką wydaje mi się to:
- Po pierwsze, nasze życie ziemskie trwa określoną ilość czasu, więc w porównaniu z późniejszym wiecznym szczęściem lub potępieniem jest nieskończenie krótkie i nie ma sensu się nim za bardzo przejmować
- Po drugie, Boga nie definiuje "nieskończone dobro", tylko "nieskończona miłość do ludzi". Miłość polega na pragnieniu szczęścia dla kogoś - ale co jeśli cierpienie w niesprawiedliwym i niedoskonałym świecie jest wpisane w boską definicję bycia człowiekiem? W takim wypadku stworzenie takiego świata dla ludzi nie świadczyłoby o okrucieństwie lub niekompetencji Boga - tylko jest koniecznym warunkiem naszego człowieczeństwa, a ono jest koniecznym warunkiem jego miłości.
Cokolwiek co nie jest wieczne.
A potrafisz coś robić bez przerwy i cały czas z tego czerpać pozytywne odczucia?
Poprawka, przedmówco:
Na ziemi jest szczęście i cierpienie - źle
W niebie jest szczęście przez wieczność - źle
W piekle jest cierpienie przez wieczność - źle
A co jeśli powiedziałbym ci, że po paru latach wieczne szczęście i wieczne cierpienie nie miałyby dla ciebie żadnej różnicy, tak byś się przyzwyczaił?
No chyba, że faktycznie mózg to tylko hamulec i w ogóle.
Tylko, że wtedy dusza po śmierci będzie zupełnie inną osobą, niż ja.
Dlaczego inna osoba ma ponosić konsekwencje za to, jak ja żyłem?
W piekle jest według mnie lepiej. Przynajmniej pozostajesz sobą. W niebie najwyraźniej tracisz rozum, jesteś niejako zmuszony do bycia szczęśliwym wbrew swej woli.
Jeszcze sporo zależy od tego, jak ma wyglądać to piekło. Teologowie twierdzą, że nie są to wieczne tortury jako kara za grzechy, a raczej, że to istnienie bez Boga, które człowiek sam sobie wybiera. Więc jeśli nie lubisz Boga, to w piekle faktycznie będzie ci lepiej.
Znaczy, chrześcijanie też twierdzą, że absolutnie nikt nie jest w stanie być szczęśliwy bez Boga, ale przecież nie wiedzieliby gdyby było inaczej.
Wiesz, zależy też jakie istnienie. Piekło bez Boga, no okej. Ale co tam jest? Jezioro lawy? Ogródek? Miasto? Autostrady i stadiony?
No to ładnie Bóg skonstruował rzeczywistość, żeby szczęśliwym nie dało się być bez niego.
Mijak nie zgodze sie z Tobą gdybyś odchodząc od Boga czuł się gorzej to naruszył by twoją decyzje a tym samym wolną wole.
Zakładając, że Lucyferowi udało się spełnić marzenia, to w sumie piekło to takie lepsze niebo.
No, ale jeśli bóg go jednak wyr*chał i każe mu torturować ludzi to już niezbyt fajnie. Zakładam, że to po prostu przeciwieństwo nieba. Jesteś wiecznie nieszczęśliwy.