[PC] Jak czarny jest czarny humor?

Avatar Baturaj
Właściciel
Temat o czarnym humorze - co o nim sądzimy i czym tak naprawdę jest.

Avatar Jastrzab03
Czarny humor jest dobry, jeżeli nie jest obraźliwy, nie służy do agresji. Sam jestem jego wielkim fanem, ale nie gdy np. jest używany dos śmieszkowania z holocaustu czy WTC.

Avatar
RhobarIII
Przedmiotem czarnego humoru jest cudza krzywda, cudze cierpienie i cudza hańba.
Humor opiera się z zasady na śmieszności. A kryteria śmieszności jakiejś sytuacji (w tym m.in. dowcipu, anegdoty, utworu o charakterze komediowym) w uproszczeniu są następujące:
-Zgodność z normą
-Szkodliwość
-Kontekst
-Powtarzalność
Zasadniczo sytuacja jest śmieszna jeśli raczej jest odstępstwem od normy (także jeśli mamy do czynienia z postmemami, które są oderwaniem od normy oderwania od normy), ale nie całkowitym oderwaniem od rzeczywistości, jeśli nikomu ta sytuacja nie szkodzi, oraz jeśli kontekst jest taki, że sytuacja śmieszna nawiązuje w jakiś sposób do innej sytuacji oraz gdy sytuacja nie zaburza powagi czy żałoby wywołanej przez inną sytuację. A powtarzalności tłumaczyć chyba nie trzeba.
Oczywiście są ludzie którzy uważać będą za zabawne wspomnienie na pogrzebie o tym jak zmarły tragicznie w wypadku nieboszczyk śmiesznie wyglądał gdy mu głowę urwało wraz ze sporym kawałkiem kręgosłupa, i jak krew śmiesznie psikała. Są też osoby które rozśmieszy tak pospolita rzecz jak pełzający po ziemi robak. Ale to już kwestia dodatkowych „parametrów" które nałożyły się na daną sytuację i na postrzeganie danego człowieka śmieszności.
Mnie przykładowo nie śmieszy przedstawianie tragedii jako czegoś błahego, niepoważnego, godnego zrównania z przejęzyczeniem polityka czy porównaniem kadru kreskówki z wizerunkiem scenicznym jakiegoś gwiazdora. Ale różne są gusta i guściki. Uważam jednak że czarny humor, czyli ten który jest śmianiem się ze zła i cierpienia, jest niemoralny.

Czarny humor znieczula. Powszechność obrazów zła i cierpienia oraz przedstawienie tego zła oraz cierpienia jako coś nieszkodliwego, stworzonego raczej na naszą uciechę niż naukę - sprawia że nie mamy jakoś ochoty by zapobiegać złu i cierpieniu. Wszak zło i cierpienie dostarczy nam materiału do żartów, a żarty poprawiają nam nasze samopoczucie, prawda? No tak, tylko że stąd już tylko krok do prowokowania takich sytuacji, a nawet bezpośredniego przyczyniania się do nich. Widzisz tego kota? Kopnij go z całej siły, zobaczysz jak śmiesznie poleci, jak śmiesznie wyląduje i jak śmiesznie jęknie z bólu! Jasne że jeśli ktoś się zaśmieje z czyjegoś upadku, nie oznacza to że następnego dnia wepchnie tą osobę pod samochód. Ale to się może zdarzyć. Czy na pewno możemy być tego pewni że nie damy się tak zepsuć? Czy nie byli tego pewni także ci, którzy dziś sprawiają innym cierpienie i czerpią z tego przyjemność? Czyż Szatan nie jest księciem kłamstwa, który najpierw uśmiecha się kusząc nas, a potem uśmiecha się przypiekając nas na ogniach piekielnych? Każda krzywda ludzka zaczyna się od bagatelizowania problemu.
Często się mówi że czarny humor pomaga walczyć ze smutkami które nas otaczają. Ale zastanówmy się - czy taka uparta i ryzykowna walka ze smutkami nie jest sprzeczna z naszym chrześcijańskim powołaniem? Ruszamy za Chrystusem wprawdzie po to, aby ostatecznie spotkać się z nim w Raju, gdzie czeka nas szczęście wiekuiste. Ale to nastąpi dopiero na tamtym świecie. Tutaj zaś mamy nieść krzyż. Mamy zmagać się z przeciwnościami. Mamy cierpieć i przybliżać się do zbawiciela. Mamy mieć nadzieję nie w zabawnym koledze, nie w luksusowych warunkach, nie w rozkoszy cielesnej. Nadzieję mamy mieć tylko w Bogu, Którego podczas naszego bytowania na Ziemi nigdy w pełni nie uświadczymy i praktycznie nigdy nie możemy być pewni że i po zgonie Go ujrzymy w pełni swej chwały. Do końca swych dni winniśmy brać pod uwagę i tą możliwość, że jednak czegoś nam braknie i Bóg ześle na nas najstraszliwszą karę, mimo że nasza relacja z Nim była tak bliska i tak zażyła, że umierając niemal widzieliśmy już bramy raju. Nie znaczy to że mamy wystrzegać się radości i codziennie się biczować po plecach (choć raz na jakiś czas, w ramach pokuty i z pełną świadomością - nie zaszkodziłoby). Oznacza to że powinniśmy radość czerpać z Miłości, a Miłością jest Bóg. Wszystko bowiem co jest poza Miłością - to jest domeną diabła. Gdzie jest przyjemność, gdzie jest wesołość, gdzie jest relaks, gdzie jest spełnienie, gdzie jest radość, gdzie jest bliskość, gdzie jest przywiązanie, gdzie jest nawet bezinteresowność i altruizm, a gdzie nie ma Miłości - tam jest prosta droga do bramy piekieł. Czy czarny humor pochodzi z Miłości, czy może z łaknienia przyjemności? Jeśli ktoś nie potrafi jednak czerpać radości z Miłości - niech jej nie szuka. Jeśli Bóg zechce, znajdzie ją później. Jeśli nie zechce - niech się nikt temu nie sprzeciwia! A tymczasem niech ten człowiek cierpi, niech płacze, niech nosi ten swój krzyż, niech się męczy i trudzi i niech tylko jedna w jego życiu będzie rzecz której nie będzie chciał się pozbyć - nadzieja.

Avatar Ryba234
Rhobar, ale jednym z celów czarnego humoru jest właśnie to, żeby Ty i tacy jak Ty oburzali się. Gdyby ludzie mieli dystans i mieli wyje**ne, czarny humor być może nie miałby swojego klimatu i trochę stracił. No offense w stosunku do Ciebie oczywiście, taki tylko przykład daję.

Avatar
RhobarIII
Tak, jednym z celów czarnego humoru jest prowokacja, oburzanie innych, ich złość która może ich przywieść do grzechu, zbłądzenia i potępienia.

Avatar Baturaj
Właściciel
Brzmisz, jakby człowiek powinien był wręcz cierpieć na tej ziemi.
To nieprawda.
Oczywiście, że momenty pokuty i cierpienia są ważne i nawet konieczne, ale nie powinniśmy także wystrzegać się radości tylko dlatego, że pochodzi ona ze śmiania się z czegoś złego. Twierdzisz, że wtedy nie pochodzi z miłości.
A ja twierdzę inaczej.
Otóż widzisz - wszystko tutaj jest kwestią nastawienia umysłu. Jeśli ktoś nie będzie zwracał uwagi w jaki sposób śmieje się z cudzej krzywdy, wtedy ściąga na siebie niebezpieczeństwo znieczulenia i pokus od Diabła - to prawda. ALE jeśli ten ktoś będzie się z tego śmiał w odpowiedni sposób, czyli nigdy nie zapomni, że zawsze powinien walczyć ze złem na świecie, że powinien ograniczać zło i cierpienie tak mocno, jak to możliwe, wtedy nie ściąga na siebie niebezpieczeństwa, a wręcz przeciwnie - błogosławieństwo. Bo radość może być równie dobrym, stosownym i skutecznym narzędziem do walki z Szatanem, jak akceptacja cierpienia i bólu. Dowód?
Niech dowodem będzie całkowicie autentyczna postać Świętego Filipa Neri. De facto żyjącego nie tak dawno, bo w XVI wieku, więc wiadomości o nim są w większości dość wiarygodne.
No więc on większość życia był uśmiechnięty. Drwił sobie z wielu rzeczy. Nawet z rzeczy, które tamci biskupi uważali za świętości i że nie powinno się z nich żartować. On to robił.
Oczywiście, że kiedy trzeba było być poważnym - np. w obliczu zła, wtedy był poważny. Zdarzało się to jednak bardzo rzadko.
Jeśli wierzyć zapiskom, to nawet w obecności Szatana, który usiłował odciągnąć go z drogi radości w Chrystusie (tak bowiem nazywa się ten błogosławiony stan, kiedy jesteś szczęśliwy dzięki byciu dzieckiem Chrystusa, a raczej dzięki świadomości tego) zachowywał Nereusz pokorną, cierpliwą radość w Chrystusie, spokojnie odpierając jego pokusy i odpędzając go w imię Jezusa, nie zadrżawszy nawet w obecności ducha nieczystego.
Śmiał się, gdy rozmawiał z nierządnicami, śmiał się, gdy rozmawiał ze złodziejami, uśmiechał się, gdy rozmawiał z samym Szatanem.
Raz udał nawet pijanego, żeby go ludzie nie nazywali "świętym za życia", kiedy po ulicy chodził (był zbyt pokorny, żeby mu to nie przeszkadzało. Przeszkadzało mu, więc tak zrobił)

Chodzi o to, że są różne drogi dojścia do Boga i każdemu Bóg wybiera jego własną, zsyłając mu powołanie. Dla jednego to będzie życie bliźniacze do Św. Filipa, dla innego bliźniacze do Św. Charbela, to decyzja samego Boga.
Dopóki nam jednak Bóg nie ześle informacji (w przeróżny sposób to robi, wiem), jaka droga jest przeznaczona dla nas, wtedy najzupełniej możemy obrać drogę św. Filipa, pamiętając jednak o poście, pokucie i umartwianiu, ale w odpowiednich chwilach.

I jeśli będziemy mieli odpowiednie nastawienie umysłu oraz ducha, żadna deprawacja nam nie straszna, nawet jeśli byśmy śmiali się ze sposobu śmierci jakiejś osoby.

A w ogóle to śmierć sama w sobie nie jest niczym złym. Jest obiektywna. Nie ma więc przeciwwskazań do śmiania się z niej.
Natomiast nie można śmiać się z człowieka, który tę śmierć poniósł. Bo nigdy nie wiadomo, co czeka go po śmierci.

Avatar Jastrzab03
Rhobar, lekko przesadzasz. W takim przypadku należałoby powiedzieć, że slapstick to grzech XD

Avatar
RhobarIII
Tak, jasne. Jeśli będzie wszystko pod kontrolą to będzie dobrze. A jeśli ludzie będą pamiętać że mają ograniczać zło i cierpienie, to Diabeł ich nie skusi. Jeśli ludzie nie będą łamać prawa, to nie będzie przestępstw. Jeśli ludzie nie będą grzeszyć, to nie pójdą do piekła. Przecież to wszystko jest takie proste i oczywiste, prawda?
Opis wspomnianego przez ciebie Świętego Filipa brzmi jak opis osoby z poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Nie mówię że to jest coś koniecznie złego. Mówi się przecież że osoby poważnie upośledzone są bliżej Boga niż my wszyscy. Ale nie znaczy to że dobrze jest upośledzać siebie i zmienić się w kalekę. Każdy człowiek jest bożym opus magnus, każdy jest zaplanowany inaczej. Św. Filip również niósł swój krzyż. Może cierpiał tysiąckroć bardziej niż się weselił. Nie wiesz tego. Ale Biblia po dogłębnej analizie daje nam raczej pesymistyczny obraz tego świata - naszą powinnością jest cierpieć, męczyć się, zmagać się z grzechem i być niepewnym zbawienia (J 15,18-27). Niezbadane są wyroki boskie - może i Św. Filip był z tego zwolniony. Ale żaden z nas nie jest św. Filipem. Żaden z nas nim nie będzie. Nikt nie jest tak samo zbudowany jak on był. Nie możemy obrać drogi św. Filipa. Bo św. Filip też błądził - jak każdy. Mamy obrać drogę Jezusa Chrystusa i z niej nie schodzić, bo tak zostało nam przykazane. Jeśli sam Bóg postanowi inaczej i za jego sprawą dotrzemy do Niego inną drogą - to już nie nasza wina. Ale dopóki Bóg nie ingeruje w naszą drogę, musimy cierpieć, znosić nienawiść i ból. A nasze blizny staną się szlachetne.
I dopiero tu się zaczyna radość. W swych bliznach nie widzimy szpetnej rany, a szlachetne znamię męstwa. Nie widzimy w cierpieniu zwiastunu potępienia, a raczej zbawienia. Znamy wizerunek żołnierza któremu „nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać". I tak mamy żyć. Ale ta nędza będzie, i to polegnięcie na polu bitwy też będzie. Cierpmy i smućmy się, ale niech to cierpienie i smutek będzie źródłem naszej satysfakcji.
Mówiąc że „żadna deprawacja nam nie straszna" - przeceniasz się. Szatan jest wiele razy sprytniejszy od wszystkich ludzi razem wziętych. Jeśli się uprze, każdego przekabaci. No chyba że ten ktoś już jest w układzie z Bogiem, który od Szatana jest niewiarygodnie mądrzejszy, sprytniejszy i potężniejszy. Ale czy Bóg nie chce czasem dopuścić do ciebie Szatana, czy nie chce sprawdzić jak sobie z nim poradzisz? Tego nie wiesz. Ale z Szatanem nie możesz nic kombinować. Nie ma na niego żadnej taktyki, żadnej strategii. Nie możesz go załatwić raz a dobrze. Na Szatana po prostu nacierasz i szarżujesz. I choćby szatańska armia była o wiele liczniejsza - nacierasz bez trwogi. I tak jak żołnierz czasem umiera - tak i ty w końcu grzeszysz. Ale czasem bywa i tak, że mała armia całkiem konwencjonalnymi metodami niszczy armię większą - a to Opatrzność czuwa. Bóg zechce - upadniesz. Bóg zechce - zwyciężysz! Ale nigdy nie narzucaj Bogu konieczności wspomagania cię w walce. On ma na ciebie plan.

A co do slapsticków, to to nie jest grzech bo sytuacje są tam tak przerysowane, karykaturalne i nieprawdziwe, że nikt tam nie cierpi i z cierpieniem powiązane to nie jest.

Avatar Baturaj
Właściciel
Rhobarze - na razie tylko trzy najmniej istotne rzeczy, reszta jutro po szkole. I proszę, powstrzymaj się do tego jutra od odpisu a zamiast tego przemyśl wszystko jeszcze raz. Bo według całościowo pojętej wiary katolickiej, razem z przeróżnymi objawieniami i przykładami, to opowiadasz bzdury.
A więc:
1. Daję Ci przykład św Filipa jako przykład tego, że życie można też przeżyć głównie w radości. Ale Ty zamiast to nawet przemyśleć to od razu wmawiasz sobie jakąś teoryjkę, że św Filip mógł być chory psychicznie. Stawiam Ci w Niebie kielich wina, że się nieźle uśmiał, czytając to, co napisałeś. W każdym razie chodzi o to, że kierujesz się myśleniem życzeniowym, czyli błędnym, nielogicznym. A jak już pisałem kiedyś na Jeja: Bóg chce, żebyśmy myśleli uczciwie, logicznie, po to stworzył nam tak wspaniałe umysły. Szczególnie w tak ważnej sprawie. Powinieneś się zatrzymać i zastanowić nad przykładem świętego, zamiast od razu go dyskredytować.
2. Mówiąc "Nikt z nas nie jest ani nie będzie świętym Filipem" stawiasz się na miejscu Boga, bo tylko Bóg to wie. Skąd wiesz? Może Bóg planuje wybrać jeszcze stu świętych Filipów? Nie stawiaj się ja miejscu przewidującego przyszłość.
Poza tym "Po owocach ich poznacie". Gdyby zachowanie prezentowane przez świętego Filipa było złe lub prowadziło do wejścia w obręb działania zła - wtedy miałoby złe owoce. Niestety dla Twojej teorii - fakty są takie, że owoce takiego zachowania są wyłącznie dobre. Z czego, jako chrześcijanie idąc za słowami Jezusa możemy wnioskować, że takie zachowanie jest dobre, jest tym, czego chce od nas Jezus.
3. Oczywiście, że nie wolno wchodzić w obręb działania zła. Że nie można prowokować sytuacji, "wymagać" od Boga ochrony. Tyle że akurat w takiej sytuacji, jeśli człowiek, jak mówiłem, ma ODPOWIEDNIE NASTAWIENIE UMYSŁU to NAWET nie wchodzi w obręb zła. Wręcz przeciwnie: jest przed nim chroniony, błogosławionym stanem radości. Gdyby nie uważał na to, z czego się śmieje, gdyby nie starał się zawsze przeciwdziałać złu - wtedy wystawiałby się na działanie zła.
Ale w takim przypadku jest wręcz odwrotnie.

Avatar Baturaj
Właściciel
Przepraszam Cię, Rhobar, ale będę musiał przenieść dalszą część na jutro... Wiem, że odpisałem Darcusowi, ale myślałem, że na Ciebie też starczy czasu... I źle wymierzyłem czas. Miałem dziś serio krótki czas na komputer, a na telefonie to tego nie będę pisał, bo strasznie niewygodnie.

Avatar Baturaj
Właściciel
No więc główna rzecz:
Rhobar pisze:

Ale Biblia po dogłębnej analizie daje nam raczej pesymistyczny obraz tego świata - naszą powinnością jest cierpieć, męczyć się, zmagać się z grzechem i być niepewnym zbawienia.

I tak mamy żyć.

Cierpmy i smućmy się, ale niech to cierpienie i smutek będzie źródłem naszej satysfakcji.


Nie. Z tego, co mówisz, wynika, że musimy podchodzić do cierpienia ze smutkiem i pokutą. Przyjmować je i się w nim hartować. To tylko częściowo prawda.
Prawdą jest, że cierpienie jest na stałe wpisane w nasze życie.
Prawdą jest, że powinniśmy akceptować cierpienie i ofiarować je Chrystusowi.
Ale nieprawdą jest to, do czego doszedłeś idąc za daleko w interpretacje słów Boga: że "powinniśmy się męczyć i smucić się, kiedy dotyka nas cierpienie". To nieprawda, Bóg nic takiego nie powiedział. Mówił to w konkretnych, ściśle określonych momentach, np. kiedy jakieś miasto musiało odpokutować za swoje czyny, bo inaczej miałoby zostać zniszczone. Wtedy Bóg kazał się smucić i chodzić w workach pokutnych. Ale nigdy nie powiedział, że nasze całe życie ma takie być.
Dowód? Dowodem jest nawet fragment, jaki sam przytoczyłeś (taki trochę strzał w stopę):

J 15, 18-27 pisze:

Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie wpierw znienawidził. 19 Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. 20 Pamiętajcie o słowie, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. 21 Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał. 22 Gdybym nie przyszedł i nie mówił do nich, nie mieliby grzechu. Teraz jednak nie mają usprawiedliwienia dla swego grzechu. 23 Kto Mnie nienawidzi, ten i Ojca mego nienawidzi. 24 Gdybym nie dokonał wśród nich dzieł, których nikt inny nie dokonał, nie mieliby grzechu. Teraz jednak widzieli je, a jednak znienawidzili i Mnie, i Ojca mego. 25 Ale to się stało, aby się wypełniło słowo zapisane w ich Prawie: Nienawidzili Mnie bez powodu.
26 Gdy jednak przyjdzie Paraklet, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On zaświadczy o Mnie. 27 Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku.

Nigdzie w tym fragmencie nie znajdziesz słówka o tym, jak powinniśmy traktować cierpienie, jakie nas spotyka. A tym bardziej stwierdzenia, że powinniśmy się wtedy smucić czy odczuwać trwogę. Natomiast fragmenty, które podkreśliłem mówią jedynie o tym, co się dzieje i będzie się działo, czyli o faktach. To proroctwo od Boga dla ludzi.
I dodatkowo fragment ten jest z rodzaju tych dających nadzieję prawdziwie wierzącym, a ostrzegających ludzi gardzących nauką Jezusa. Ale nie ma ani słowa o podchodzeniu do cierpienia. W Nowym Testamencie także nie znajdziesz słów Jezusa czy apostołów mówiących, że należy się zawsze smucić, kiedy cierpimy. Wręcz przeciwnie - św. Piotr mówi, że powinniśmy się cieszyć z tego, że Bóg daje nam możliwość zbawienia.
Smucić się powinniśmy wtedy, gdy zgrzeszymy, gdy sami upadniemy pod ciężarem pokus (mimo, że zawsze mogliśmy pod nim wytrwać), gdy obrazimy Boga, gdy ktoś z naszych bliźnich to robi. Ale nie cały czas.
Nawet inni święci, nie tylko święty Filip, wręcz żartowali sobie z Bogiem. Jak już mówiłem - świadectwa i fakty świadczą o tym, że stan niemal nieustannej radości jest stanem błogosławionym i dającym spokój ducha, dającym możliwość poznania Boga. Odpierającym pokusy. To są same dobre owoce. I nie ma żadnego złego (o ile taki ktoś ten stan radości przeżywa w odpowiedni sposób, jak np. święty Filip).
Na przykład św. Teresa z Avilla:
"Szeroko cytuje się jej zdanie, z którym wyjechała do Pana Jezusa tłumaczącego jej w objawieniu, że pozwala, by cierpiała, bo tak traktuje przyjaciół: „Nie dziwię się więc Panie, że masz ich tak niewielu…”. Podobno umiała zmienić koło u wozu, a gdy kiedyś jedna ze współsióstr przyłapała ją w kuchni na mistycznej ekstazie, dostrzegła, że Teresa jednocześnie nie przestaje trzymać patelni i normalnie smażyć na niej rybę (gotowała zaś podobno całkiem, całkiem)."
Zażartowała do Pana Jezusa podczas objawienia. Objawienia o cierpieniu. Rozumiesz? Gdyby to było złe, raczej nikt nie cytowałby tego tak szeroko, w tym księża i zakonnice. Ludzie bardzo blisko Boga.


Tak więc proszę: przeczytaj to wszystko, co napisałem jeszcze raz i przemyśl swoje stanowisko.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku