Idea wolnego rynku opiera się na dobrowolnej wymianie dóbr o wartości określonej tym, ile ktoś jest gotów zapłacić. W założeniu ma to prowadzić do sytuacji, w której największą władzę i siłę sprawczą mają ci, którzy najbardziej przysłużyli się społeczeństwu, udostępniając mu to, czego najbardziej chcą lub potrzebują.
Jest jednak wiele czynników, które sprawiają, że w praktyce nie działa to idealnie. Sprowadzą się one przede wszystkim do dwóch elementów ludzkiej natury - roszczeniowej postawy oraz głupoty rozumianej jako nieumiejętność przewidzenia skutków swoich działań.
Trzeci problem stanowi trudność określenia prawa własności w niektórych przypadkach.
Roszczeniowa postawa polega na przekonaniu, że komuś należy się więcej, niż sam dał innym od siebie.
Właśnie takie myślenie prowadzi do kradzieży, rozboju i oszustw.
Jeszcze jednym z przejawów takiej postawy jest na przykład sytuacja, w której dziecko milionera jest rozpieszczane, nie uczy się niczego pożytecznego i trwoni majątek odziedziczony po rodzicach.
Ale innym przejawem takiej postawy jest sytuacja, w której ubogi żebrak dostaje coś za darmo tylko dlatego, że potrzebuje tego do przetrwania - mimo że jego przetrwanie nie jest pożyteczne dla nikogo oprócz niego.
Obie te sytuacje są złe, ale same w sobie nie zaprzeczają idei wolnego rynku. Wolny rynek polega na tym, że każdy może ze swoją własnością zrobić co zechce - czyli także przekazać ją komuś, kto - patrząc z szerszej perspektywy - wcale na to nie zasługuje.
Zaprzeczeniem wolnego rynku jest dopiero sytuacja, w której roszczeniowa postawa jest regulowana prawnie. W której przekazywanie majątku według swojego uznania jest utrudnione, a przekazywanie go innym wbrew swojej woli - wymuszone.
I tu dochodzimy do drugiego z czynników ograniczających wolny rynek - a także pozornie uzasadniających jego ograniczanie - czyli nieumiejętność przewidzenia skutków swoich działań.
Mój sposób na zminimalizowanie tego czynnika przedstawiłem
tutaj. Większość uznała go za zbyt ekstremalny, ale moim zdaniem to jedyny skuteczny sposób przeciwdziałania oszustwom przy jednoczesnym zachowaniu wolności decyzji.
Ograniczenia stosowane przez obecne systemy w założeniu mają chronić ludzi przed skutkami głupiego korzystania ze swojego majątku, ale w praktyce jest to mało skuteczne i często prowadzi do utraty prawa do swojej własności na rzecz wspólnoty i zastąpienie głupoty posiadacza majątku głupotą kolektywną.
Już pomijając, kto popełnia więcej poważniejszych błędów - jednostki czy kolektywy - strata poniesiona w wyniku cudzej decyzji jest mniej pouczająca i bardziej frustrująca od straty w wyniku własnego błędu.
Wolnościowym sposobem na zapobieganie błędom jest umożliwienie posiadającym majątek ludziom zdobywania wiedzy, a nie podejmowanie decyzji za nich.
I została do omówienia ostatnia kwestia, czyli trudność w ustalaniu, co w jakim stopniu jest lub powinno być czyjąś własnością.
Naturalna definicja własności brzmi tak, że coś jest twoją własnością, dopóki nie dasz sobie tego odebrać. Takie myślenie w praktyce oznaczałoby, że każdy bogacz musiałby utrzymywać swoją prywatną armię do ochrony swojego majątku. Co byłoby sporym obciążeniem dla gospodarki i groziłoby wojną domową.
Głównym elementem władzy państwowej jest monopol na stosowanie przemocy na danym terenie. Najważniejsze zadanie dobrego państwa to posiadać siłę tak dużą, żeby prawie nigdy nie musiało jej stosować.
Z tego powodu państwo nie może pozwolić jakimś bogaczom na posiadanie prywatnych armii mogących konkurować z jego wojskiem.
Jest to w pewnym stopniu ograniczenie wolnego rynku, ale w tym przypadku jest to nieuniknione. To bezpośredni skutek prawa silniejszego, a na obecnym etapie rozwoju cywilizacji jest to też chyba najlepszy sposób na utrzymanie względnego pokoju.
A skoro państwo uniemożliwia bogaczom samodzielną ochronę ich majątku, musi samo zapewnić im ochronę.
Jeśli spojrzeć na to od tej strony, to wyższe podatki dla bogatych są nawet sprawiedliwe. Większy majątek wymaga większych środków na ochronę, w tym także większego zaangażowania sił państwowych. Rzecz w tym, żeby różnice w podatkach były obliczane właśnie na podstawie kosztów tej ochrony, a nie jakiejś samozwańczej "sprawiedliwości społecznej".