Mijak pisze:
Rzecz najważniejsza:
Sport ≠ aktywność fizyczna.
Prawda. To jest tak, że nie każdy sport jest związany z aktywnością fizyczną i nie każda aktywności fizyczna jest sportem. Mimo, że większość z nich jest tym i tym jednocześnie.
Jeżeli chodzi o mnie, to ćwiczę karate i biegam, ale żadnej z tych dwóch rzeczy nie traktuję w pełni jak sportu. Karate ćwiczę jako sztukę walki, a biegam po to, żeby mieć kondycję potrzebną w walce wręcz.
Niestety jednak, ostatnio większość osób traktuje karate jak sport. Więc w moim klubie też ćwiczymy jak dla sportu. Jednak ja sam osobiście traktuję Karate jak sztukę walki, więc sam w domu trenuję je głównie jak sztukę walki.
Z tym "niestety" nie zrozumcie mnie źle, nie jestem starym japońskim dziadkiem, siedzącym na hamaku i gderającym "kiedyś to było, ćwiczyło się karate, żeby go nigdy nie użyć". Nie, uważam, że samo robienie zawodów w sportowym karate jest jak najbardziej dobre i pozytywne (jeśli tylko jest to dobrze zrobione. Bo to, co ostatnio robi WKO to jest śmiech na sali). Mam na myśli głównie Karate Oyama, które prosperowało do miana głównej organizacji na świecie zajmującej się organizacją międzynarodowych zawodów w formułach knockdown, semi-contact i full-contact. Tylko zgadnijcie, dlaczego się nie udało? Proste, przez ludzi, uczniów Oyamy, którzy wypieli się na Shigeru i pozakładali własne, niby-oyamowe kluby. Tfu.
Natomiast złe jest to, że ludzie słysząc "karate" wyobrażają sobie sport, jaki pokazuje nam WKO albo Karate Oyama.
To nie jest karate!. To jest sport oparty na karate (chociaż główna formuła walki na zawodach WKO to nawet tym ostatnio nie jest).
Natomiast prawdziwe Karate jest najbardziej wszechstronną i jedną z najczęściej skutkujących na ulicy sztuką walki (owszem, na ulicy. Popieram swoje stanowisko odpowiednią wiedzą. Więc nie zakrzyczycie mnie swoim
łeee, kAraTe na uLiCy NiE mA SzAnS, SłYsZałEm Od WuJKa, KtóRy KieDyś SłySzAŁ Od Syna KoLEgi, któRy TrEnOWał PóŁ RoKU WiĘc WiE).