Na zmianie miałem small talk z dziołchą z tyry i wyszło, że jeszcze rano była na mszy. I naszła mnie taka kleinigkeit dygresja, że na ch*j Jej to.
Dziołcha c.30yo, dwójka dzieci, mąż nierób, ot, mediana krzywej Gaussa. Pracuje za 11,5 na rękę (żaden atak, też tyle mam :/) albo nawet i nie, bo ja jeszcze mam ulgi. Nie może planować swojej przyszłości, jedynie na tydzień do przodu, bo tyle przewiduje grafik. Po tyrze musi być tak zmęczona, że cała jej energia idzie w fizjologiczną i jałową, żadnej swobodnej.
Jedyna korzyść z wiary w Jej przypadku to trzecie prawo Locke'a ("Rozważania"). Nic więcej nie widzę.
Zapraszam do dyskusji.