Pytanie umyślnie zadałem podchwytliwe, gdyż to, co jest z tych dwóch przymiotów ważniejsze, nie powinno nas w ogóle interesować.
Po co więc stworzyłem temat o takim tytule?
Prosta sprawa: żeby naprostować pewne niesprawiedliwe (heh) i nieprawdziwe informacje, jakie rozpowszechniają niektórzy ludzie, mieniący się chrześcijanami, a nawet katolikami.
Wychodzimy tutaj z pozycji tego samego problemu, co w temacie o "nieistnieniu piekła". Czyli problemu noszącego nazwę "Bóg powinien być taki, jaki ja uważam, że powinien być" oraz "Bóg jest przecież nieskończenie miłosierny, nie ześle ludzi do piekła".
Co więc tacy ludzie mówią tym razem? Otóż coś w rodzaju: "Boże miłosierdzie jest tak wielkie, że nawet, jakby wielki grzesznik poszedł na sąd, Bóg uświadomi mu jego grzechy i w swoim wielkim miłosierdziu wpuści go do nieba". Otóż nie. Po prostu nie. Pozwólcie, że wypunktuję:
1) Objawienia, jak i Pismo Święte mówią, że miłosierdzie Boże nie jest ostatnią furtką w drodze do naszego pośmiertnego losu. Prawdą jest, że jest naszą ostatnią nadzieją, ale dla nas, grzeszników na tym świecie. Dla zmarłych może też, ale w innym sensie. Jeśli jednak chodzi o te symboliczne "furtki" w sądzie Pana Boga nad nami po śmierci, Miłosierdzie jest przedostatnie. Co więc jest ostatnie?
Właśnie sprawiedliwość.
Mogą potwierdzać to między innymi słowa Chrystusa w objawieniach (niestety, nie pamiętam jakich, a w internecie nie mogę znaleźć. Przeczytałem to w dość starej książce o tych właśnie objawieniach) pewnej osobie. Powiedział On:
"Komu będzie dana szansa otrzymania tej wielkiej łaski ode Mnie i uwierzenia we Mnie, a tego nie zrobi, nie wybierze tej wielkiej łaski i odrzuci ją, dla tej osoby miłosierdzia nie będzie" (naprawdę! Pamiętam to dokładnie: "Dla niej miłosierdzia nie będzie")
Chodzi mi o to, że Miłosierdzie Boże po śmierci jest dla tych, którzy temu Miłosierdziu się zawierzyli. Którzy sami, z własnej woli i świadomą decyzją zawierzyli się Miłosierdziu Bożemu, nie czyniąc po drodze żadnego grzechu przeciwko temu Miłosierdziu. Jeżeli natomiast ktoś nie zawierzył się Miłosierdziu, albo ktoś nie wierzył w Boga za życia, ale nie miał szansy Go poznać (np. był członkiem jakiegoś plemienia Amazonii i nigdy nie słyszał o Bogu), wtedy nie będzie przechodził przez bramę Miłosierdzia, tylko przejdzie przez bramę samej Sprawiedliwości. Czyli po prostu najprawdopodobniej Bóg osądzi go z samych jego uczynków na ziemi, pod kątem Dekalogu i 7 grzechów głównych.
2) Bóg dał nam wolną wolę. Bóg dał nam Pismo Święte. Bóg dał nam misjonarzy, posłańców i tak dalej. Wiadomo, o co chodzi. Do czego nawiązuję? Do słów powyżej: "Bóg uświadomi mu jego grzechy i w swoim wielkim miłosierdziu wpuści go do nieba". Nie. Bóg dał nam wolną wolę i wyraźnie powiedział: "przestrzegajcie Moich zasad, a będziecie zbawieni, nie przestrzegajcie, a będziecie potępieni". Tak, jak mówiłem w temacie o rzekomym "nieistnieniu" piekła.
Więc czy jeśli Bóg pokazałby takiemu człowiekowi dopiero po śmierci jego uczynki i oświeciłby jego umysł, że było to złe, to czy nie byłoby to wbrew zasadom, które sam ustanowił, które nam dał? Byłoby. Bo Bóg jeszcze za naszego życia przekazuje nam na różne sposoby, że nasze życie jest grzeszne, że powinniśmy je zmienić. Robi to za pomocą bliskich, członków rodziny, tej niby "wścibskiej" babci, która zawsze się Ciebie spyta, czy byłeś w kościele w niedzielę (i ma rację). A po śmierci jesteśmy sądzeni z tego, co zrobiliśmy i jak myśleliśmy za życia.