Nieznane pomieszczenie [L.A.]

Temat edytowany przez Baturaj - 3 września 2018, 14:31

Avatar Baturaj
Właściciel
O nie! Przetrzymywana jest w nim obecnie Lilieth Azecure. Oczywiście wbrew jej woli.

Avatar Baturaj
Właściciel
Max
Gdy wzrok nieco jej się skupił, zdołała zobaczyć, że stoi przed nią kobieta. Czarnoskóra, lekko otyła, w białym żakiecie. Patrzyła na Lily. Teraz już milczała. Ból nieco zelżał, a to pozwoliło Lily przypomnieć sobie, że dziwne uczucie w warsztacie mogło być spowodowane tym, że ktoś inny ją obserwował. Mogła czuć na sobie czyjś wzrok.

Avatar maxmaxi123
Dobra... próbowała zobaczyć, czy ma te swoje paznokcie. Jak tak, to dobrze. Użyje ich w odpowiedniej chwili. Teraz dalej milczała, czekając na słowa kobiety. No, zakładając, że raczy się odezwać, co według niej byłoby wskazane, chociażby żeby oznajmić reszcie, że się zbudziła... jeżeli jakaś reszta była...

Avatar Baturaj
Właściciel
- Więcej - powiedziała nagle kobieta i Lily poczuła nagłe ukłucie w bok szyi. Jedna z osób po bokach wstrzyknęła jej coś szybko i odsunęła się. Lily zdała sobie sprawę, że klęczy, a nadgarstki ma czymś przewiązane, tak, że nie może ruszać rękami i wisi na nich na jakimś rodzaju lin.
Czarnoskóra kobieta zbliżyła się o krok, patrząc Lilieth w oczy chłodnym wzrokiem bez emocji.
- Znajdujesz się teraz pod moją komendą, pani Azecure. Nie jesteś w stanie nic zrobić.

Avatar maxmaxi123
onie
Cóż, właściwie sprawnie ją unieruchomili, to trzeba im przyznać. Tylko pytanie... co to takiego? Cóż, może jej powie, ale potem, teraz pora żeby się odezwała.
- Brawo. Co Ci dało unieruchomienie zwykłej kobiety?

Avatar Baturaj
Właściciel
Kobieta uśmiechnęła się lekko. Lily poczuła, że zaczyna słabnąć. Obraz znowu zaczął się rozmazywać.
- Sporo czasu nam zajęło ustalenie, jakiego rodzaju są twoje zdolności i, prawdę mówiąc, nadal nie wiemy. Ale ten narkotyk nie pozwoli ci ich użyć. Przynajmniej, dopóki nie zrozumiemy twoich mocy - kobieta odwróciła się, aby wyjść z pomieszczenia przez drzwi, umiejscowione niemal na przeciwko Lily, z prawej strony. Przed wyjściem odwróciła się i rzekła:
- Nazywam się Amanda Waller, dyrektor Biura Do Spraw Metaludzi i Sytuacji Nadzwyczajnych Sztabu Generalnego Wojska Stanów Zjednoczonych. To dla twojego, a głównie naszego dobra. Nic złego ci się nie stanie. Przynajmniej na razie. Nie trzeba było tak się pokazywać, słonko.
Lily już ledwo ją słyszała. Kiedy Waller wyszła, obraz znowu całkowicie jej się rozmazał. Przyszły nudności. Wciąż jednak zachowała jako-taką przytomność.

Avatar maxmaxi123
Cóż, w zasadzie wolała by ją stracić, czas by szybciej zleciał, a tak to jeżeli będzie tu sama, będzie się niemiłosiernie nudzić. No, a teraz czas na przemyślenia, co było w zasadzie ciężkie... Zrozumiała tyle, że wojskowi ją złapali, a to przez poranną akcję. Scena niby z filmu. Ciekawe czy postąpią tak jak na nich, to znaczy spróbują ją posiekać, czy tam posłużą się innymi niehumanitarnymi metodami, czy jednak spróbują bardziej pokojową metodą.

Avatar Baturaj
Właściciel
Nagle kątem oka dostrzegła ruch. Okazało się, że dwie sylwetki po bokach nadal tam są, ale nie mogła ich zidentyfikować z powodu problemu ze wzrokiem i nudności. Zwiesiła głowę i zapadła w sen.
Kiedy się obudziła, klęczała w tej samej pozycji. Ręce wciąż wisiały w górze na cienkich łańcuchach, jak się okazało. Chyba nikogo nie było w pomieszczeniu, oprócz samej Lily. Ból głowy zelżał, ale wciąż utrzymywał się lekkim pulsowaniem.

Avatar maxmaxi123
Eh, znowu sama... woli przeczekać i mieć pewność czyjejś obecności. Wstrzymała więc oddech, starając się nie wypuścić powietrza.
//Sprawdziłem na wszelki, nie zemrze, tylko straci przytomność.

Avatar Baturaj
Właściciel
W trakcie wykonywania tej czynności drzwi nagle się otworzyły i weszła przez nie Waller z jakimś naukowcem u boku.
- Nie tak prędko, maleńka! Już jesteśmy - powiedziała.

Avatar maxmaxi123
onie
Cóż, a jednak ćwiartowanie... Dalej nie mogła ruszać rękoma, albo ruszyć paznokciami?

Avatar Baturaj
Właściciel
Mogła ruszać rękoma, ale wciąż na nich wisiała. A nogi z tyłu były skrępowane, co utrudniałoby wstawanie. Paznokcie były sobie spokojnie przyczepione do jej naturalnych paznokci, ale jakoś nie mogła się przemóc, żeby zacząć je kontrolować. Tak, jakby wymagało to nagle ogromnej siły woli, do której nie miała dostępu.
Naukowiec ubrany był w zielony, gumowy fartuch i białe ubranie pod spodem. Na nosie miał okulary i wyglądał na faceta w średnim wieku.
- Spokojnie, to mój codzienny ubiór roboczy - rzekł do Lily, podchodząc bliżej i sprawdzając coś na małym komputerze, który stał na podwyższeniu po prawej stronie Lily, jak zauważyła kątem oka.
Waller tymczasem stanęła naprzeciwko i powiedziała:
- Nie zauważyłaś, co masz na szyi? Nie użyjesz mocy.

Avatar maxmaxi123
- Przepraszam, ale nie miałam jak, bo lustra nie ma, a i wstać aby się przejrzeć też nie mogę!

Avatar Baturaj
Właściciel
Waller uśmiechnęła się.
- Ale pyskata - pokręciła głową. - Na szyi masz obrożę, hamującą twoją moc. Wiemy już, że ma ona związek z nieokreśloną substancją w twoim organiźmie, ale mamy wysokiej klasy specjalistów, którzy zdołali wyizolować tę substancję wraz z twoim DNA, dzięki czemu mogli skalibrować obrożę. Gdybyś miała jakieś moce naturalnie, potrwałoby to znacznie dłużej. A teraz potrzebujemy próbki twojego szpiku. Będzie bolało. Muszę ci też powiedzieć, że w obroży jest mały ładunek wybuchowy. Doktorze, zaczynaj.
Mężczyzna uruchomił coś za pomocą komputera i łańcuchy pociągnęły Lily do góry, zmuszając do powstania. Wtedy coś złapało ją za korpus, była to jakaś metalowa łapa, która zacisnęła się wokół jej miednicy, unieruchamiając ją. Doktor przeszedł za plecy Lilieth.

Avatar maxmaxi123
//Mój mózg jest tak nieczysty, że gdybym to gdzieś widział bez wyjaśnień, pomyślałbym, że to wstęp do pornosa ;-;//
- A może znieczulenie jako nagroda za to, że się wam tak łatwo dałam?

Avatar Baturaj
Właściciel
//XD//
- Nie schlebiaj sobie - odparła Waller. - Znieczulenie mogłoby spowodować pewną mechaniczną reakcję nadnaturalnej substancji w twoim organiźmie z układem krwionośnym w odpowiedzi na ból, a tego nie chcemy. Doktorze, zaczynaj.
Nagle Lilieth poczuła ukłucie. Lekkie.
Aż nie minęła sekunda.
Nagle poczuła ból tak potężny, że nie była w stanie nawet myśleć, o czymkolwiek. Promieniował na całe ciało i rozchodził się od kręgosłupa. Z jej piersi wyrwał się mimowolny krzyk i zacisnęła oczy z bólu. Trwało to jakiś czas, ale dla Lily nieskończoność.
Nagle, cierpienie zniknęło. Ulotniło się płynnie i dość szybko, jakby coś wyssało źródło bólu z jej ciała. Otworzyła oczy i zobaczyła, jak doktor w fartuchu gdzieś wychodzi. Waller rozmawiała z kimś stojącym w drzwiach, chyba strażnikiem. Jednak przez ciągłe dzwonienie w uszach nie słyszała, co mówią. Dzwonienie ustało i usłyszała kilka ostatnich słów, zanim czarnoskóra kobieta wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia:
- ... ją stąd. Macie trzy minuty! Idę do wyjścia nr 4.
Lily usłyszała pulsujący dźwięk alarmu, rozchodzący się po całym budynku, jeżeli w ogóle była w budynku.

Avatar maxmaxi123
Pewne było jedno: odechciało jej się tego typu zabaw. Jeżeli przeżyje, wróci do normalnego życia. Tak lepiej, tak bezpieczniej. No, może brzmi to tak, jakby była przewrażliwiona na punkcie podejmowania ryzyka. Może po tym co teraz przeszła tak, ale wcześniej średnio.
Alarm ją wkurzał, ale na pewno coś to oznaczało. Tylko nie wiedziała co... ktoś się włamał? Może jakiś wybuch? Zamach? Odpowiedzi było wiele, ale to pierwszej i jedyne jakie jej przyszły do głowy, bo po tym odechciało jej się dokładnej myśleć. Była wykończona. I psychicznie i najpewniej też fizycznie.
Próbowała rozglądnąć się lepiej po pomieszczeniu i wyłapać coś zmęczonym spojrzeniem. Może nie detale, co łatwiej zauważalne przedmioty; może innych ludzi, jakiś żołnierzy, doktorów? Nie ważne co i kogo, nie ważne nawet po co, zwyczajnie to próbowała zrobić.

Avatar Baturaj
Właściciel
Jej wzrok się wyostrzał, widziała więc stopniowo coraz więcej szczegółów. Waller już wyszła. W sali został tylko jeden strażnik w obrębie jej pola widzenia. Miał w rękach jakiegoś rodzaju karabinek. Zdawało jej się, że to MP-5, lub może HK-416, ale nie widziała go dokładnie, bo tylko połowa świateł w pokoju działała, a te, co działały, bez przerwy migotały, więc zlewał się on z ubraniem żołnierza. Składały się na nie standardowo kamizelka taktyczna i pas, mocne buty i dodatkowo czarna kominiarka. Stał w otwartych dużych głównych drzwiach do pomieszczenia, bokiem do Lily i patrzył to na nią, to na wnętrze korytarza, czy cokolwiek było po drugiej stronie drzwi - Lily widziała tam tylko część ściany. Alarm nieustannie wył, co nadal ją irytowało.
Nagle - strażnik spojrzał za drzwi i Lily zobaczyła, że z pewnością dostrzegł lub usłyszał coś, co go zaniepokoiło. Zaczęła także słyszeć przez alarm gwałtowne odgłosy, chyba walki. Strażnik stanął w pozycji gotowości i zaczął przesuwać się z karabinem gotowym do strzału w stronę drzwi. Zniknął z jej pola widzenia.
Pół sekundy później Lily usłyszała głuche uderzenie i strażnik wrócił do pokoju, w którym przebywała, wciąż unieruchomiona metalową łapą. A raczej zatoczył się prawym ramieniem w tył, jakby coś go w nie uderzyło i upadł na bok. Odgłosy walki były już głośniejsze, Lily wyraźnie słyszała przekleństwa i strzały oraz jakieś trzaski. Żołnierz w środku pozbierał się już z podłogi. Zobaczyła, jak wyciąga z prawego ramienia strzałę. Uniósł karabinek do strzału i nagle trafiła go druga strzała - prosto w drugie, tym razem lewe ramię. Kolejny podłużny pocisk uderzył w jego karabinek, który potoczył się po podłodze z metalicznym stukotem.
- Cholera! - krzyknął mężczyzna do napastnika w korytarzu. Wyciągnął zza pleców nóż wojskowy. - Dawaj, tchórzu! Walcz jak mężczyzna!
W tym samym momencie do pomieszczenia wbiegły dwie osoby. Jedna wdała się w walkę z żołnierzem, zwinnie unikając bardzo szybkich i gwałtownych cięć noża i samemu zadając co chwila szybkie uderzenia. Ubrana była w ciemnoniebieski płaszcz i garniturowe spodnie tego samego koloru, marynarkę i krawat, a na głowie miał kapelusz. Zwykły, tradycyjny, męski kapelusz, który, o dziwo, nie spadał mu z głowy podczas walki ze strażnikiem. Drugą osobą była kobieta w ciemnozielonym stroju i bardzo jasnych i długich blond włosach, spiętych w koński ogon. W ręku miała łuk.
Strażnik zaczął przejmować inicjatywę. W przerwach między błyskawicznymi cięciami i pchnięciami wyraźnie dążył do złapania oponenta, żeby ręką z nożem zadać mu serię śmiertelnych cięć. Widać było jego doskonałe wyszkolenie wojskowe, na poziomie służb specjalnych. Mężczyzna w garniturze zaczął ustępować. Cofać się. Blond-włosa kobieta wycelowała swój skomplikowany łuk taktyczny, celowała przez pół sekundy i wystrzeliła. Strzała pomknęła i w ułamku sekundy utkwiła w udzie strażnika. Ten stęknął głucho i ukląkł. Wtedy facet w kapeluszu podbiegł i kopnął go z całej siły w głowę. Przeciwnik legł nieprzytomny, a może nawet martwy.
Kobieta rozejrzała się wokoło, z łukiem gotowym do strzału.
- Nie jestem mężczyzną, dupku - rzuciła w stronę leżącego.
Mężczyzna w tym czasie podszedł do strażnika, odpiął mu od pasa kajdanki i spiął mu nadgarstki za plecami. Potem wstał i odwrócił się w stronę Lily, która natychmiast doznała szoku - gość wyglądał, jakby nie miał twarzy! Zamiast niej miał jakby pusty, obciągnięty gładką skórą przód głowy. Z jej ust wyrwało się mimowolne westchnięcie zaskoczenia.
- Kim jesteś? - zapytał Lily głębokim, dźwięcznym głosem. Z pewnością męskim. Trzymał ręce w kieszeniach płaszcza. Kobieta podeszła do towarzysza i stanęła tuż za jego lewym ramieniem, patrząc co chwila w stronę korytarza. - Tylko szybko, wersja skrócona.
Patrzyli na nią i oczekiwali odpowiedzi.

Avatar maxmaxi123
Z początku spoglądała na tę scenę z podejrzliwością, a dokładniej przed tym, jak ujrzała swoich domniemanych wybawców. Nie miała pewności, czy jednak nie atakuje tego jakaś zła organizacja, żeby ją przejąć i robić z nią gorsze rzeczy, niż ta kobieta. Brzmi to zapewne absurdalnie, ale po tym co dziś widziała, jest w stanie uwierzyć we wszystko. Aczkolwiek ratunku też nie wyklucza, ale to byłoby zbyt podejrzane, patrząc na jej niemal nikły rozgłos...
Zaraz kiedy się pojawili, zaimponowali jej stylem walki. Oglądała wiele filmów akcji, ale przeżyć, a oglądać to zupełnie co innego. Może widziała podobne akcje wiele razy i w filmie by ją nudziły, acz teraz natomiast było to co innego. Poza podziwem, nie wiedziała jak lepiej to opisać. Nie wykluczała też, że mogła na to wpływać nutka nadziei na ucieczkę.
Po czasie- niedługim- zdała sobie sprawę, że stoją przed nią i mogła im się przyjrzeć. Uratował.. nie, jeszcze nie jest pewna, czy ją ocalą. Przyszły tu dwie dziwne osoby, których celem na pewno nie jest ona, skoro nawet jej nie znają. Hm, a może kogoś szukają? Nie dowie się tego, dopóki nie odpowie, a i tak kazała im za długo czekać- może przesadzenie, bo jednak była to maksymalnie minuta.
- Zwykłą panią mechanik. Lilieth, ewentualnie Lily.- Rzekła szybko i skrótowo. Wolała nie wspominać o swoich mocach bo nie była pewna, czy dalej je ma, a wprowadzać w błąd osoby, od których zależy twoje życie, nie jest zbyt rozsądne.
Teraz patrzyła się to jednego, to na drugą, oczekując ich reakcji. Nie przejęła się zbytnio osobą bez twarzy, jak było wspomniane wyżej, uwierzy we wszystko i niczego nie kwestionuje.

Avatar Baturaj
Właściciel
- Nie no, świetnie, na Batmana jej się zebrało - mężczyzna bez twarzy złapał się za głowę. Odwrócił się, by wyjść. - Zajmij się nią, ja tymczasem pogadam sobie z Waller - rzucił jeszcze do towarzyszki i zniknął w korytarzu.
Kobieta podeszła do Lilieth i stanęła naprzeciwko, dwa metry od niej. Łuk trzymała luźno w lewej ręce.
- Wiemy, że masz nadnaturalne moce - odezwała się młodym, spokojnym głosem. - Masz na sobie obrożę, która je hamuje. Powiedz, jakie są to moce i do czego je wykorzystywałaś, a cię uwolnię.

Avatar maxmaxi123
Dobrze wiedzieć, że jednak jej ich nie zabrano, acz z drugiej strony może to oznaczać dalsze kłopoty. Lily zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią. Nie wiedziała, czy zna wszystkie tajemnice tej substancji, jak i też ubrać to w słowa, bo jednak nikomu wcześniej nie musiała o tym mówić.
- Nie wiem, czy uda mi się to wyjaśnić i czy znam wszystkie właściwości tego. Tak na wstępie ostrzegam.- Dodała szybko.- Miałam takie latające jakby... trumny. Dorastały gdzieś do tak... a nie, nie mam teraz jak pokazać... No nic. Nosiłam je jako paznokcie. Mogły się one wbijać w różny sprzęt, dodając im nowe właściwości. Ze swojej krwi potrafiłam też robić różnorakie rzeczy. Mogłam się uzupełniać, pochłaniając metal czy tam różnoraką elektronikę. I... to chyba tyle. Z tego co pamiętam i wiem.

Avatar Baturaj
Właściciel
- To się... zgadza - powiedziała młoda kobieta po chwili. - Ale nie odpowiedziałaś na drugie pytanie: do czego je wykorzystywałaś?

Avatar maxmaxi123
- Oj, no tak. Właściwie... po pros... czekaj. Zgadza? Czyli teoretycznie wiedzieliście, co potrafię?

Avatar Baturaj
Właściciel
Kobieta złapała się za głowę.
- Za dużo pytasz, za mało mówisz. Dobra, wiem, że jesteś z tych dobrych. - Przeszła za plecy Lilieth i po chwili łapa się rozluźniła, a łańcuchy opadły. Łuczniczka podeszła do Lily.- Question chyba mnie nie zabije tylko dlatego, że nie kazałam ci odpowiadać - mruknęła jakby do siebie, odpinając kajdany przyczepione do łańcuchów. Lily była całkowicie wolna, nie licząc obroży. - Tę zdejmiemy ci za pomocą odpowiedniego sprzętu, spokojnie - powiedziała. - Nie mamy czasu, chodź.
Poprawiła uchwyt na łuku i ruszyła szybkim krokiem do drzwi.
- Tu Artemis, mam dziewczynę. Jestem w drodze do punktu zbornego B - powiedziała do cyfrowej konsoli na swoim przedramieniu. - No chodź! - popędziła Lily.

Avatar maxmaxi123
Ruszyła więc za kobietą, nie mówiąc już nic więcej. Chciałaby wiedzieć, czy jest tu więcej więźniów, ale tego na pewno dowie się pod koniec wędrówki. Nie wyrywała się w ogóle do przodu, a jeżeli nie mogła ustać, to nie wywrócić i trzymać się blisko ścian.

Avatar Baturaj
Właściciel
Nogi Lily okazały się w miarę sprawne, czuła w nich tylko lekkie mrowienie. Korytarze wielokrotnie zakręcały, ale blond-włosa dziewczyna prowadziła ją przez nie pewnie i szybko. Była skupiona i uważna. Po drodze parę razy zatrzymała się, by sprawdzić, czy nie ma niebezpieczeństwa, potem ruszała dalej. W końcu z jednego z wyjść obok wyszedł mężczyzna bez twarzy. Nadal miał na sobie kapelusz i poprawiał rękawiczki na dłoniach.
- Dobra robota, idziemy - rzucił do dziewczyny imieniem Artemis i wszyscy troje ruszyli ostatnim korytarzem prosto do wyjścia.

Avatar maxmaxi123
Wychodzi na to, że wszystko wyczyścili, albo nikogo nie było. Chciałaby się o to zapytać, ale teraz nie jest na to odpowiednia pora, a potem będzie chyba mieć ważniejsze pytania. Wychodzi więc na to, że te obecne przepadną w niebycie przez niesprzyjające okoliczności teraz, jak i potem.
Kiedy tylko dojrzała mężczyznę w garniturze, natychmiast pomyślała o tym, jak on może mówić. Wychodzi na to, że to kolejne, które trafi do niebytu... chociaż... jak potem będzie miała czas, nie zaszkodzi zapytać. Zaraz po tym ruszyła pewniej niż poprzednio mając nadzieję, że następne korytarze będą równie puste, co te. No, a jak już ktoś miałby tam być, to liczyła na ludzi tych przed nią.

Avatar Baturaj
Właściciel
- Jak Waller? - spytała mężczyznę Artemis.
- Uciekła. Przedtem zdążyłem jej powiedzieć, co Liga o niej myśli.
- Nie sądzę, żeby się tym jakkolwiek przejęła?
- Bo się nie przejęła.
Dotarli do dużej, rozsuwanej grodzi. Otwartej. Przeszli przez nią. Na ścianie była drabinka. Facet bez twarzy wszedł na nią pierwszy. Lily zauważyła, że drabina, biegnąca wydrążonym w betonie okrągłym tunelem, sięga chyba z pięćdziesiąt metrów w górę. Na ścianie tunelu przeciwległej do tej z drabinką paliły się małe żarówki, dzięki czemu mogła tak oszacować.
- Pani przodem - powiedziała Artemis do Lilieth, wskazując jej łukiem drabinę.

Avatar maxmaxi123
To zdanie dziwnie brzmiało wypowiadane przez kobietę do kobiety... ale nie zamierzała się wdawać w jakąś bezsensowną dyskusję. Zaczęła się więc wdrapywać po niej w górę. Nie patrzyła też w dół, co bardziej przed siebie, nieco w górę. Nie wspinała się też jakoś wyjątkowo szybko, stawiając bardziej na ostrożność. No i dalej nie była pewna, czy jej ciało wyzdrowiało w całości.
Podczas wchodzenia myślała o tej krótkiej rozmowie, jaką przed chwilą odbyli jej towarzysze. Głównie o tym zdaniu z Ligą. Przynajmniej wie, skąd oni są i kim mniej więcej mogą być. Ciekawe tylko, czy odstawią ją do domu... Z drugiej strony może to jednak być ryzykowne patrząc na to, że raz już ją dorwali w pra... o nie. Co powie szefowi? Pewnie sporo czasu minęło... Może w drodze wymyśli jakąś sensowną wymówkę. Chociaż... nagła choroba babci czy kogoś z rodziny daje wystarczający powód do nagłego opuszczenia warsztatu. Cóż, zostawi te rozważania na kiedy indziej, poświęcając więcej uwagi wspinaczce, żeby nie spaść. Może wydawać się to nieco głupie, ale, jak było wspomniane wcześniej, nie wie jak dobry jest jej stan.

Avatar Baturaj
Właściciel
W końcu mężczyzna, którego Artemis nazywała chyba "Question", odkręcił klapę na górze, po czym ją otworzył i sprawdził, czy nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Wyszedł, a potem powiedział, żeby obie dziewczyny też weszły.
Lily znalazła się w jakimś całkowicie ciemnym pomieszczeniu. Question sięgnął do płaszcza po latarkę i włączył ją. Okazała się bardzo mocna, mimo, że wyglądała niepozornie. Byli w środku jakiegoś magazynu albo garażu, pod ścianami stały regały ze sprzętem, wisiały różne kable i rury, a na jednej ze ścian zobaczyła bramę. Artemis wyszła za nią i zamknęła za sobą klapę.
Mężczyzna wyjął przedmiot wyglądem przypominający komórkę i wpisał parę komend.
- Tu Question, obiekt zabezpieczony. Powtarzam, mamy dziewczynę. Powiedzcie Batmanowi jak wróci, że miał pod nosem siedzibę agencji do spraw metaludzi. Question, bez odbioru.
Schował komunikator i zaczął rozglądać się po garażu. Podszedł do pojedynczych drzwi w rogu i nacisnął powoli klamkę. Ustąpiły.
- Chodźcie - powiedział.
Po minucie okazało się, że jedno z wyjść z bazy Waller było zwykłym, niewyróżniającym się garażem na małym osiedlu w dzielnicy Lilieth. Dziewczyna widziała stąd kilka znajomych wysokich budynków.
- Tutaj się rozchodzimy. Zabierz ją do północnej skrytki - powiedział Question do Artemis i kiwnął jej głową. Do Lilieth powiedział na odchodne:
- Następnym razem uważaj, gdzie pokazujesz swoje moce.
I zniknął za zakrętem tak szybko, jak się pojawił pół godziny wcześniej. A może to było tylko piętnaście minut? Lily nie miała pojęcia, tak była tym wszystkim zadziwiona.

Avatar maxmaxi123
Miała tyle myśli w głowie... nie wiedziała co wpierw lepiej przemyśleć... Na pewno zdziwiła się tym, że było to tak blisko niej. Spodziewała się odizolowanej bazy na środku pustyni... zdecydowanie naoglądała się za dużo filmów akcji. Przynajmniej wie, gdzie nie chodzić.
Żałowała też, że musi ją gdzieś jeszcze zabrać. Najchętniej poszłaby już do domu- do którego ma blisko- położyłaby się i leżała do nocy. Ogólnie nie mieszałaby się w to, a samych mocy używałaby co najwyżej w codziennych czynnościach. No, ewentualnie jakby znalazła jakieś miejsce, gdzie mogłaby się swobodnie zmieniać, bez ryzyka że ktoś ją namierzy i się kapnie, to spróbowałaby ponownie... Ale do tego czasu woli wieść takie życie, jak poprzednio. O ile jest jeszcze możliwe...
- To... gdzie dokładniej mnie zabierasz? I ile mam tam spędzić czasu?- Spytała się nieco niepewnym tonem. Jak było wspomniane wcześniej, sama by już poszła do domu, ale skoro musi gdzie indziej, to już woli znać szczegóły.
Dopytałaby się też o słowo "obiekt", acz może mu też chodzić o kryjówkę, a skoro sama nie była pewna, to wolała zostawić to dla siebie. Poza tym, takie uwagi wobec osób, które ją uratowały byłyby nie na miejscu.
A, no tak! Jaka była pora dnia? Rozejrzała się też, żeby zobaczyć czy ktoś jeszcze jest na ulicy. Świadkowie to byłby dla nich problem. No, a przynajmniej dla niej. Strach pomyśleć co się stanie, jak jakiś sąsiad zobaczy ją z tą kobietą, albo jeszcze odchodzącego mężczyznę. Już pal licho brak twarzy, mogliby gadać nawet jakby miał twarz. A trzeba powiedzieć, że nie lubiła zbytnio plotek na swój temat...

Avatar Baturaj
Właściciel
Był środek wieczoru, niebo po jednej stronie było już ciemnoróżowe. Drzwi garażu wychodziły na małe osiedlowe podwórko obok zaułka, otoczone ze wszystkich stron ścianami szeregowych bloków mieszkalnych, więc nikt raczej ich nie widział. Mężczyzna mieniący się Question zniknął już dobre pół minuty temu.
- Zabieram cię do kryjówki, rzecz jasna - odparła blondwłosa dziewczyna, wskazując jej drogę w prawo w zaułek. - Chyba trzeba ci zdjąć obrożę, co nie?

Avatar maxmaxi123
Obrożę...? Zaraz po tym otrząsnęła się. No tak, obrożę. Zapomniała w ogóle, że jakąś miała. Kiwnęła głową. Co jej robiła ta obroża...zabierała moce? Chyba tak. Nawet takiej rzeczy zapomniała... Wieczór. Jeszcze pytanie, ile tam siedziała. Dzień? Parę? Tydzień? No, tygodnia chyba nie, prędzej zmarłaby z odwodnienia, a nie przypominam sobie, żeby coś jej dawali, więc pozostaje opcja, że wszystko zdarzyło się jednego dnia. Tyle dobrego- do wytłumaczenia zostaje tylko jej nagłe zniknięcie z pracy.
- Łatwo będzie ją zdjąć?

Avatar Baturaj
Właściciel
- Jasne - odrzekła Artemis - ale teraz bądź cicho i ukryj się.
Poszła w prawo i obeszła garaż, a Lilith za nią. Schowały się za rogiem, osłonięte przed widokiem z większości okien dookoła. Blondwłosa dziewczyna złożyła swój łuk na pół i wyjęła jakieś małe urządzenie, na którym wcisnęła jakiś przycisk. Czekały jakieś pięć minut, podczas których Artemis stale sprawdzała otoczenie, wyglądając zza rogu. Po upływie tego czasu pod garaż podjechał motocykl w kolorze bardzo ciemnej zieleni. Widocznie jest na autopilota, pomyślała Lilith.
Łuczniczka podeszła do niego i wyjęła z bagażnika czarną, skórzaną kurtkę. Przyczepiła złożony łuk do tyłu ścigacza i wskoczyła na siodełko, zakładając kurtkę.
- Wskakuj, albo nie zdążymy przed północą, dziewczyno - przynagliła ją.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku