Jej wzrok się wyostrzał, widziała więc stopniowo coraz więcej szczegółów. Waller już wyszła. W sali został tylko jeden strażnik w obrębie jej pola widzenia. Miał w rękach jakiegoś rodzaju karabinek. Zdawało jej się, że to MP-5, lub może HK-416, ale nie widziała go dokładnie, bo tylko połowa świateł w pokoju działała, a te, co działały, bez przerwy migotały, więc zlewał się on z ubraniem żołnierza. Składały się na nie standardowo kamizelka taktyczna i pas, mocne buty i dodatkowo czarna kominiarka. Stał w otwartych dużych głównych drzwiach do pomieszczenia, bokiem do Lily i patrzył to na nią, to na wnętrze korytarza, czy cokolwiek było po drugiej stronie drzwi - Lily widziała tam tylko część ściany. Alarm nieustannie wył, co nadal ją irytowało.
Nagle - strażnik spojrzał za drzwi i Lily zobaczyła, że z pewnością dostrzegł lub usłyszał coś, co go zaniepokoiło. Zaczęła także słyszeć przez alarm gwałtowne odgłosy, chyba walki. Strażnik stanął w pozycji gotowości i zaczął przesuwać się z karabinem gotowym do strzału w stronę drzwi. Zniknął z jej pola widzenia.
Pół sekundy później Lily usłyszała głuche uderzenie i strażnik wrócił do pokoju, w którym przebywała, wciąż unieruchomiona metalową łapą. A raczej zatoczył się prawym ramieniem w tył, jakby coś go w nie uderzyło i upadł na bok. Odgłosy walki były już głośniejsze, Lily wyraźnie słyszała przekleństwa i strzały oraz jakieś trzaski. Żołnierz w środku pozbierał się już z podłogi. Zobaczyła, jak wyciąga z prawego ramienia strzałę. Uniósł karabinek do strzału i nagle trafiła go druga strzała - prosto w drugie, tym razem lewe ramię. Kolejny podłużny pocisk uderzył w jego karabinek, który potoczył się po podłodze z metalicznym stukotem.
- Cholera! - krzyknął mężczyzna do napastnika w korytarzu. Wyciągnął zza pleców nóż wojskowy. - Dawaj, tchórzu! Walcz jak mężczyzna!
W tym samym momencie do pomieszczenia wbiegły dwie osoby. Jedna wdała się w walkę z żołnierzem, zwinnie unikając bardzo szybkich i gwałtownych cięć noża i samemu zadając co chwila szybkie uderzenia. Ubrana była w ciemnoniebieski płaszcz i garniturowe spodnie tego samego koloru, marynarkę i krawat, a na głowie miał kapelusz. Zwykły, tradycyjny, męski kapelusz, który, o dziwo, nie spadał mu z głowy podczas walki ze strażnikiem. Drugą osobą była kobieta w ciemnozielonym stroju i bardzo jasnych i długich blond włosach, spiętych w koński ogon. W ręku miała łuk.
Strażnik zaczął przejmować inicjatywę. W przerwach między błyskawicznymi cięciami i pchnięciami wyraźnie dążył do złapania oponenta, żeby ręką z nożem zadać mu serię śmiertelnych cięć. Widać było jego doskonałe wyszkolenie wojskowe, na poziomie służb specjalnych. Mężczyzna w garniturze zaczął ustępować. Cofać się. Blond-włosa kobieta wycelowała swój skomplikowany łuk taktyczny, celowała przez pół sekundy i wystrzeliła. Strzała pomknęła i w ułamku sekundy utkwiła w udzie strażnika. Ten stęknął głucho i ukląkł. Wtedy facet w kapeluszu podbiegł i kopnął go z całej siły w głowę. Przeciwnik legł nieprzytomny, a może nawet martwy.
Kobieta rozejrzała się wokoło, z łukiem gotowym do strzału.
- Nie jestem mężczyzną, dupku - rzuciła w stronę leżącego.
Mężczyzna w tym czasie podszedł do strażnika, odpiął mu od pasa kajdanki i spiął mu nadgarstki za plecami. Potem wstał i odwrócił się w stronę Lily, która natychmiast doznała szoku - gość wyglądał, jakby nie miał twarzy!
Zamiast niej miał jakby pusty, obciągnięty gładką skórą przód głowy. Z jej ust wyrwało się mimowolne westchnięcie zaskoczenia.
- Kim jesteś? - zapytał Lily głębokim, dźwięcznym głosem. Z pewnością męskim. Trzymał ręce w kieszeniach płaszcza. Kobieta podeszła do towarzysza i stanęła tuż za jego lewym ramieniem, patrząc co chwila w stronę korytarza. - Tylko szybko, wersja skrócona.
Patrzyli na nią i oczekiwali odpowiedzi.