Szpital Miejski Gotham

Avatar Baturaj
Właściciel
Jeden, wielki kompleks szpitalny, w dzień i w nocy przyjmujący rannych i chorych.

Avatar Baturaj
Właściciel
Wiewiur
Droga do szpitala przebiegła bez zakłóceń, więc kiedy wjeżdżał na parking miał jeszcze 15 minut do rozpoczęcia swojej zmiany.

Avatar wiewiur500kuba
//Nie umiem w prace w szpitalach, nie bij jak coś źle napiszę :v//
Super. Poszukał jakiegoś wolnego miejsca parkingowego, po czym zgasił samochód i z niego wysiadł, uruchamiając alarm. Skierował swe kroki do szpitala. W środku rzucił do recepcjonistki zwykłe "Dzień dobry" i skierował się do szatni. W końcu nie będzie zszywał dzieci... Znaczy, pacjentów , tak o nich mu chodziło. W stroju odpowiednim do jego pracy poszedł do pokoju służbowego, czy innego miejsca gdzie można spędzić czas między jednym zszywaniem ludzi, a drugim.

Avatar Baturaj
Właściciel
//Ja też nie, jeszcze nie oglądałem Dr House'a :I//
W małym pokoju chirurgów, który pełnił też rolę świetlicy zastał swojego kolegę z oddziału, siedzącego na kanapie oraz ordynatora, który akurat siedział przy biurku i sprawdzał dokumenty.

Avatar wiewiur500kuba
Przywitał się z kolegą i podszedł do ordynatora.
- Dużo dziś mam operacji? - Zwrócił się do niego.
// Bo to ordynator się tym zajmuje, tak?//

Avatar Baturaj
Właściciel
//tak//
- Jedną. Albo dwie, w zależności od tego, czy zdecydują się na nią, czy nie - odparł ordynator Roger Bloom.

Avatar wiewiur500kuba
Musi być niezłym ordynatorem, skoro Mistrz gry podkreśla to aż dwa razy.
- O, czyli lepiej niż myślałem. W jakich mniej więcej godzinach będzie ta pewniejsza? - Może praca pomoże mu zapomnieć o tym co go trapi? Eh, myśli tak każdego dnia przed jakąkolwiek operacją i za każdym razem się myli. Czy jest sens w okłamywaniu samego siebie?

Avatar Baturaj
Właściciel
- Za półtorej godziny. W tym czasie za piętnaście minut przejdź, proszę do pacjenta, na którym będzie ona wykonywana i zapewnij, pod jaką jest fachową opieką, dobrze? - Bloom mówił to, nie patrząc już na nic innego, jak na swoje papiery.

Avatar wiewiur500kuba
//Nigdy nie byłem operowany. Ludzie którzy mają przejść operację zawsze znajdują się na tej samej sali? chcę wiedzieć, czy warto pytać nim ordynatora o położenie pacjenta.//

Avatar Baturaj
Właściciel
//Ja też nie. Przed operacją załóżmy że są na specjalnym małym oddziale. Spytaj o samo nazwisko i wystarczy//

Avatar wiewiur500kuba
//K. Przydałoby się kiedyś Szpital z większą uwagą :v//
- A jakie nazwisko nosi mój pacjent?

Avatar Baturaj
Właściciel
- Binwick - wtrącił się kolega z kanapy. Widocznie nie chciał, żeby już cokolwiek przeszkadzało Bloomowi. Bo on tego nie lubił. Teraz zerknął z wdzięcznością na podwładnego i wrócił do papierów.

Avatar wiewiur500kuba
- Dzięki - zwrócił się do znajomego z kanapy i poszedł poszukać czegoś do jedzenia. Może jakieś przekąski, ciasteczka, albo coś w tym stylu?

Avatar Baturaj
Właściciel
Zazwyczaj były w szufladzie komody pod ścianą.

Avatar wiewiur500kuba
W takim razie tam też zaczął szukać różnych smakołyków. Wziął kilka z nich i usiadł sobie na kanapie. Mieli tutaj telewizor?

Avatar Baturaj
Właściciel
Był mały telewizor, stojący na komodzie, ale Roger raczej nie byłby zadowolony, gdyby ktokolwiek go teraz włączył.

Avatar wiewiur500kuba
W takim razie, z racji braku lepszego zajęcia tutaj udał się do swojego pacjenta by sprzedać mu standardową dawkę lekarskich kłamstw. Ciekawe, czy już wcześniej był operowany i nauczył się że takie teksty to norma? Albo może spotkał kogoś, kto mówił to z sercem i nadzieją, a nie jakby była to wyuczona na pamięć standardowa formuła przed każdą operacją?

Avatar Baturaj
Właściciel
Pan Binwick okazał się pięćdziesięciodwuletnim mężczyzną, o czarnych, przetykanych siwizną włosach. Wydawał się dość energiczny, jak na kogoś, kto ma zaraz przechodzić operację. Spojrzał na Alexandra, kiedy ten wszedł do jego przegrody (wszyscy pacjenci oczekujący na operację byli rozdzieleni zasłonami i ściankami tak, że tworzylo to bardziej pokoje).

Avatar wiewiur500kuba
- Dzień dobry panie Binwick. Jak się pan pewnie domyśla, przyszedłem zapewnić pana, że jest pan pod fachową opieką i gwarantujemy że podczas operacji nic a nic się panu nie stanie. - Powiedział nudnym głosem bez życia, zupełnie jakby był to wyuczony na pamięć tekst, którym raczy każdego swojego pacjenta tuż przed operacją. - Jako iż mi się nudzi, z nasz ordynator nienawidzi kiedy wokół niego jest głośno, możemy ze sobą chwilę porozmawiamy? Poznamy się lepiej i te sprawy, może wtedy pana zaufanie do mnie i moich umiejętności wzrośnie. - Mimo iż powiedział, że pan Binwick może mu przez to zaufać i inne takie, co brzmi jakby rozmowa miała być narzędziem czy coś, Alexandrowi naprawdę się nudziło. Miał nadzieję, że mężczyzna okaże się ciekawym rozmówcą.

Avatar Baturaj
Właściciel
Binwick najpierw pokiwał głową w odpowiedzi na formułkę, a potem rzekł:
- Dlaczego nie? Wie pan, nie mam nikogo, kto mógłby mnie tu odwiedzić. A miło by było porozmawiać z kimś, skoro jest to być może moja ostatnia szansa na tą aktywność.

Avatar wiewiur500kuba
Poszukał jakiegoś miejsca siedzącego.
- W takim razie o czym chciałby Pan ze mną porozmawiać? Nie chciałbym samemu narzucać tematu i szczerze też nie mam pomysłu na żaden temat - powiedział, lekko się czerwieniąc, że zaproponował rozmowę a samemu nie ma tematu.

Avatar Baturaj
Właściciel
Binwick zaśmiał się.
- Panie, może będziemy mówić sobie po imieniu, co? Jestem Charles. Nie wyglądam chyba tak staro, co? Dopiero co skończyłem pięćdziesiątkę i jednocześnie kryzys wieku średniego - uśmiechnął się do Alexandra. - No, rzeczywiście mam już trochę siwych włosów, ale to przez stres.

Avatar wiewiur500kuba
- Alexander jestem. Czym się tak stresujesz Charles? Coś z pracą, a może to przez operację? Te formułki wyuczone na pamięć nie pomagają? Przydałoby się je zmienić, albo z nich zrezygnować...

Avatar Baturaj
Właściciel
- Stresuję się, bo... To przez rodzinę. Tak myślę. Gdyby zostali, nie opuścili mnie, to z pracą bym sobie poradził, ale oni zdecydowali, że odejdą. Nie wiem, dlaczego. To znaczy, wiem... Dla pieniędzy. Synowi trafił się kontrakt, więc zabrał córkę i żonę do Central City. Błagali mnie, żebym z nimi jechał, ale nie chciałem opuszczać rodzinnego Gotham. Zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele radości i żalów w tym mieście przeżyłem - widać było, że mężczyzna posmutniał.

Avatar wiewiur500kuba
Alexander nie widział co mógłby powiedzieć i jak zareagować na słowa Charlesa. Nie umiał za bardzo pocieszać ludzi, a też liczył na jakiś ciekawszy temat do rozmowy...
- A powiedz mi Charles, czym się na co dzień zajmujesz? Jakieś zainteresowania, zawód i te sprawy? - Spróbował jakoś zmienić ten niezbyt szczęśliwy i dogodny temat...

Avatar Baturaj
Właściciel
Charles z powrotem zrobił się pogodny.
- Jestem prawnikiem, notariuszem. I możesz mi nie wierzyć, ale przez całą karierę nie wziąłem nic w łapę. To było bardzo trudne, szczególnie w tym mieście, ale jak ktoś w coś wierzy, to nie robi wyjątków.

Avatar wiewiur500kuba
Alex zaczął trochę podziwiać Charlesa, zwłaszcza że sam chyba by się nie oparł tak licznym pokusom...Zwłaszcza że może dzięki tym pieniądzom mógłby pomóc swojemu synowi?
- Przy jakiej sprawie chcieli Ci zapłacić najwięcej?

Avatar Baturaj
Właściciel
- Ohoho! - zastanowił się z uśmiechem Charles. Zamyślił się. - No chyba kiedy chcieli, żebym podpisał fałszywą umowę notarialną decydującą o wyburzeniu pewnej kamienicy. Ja akurat znałem tę sprawę i wiedziałem, że właściciel nie chciałby burzyć. Proponowali grubą kasę, ale powiedziałem: nie. Więc poszli do innego. W Gotham mnóstwo jest nieuczciwych notariuszy. Dzięki temu żyję. No i kamienicę i tak zburzyli, dranie jedne.

Avatar wiewiur500kuba
Po usłyszeniu tego, Alexander zaczął się zastanawiać, czy rodzina rzeczywiście go opuściła z tego powodu jaki podał, czy może zmyślili to sobie? Może go okłamali, stwierdzili że jest zbyt słaby? Poniekąd jest silny, ale patrząc na to że jest uczciwy i nie dorabia dodatkowo, to chyba można zrozumieć czemu jego krewni poszli szukać lepszego życia. Zwłaszcza, że kamienica i tak została zburzona...
- A nie wiesz może, czemu tak bardzo zależało mu na zniszczeniu tej kamienicy? Stoi tam teraz coś ważnego? A może budują?

Avatar Baturaj
Właściciel
- Ten Marshall, czy jak mu tam, zrobił tam luksusowy dziesięciopiętrowy apartamentowiec. Właściciel chciał, żeby mieszkali tam ubodzy, a ten drań wyrzucił ich na ulicę - Charles z trudem panował nad emocjami. - Wiesz co? - spytał nagle. - Widzę twoje wątpliwości. Ale jestem człowiekiem, który w coś wierzy. I nie wyprę się tego tylko dlatego, że ktoś oferuje mi kasę - powiedział to z uśmiechem, spokojnie.

Avatar wiewiur500kuba
- Każdy w coś wierzy, niektórym udaje się wierzyć w to do końca, inni zaczynają mieć wątpliwości, czy wierzą w dobrą rzecz. Podziwiam Ciebie, że tak długo udaje Ci się żyć w Twojej wierze.

Avatar Baturaj
Właściciel
- Dzięki - mężczyzna się uśmiechnął. - Pewne rzeczy po prostu nie powinny być robione. Jakbym z jakiegoś powodu to zrobił, byłbym hipokrytą. Ale nieważne. Ile jeszcze czasu do operacji?

Avatar wiewiur500kuba
Jak dobrze czasami porozmawiać z kimkolwiek, zwłaszcza jeśli jest to osoba, która wierzy w coś, tak samo jak Ty... O cholera, operacja! Tak się zagadał że kompletnie wypadła mu on z głowy. Poszukał gdzieś w sali zegarka by sprawdzić która jest godzina, i potem szybko obliczył sobie w głowie ile jeszcze czasu zostało do operacji... Z tego co pamiętał, to kiedy był w pokoju zostało mu jeszcze półtorej godziny, czyli niemożliwe by miała się ona zacząć za chwilę.

Avatar Baturaj
Właściciel
Zostało jeszcze pięćdziesiąt minut. Czyli za dwadzieścia minut zacznie się przygotowywanie pacjenta.

Avatar wiewiur500kuba
- Będziesz miał jeszcze około dwadzieścia minut spokoju, póki nie zaczną Cię przygotowywać do operacji. Chciałbyś spędzić ten czas sam, czy może chciałbyś dalej porozmawiać?

Avatar Baturaj
Właściciel
- Chciałbym raczej... - Charles zamyślił się. - Powiedzieć ci coś jeszcze. Jedną rzecz.

Avatar wiewiur500kuba
Widać że Alexandra zaciekawiły słowa Charlesa, tak bardzo że aż pochylił się nad nim .
- Co takiego? - Spytał wyraźnie zaciekawiony.

Avatar Baturaj
Właściciel
- Spokojnie. Powiem ci tak: miej w życiu coś, w co wierzysz. Coś, dzięki czemu będziesz mógł żyć pełnią życia, bez strachu przed śmiercią. Ja tak mam i nie żałuję. Mówię ci, same plusy. I jeszcze jedno - powiedział, zniżając głos do szeptu. - Jeśli nie przeżyję operacji... A sam wiesz, że może tak być. Mam chyba z siedemdziesiąt parę procent, że będzie okej... To mam prośbę. Taką koleżeńską. Mógłbyś zrobić coś dla mnie? Prostego, niewymagającego.

Avatar wiewiur500kuba
Nachylił się nad nim, by lepiej go słyszeć.
- Ależ oczywiście, co tylko zechcesz - odarł Alexander natychmiast. Bardzo ciekawiło go prośbę Charlesa. Może to coś z rodziną?

Avatar Baturaj
Właściciel
- Pójdź proszę do tej dzielnicy, w której Marshall zbudował swój apartamentowiec. Chciałbym, żebyś ją sobie obejrzał. Jeśli przeżyję, pójdziemy tam razem. To pierwsza sprawa. Druga sprawa to ta ważniejsza: rodzina nie zdąży przed operacją, będą tu dopiero jutro. Więc jeśli... umrę... powiedz im, proszę, że im wybaczam. I proszę o wybaczenie. Wiem, jak ciężko będzie ci to powiedzieć, ale zrobisz to dla mnie? Wydajesz się miłym gościem. Tylko te dwa zdania, nic więcej - patrzył z nadzieją na Alexandra.

Avatar wiewiur500kuba
//Mam sklerozę, nienawidzę czytać swoich postów nawet sprzed tygodnia. Ten mój ma go operować?//
Kim do cholery jest Charles? Wydaje się być człowiekiem o wielkim sercu. Jednak dla Alexandra zaczął wydawać się kimś więcej. Kiedy Alex zaczyna wątpić w to co robi, pojawia się ktoś kto ma podobnie do niego. Robi to co uważa za słuszne, mimo że przez to opuściła go rodzina, mimo że wiedział że nic na tym nie ugra. Pokazuje mu, że warto walczyć chociaż dla swojej satysfakcji... Zupełnie jakby był natchniony przez Boga...
- Ależ oczywiście, że to zrobię - odparł Alexander, a na jego twarzy widać było wzruszenie.

Avatar Baturaj
Właściciel
//tak. Widzę, żeś podobny do brata//
- Dzięki, stary - uśmiechnął się Charles. - To dla mnie wiele znaczy. To co, teraz tylko czekam na zabieg. To najgorsza część.

Avatar wiewiur500kuba
//Przepraszam za duży poślizg, bardzo nie umiem w interakcje z ludźmi więc myślenie nad odpisami jest dla mmnie ciężkie D://
Alexander również się uśmiechnął i postanowił dać Chalresowi chwilę spokoju i odszedł od niego czekając aż przygotują wszystko na operację. Nie tylko dla pacjenta czekanie jest najgorsze, dla lekarza również. Zawsze może to być jakaś wpadka...
-David... Wszystko z nim będzie dobrze.... Nie martw się synku, ojciec już robi Ci ciałko... Musisz tylko jeszcze chwilę poczekać... - Zaczął mamrotać do samego siebie Alexander, zupełnie jakby był w jakimś transie. Nie docierały do niego żadne bodźce z zewnątrz. Zamknął się w sobie, jak często kiedy tylko myśli o swoim dziecku. - Po pracy poszukam kogoś dla Ciebie... Na pewno mi go ześle... Przecież z innego powodu nie pozwalałby mi na to, tak? Przecież mnie nie złapano... - Zaczął mamrotać coraz głośniej, aż w końcu z jakiegoś nieznanego sobie powodu zaczął... Płakać. Pojedyncza łza poleciała mu po policzku... Powrócił do świata normalnego i otarł sobie łzę. Łzę szczęścia, w końcu jest coraz bliżej wskrzeszenia syna... To na pewno nie była łza smutku...
//Jego logika i zachowania zdają się być logiczne?//

Avatar Baturaj
Właściciel
//raczej nie, ale chyba właśnie o to chodziło, więc paradoksalnie tak. Nie przejmuj się, bardzo dobrze piszesz//
Rozmyślania tak go zajęły, że zanim się obejrzał, pielęgniarka wołała go na blok operacyjny, szturchając go lekko w ramię. Nie był pewien, czy zauważyła łzę, którą szybko otarł rękawem.

Avatar wiewiur500kuba
Kiedy tylko pielęgniarka szturchnęła go w ramię, spiął się natychmiast i rozejrzał się dookoła, lekko zdezorientowany. Rzeczywiście trochę odpłyną, jednak równie szybko wrócił do rzeczywistości. Po chwili udał się już na blok operacyjny, gdzie przygotowywał się do wykonywania swego zawodu.
//Przepraszam za długi brak odpisu ;_;
Z góry już piszę, że jak chcesz, to możesz pominąć operację, zostawiam to w Twych rękach.//

Avatar Baturaj
Właściciel
Początek operacji przebiegał pomyślnie. Alexander spokojnie, metodycznie wykonywał wyćwiczone ruchy. Jego forma jak najbardziej mieściła się tego dnia w granicach normy, choć mogłaby być lepsza. Niemal nikt się nie odzywał, jedynie lekarz asystujący raz na jakiś czas wymieniał uwagi z anestezjologiem. Alexander nie mówił ani słowa, prócz poleceń wydawanych pielęgniarce.
Problemy zaczęły się pod koniec pierwszej godziny. Kiedy chirurg podchodził już do przygotowania obszaru wokół celu działania, nie wiadomo skąd wytrysnęła krew.
- Ssak! - powiedział szybko Alexander. - Krwotok żylny!
Lekarz asystujący natychmiast zajął się wsysaniem płynu, a chirurg zlokalizował przerwaną żyłę. Po pięciu minutach udało się ją zaszyć. Kosztowało to obu lekarzy sporo sił. Świetnie, teraz jeszcze mniej było widać obszar docelowego działania. Alexander wziął się z powrotem do roboty. Kolejne dwadzieścia minut szło powoli, ale z górki. Udało się oczyścić ciało wokół miejsca operacji.
Wtedy wszystko się posypało...
Szybsze tętno, podane dożylnie odpowiednie środki mało pomagają...
Alexander daje z siebie wszystko, już zapomina nawet na chwilę o potrzebach swojego synka, chce tylko uratować tego człowieka.
Jego ruchy są coraz szybsze, ale wciąż profesjonalnie płynne i bez drgania rąk.
Powoli. Musi się udać.
Idzie...
Jest!
Czekaj, co?
"Nie przestajemy go tracić, panie doktorze"
Defibrylator, raz!
Tak, tętno jest za szybkie, trzeba zresetować serce dopóki jest czas.
"Ładuję"
"Już"
<BAM>
Nie przestaje walić jak oszalałe...
Co z tym jego sercem, do cholery, przecież ta operacja nawet nie ma z nim nic wspólnego!!!
"Ładuję"
"Już!"
<BAM>
Sygnał ciągły...
Nadzieja nie umiera! Dalej!
Alexander rozpoczyna masaż serca. Ręcznie. Anestezjolog podaje tlen.
Raz, dwa, trzy...
Czternaście, piętnaście...
Czterdzieści siedem, czterdzieści osiem...

- Doktorze, już! On odszedł!
- Nie, cholera, nie!
- Odszedł... - mówi Ken, lekarz asystujący, odciągając go delikatnie na bok. - Zrobiliśmy wszystko, a nawet więcej...
- Za mało... - powiedział Alexander jakby do siebie i wyszedł szybko z sali operacyjnej. Nie był w stanie spojrzeć na... martwego... Charlesa.

Avatar wiewiur500kuba
//Ugh, przepraszam za opóźnienia, mam wrażenie że nie nadaję się do tego typu odpisów ;-; //
Alexander po opuszczeniu sali, zachwiał się i zwalił na pobliską ścianę, ciężko się o nią opierając i powoli idąc przed siebie. Zachowywał się jakby właśnie został zaatakowany, bowiem tak właśnie było. Podczas tej operacji, drugi raz wydał wyrok śmierci nie tylko na drugiego człowieka, ale również na siebie samego. Mimo, że Charlesa znał słabo, bardzo go polubił i jego śmierć, była dla Alexandra jego własną śmiercią. Już drugi raz zdarzyło mu się popełnić samobójstwo. Co się teraz stanie? Czyżby w ten sposób Bóg chciał go ukarać za zbyt powolne tworzenie ciała dla swego synka? Czy to właśnie Chalres miał w sobie jedną część tegoż idealnego ciała?
Nie wiedział nic, obecnie tylko sunął przed siebie, do najbliższego krzesła, by paść na nie i dać sobie spokój. Dlaczego tak nieudolna osoba jak on, musiała zostać chirurgiem?
W głowie zabrzmiały słowa Charlesa, to co Alexander miał dla niego zrobić. Czy wypełniając to, przywróci cząstkę siebie do życia? Nawet jeśli nie, to i tak to zrobi. Przysiągł coś osobie, którą polubił, z którą zdążył się zaprzyjaźnić w kilka minut. Krzesło będzie musiało poczekać, obecnie celem jego wędrówki są drzwi wyjściowe ze szpitala, byle do samochodu, czy jak się on tutaj dostał. Wola zmarłego nie powinna czekać.

Avatar Baturaj
Właściciel
Kiedy tylko wstał, znów nieco się chwiejąc, lecz po chwili wyrównując krok, na ramieniu poczuł czyjąś dłoń. Był to ordynator Bloom.
- Ken mi powiedział, Charles... To nie twoja wina. Powiedział mi też, że dałeś z siebie wszystko...

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku