Dzień dobry
Mijak pisze:
przemyślenia na temat psychologów i uzależnień
Tak więc:
1. Oba przykłady pokazują psychologów niekompetentnych, którzy oceny dokonują bez zbadania pacjenta. Per analogia - "lekażu, mam katrar!. - Hmm... to w sumie jesteś zdrowy, gattrar minie (a tak naprawdę miał wtasią grypę + gatar".
No ale przykłady muszą być często uproszczone.
2. PSYCHOLOGIA TO NIE COACHING. Coache często (#smuteg) powołują się na "psychologie", ale nie... tfu, ble. (odnośnie - "uzależnienie od marichuany? A może to pasja?"
3. Zaznaczam, że jestem studentem zaledwie 2 roku, który w dodatku nie specjalizuje się w terapiach tylko w innych gałęziach psychologii (i terapeutą nie zamierza zostać. Więc jestem tak trochę jak fizyk eksperymentalny mówiący o astronomii. Wiele rzeczy z edukacji i studiów się pokrywa... ale to nie to samo)
4. Ok, przechodzę do rzeczy:
Uzależnienia nie mają co prawda ścisłej, matematycznej definicji i w pewnym stopniu ich interpretacja zależy od samego psychologa, jednak zwykle problemy są tylko w sytuacjach granicznych (marichuana raz na miesiąc to raczej nie jest uzależnienie, raz na dzień - już może być, a raz na tygodzień - jeden rabin powie tak, jeden powie nie, to bardziej skomplikowane).
Jednakże:
"Uzależnienie jest stanem pojawiającym się jako następstwo przyswajania substancji (np. alkohol, nikotyna, kokaina) lub podejmowania czynności (hazard), które początkowo sprawiają przyjemność,
lecz z czasem stają się przymusowe i mają negatywny wpływ na codzienne życie i obowiązki, takie jak praca, związek, czy nawet zdrowie. Osoba uzależniona może nie zdawać sobie sprawy z utraty kontroli nad swoim zachowaniem i problemów, które sprawia zarówno sobie jak i najbliższym."
Pozwolę sobie skupić się na wytłuszczonym fragmencie.
To całkiem ważne, bo nałogowi ćpuni i alkoholicy nie odczuwają przyjemności (tudzież odczuwają niewielką) z palenia/ ćpania, a mimo to odczuwają konieczność zażywania tych środków.
Treningi raczej przyjemność dają do końca - a jeśli przestaną przyjemność dawać to osoba z treningu zrezygnuje.
Hipotetyczna osoba uzależniona od treningu będzie chodzić na treningi mniej z przyjemności, a bardziej z przymusu (tzn. jeśli nie pójdzie na trening to będzie się bardzo źle czuła, a jeśli pójdzie to będzie się czuła "normalnie"). Oczywiście samo to nie świadczy o uzależnieniu, bo niekoniecznie ma to negatywny wpływ na resztę życia i obowiązki. W tym przypadku będzie to raczej coś związane z niewłaściwymi oczekiwaniami wobec samego siebie (np. ktoś wmówił sobie, że jeśli nie będzie chodzić na siłownie to będzie słabym mięczakiem i chodzi tam, mimo, że nie lubi i nie sprawia mu to satysfakcji. Czuje tylko wielkie poczucie winy jeśli na nią nie pójdzie).
+ wiem, że jeśli ktoś specjalizuje się w terapiach to uczy się jak obiektywizować takie pojęcia jak "przyjemność", "negatywny wpływ na codzienne życie" i tak dalej.