Khan wyszedł z pomocą narkotyków ze swego ciała i trafił do Środka Swej duszy. Było to miejsce dość dziwne miejsce. Pustynia na której zamiast piachu był popiół, niebo było czarne, ale mimo to z sierpem księżyca dawało jasne światło. Pustyni wiecznej trwogi na której której ostały się ostatnie fortece w których Khan trzyma swój rozsądek.
-Skoro to jest To miejsce, to ty musisz być jego strażnikiem. Po co tak potężna i słaba zarazem istota chce od zbrodniarza i kryminalisty który zapewnia ludzi o swej boskości? Czego pragniesz od tego który skazał na śmierć wielu członków boguducha winnych ras?
- Pragnę tylko, by kat stanął pod osądem...
rzekł blado wyglądający odpowiednik khana po czym zniknął gdzieś, jak się okazało za plecy khana skąd strzelił w niego strzałem pustyni wiecznej trwogi, khan został zarażony czymś więcej niż zwykłą pylicą, a to dopiero miał być początek walki.