Zasię gdy panać i ludy wraz z prawem legną w harc i gdy wojna w niemnimaczki najdzie, z popiołu na prask ostanie się jeno liść drzewa Halijem as ir J'ahn.
Przepowiednia...
Wyczuwam śmierć, lecz jest ona spokojna niczym wicher na morzu. Jest już tutaj, szepce niezrozumiałe słowa. Napięcie, rozlega się charakterystyczny dźwięk. To świst wyciąganego ostrza, milknie. Piasek zostaje rozsypany. Coś czai się w krzakach, czy to wilk, a może demoniczny pies? Jest tutaj, nie chce się wychylić. Sytuacja od której nie chcę uciec, lecz jej obecność nie wprawia w radość i euforię. Nastaje okres ciszy, przerwany... Co się stanie? Czekam, czekam, czekam... Uh, ah. Czuję, czuję. Przypływ mocy, potęga, władza! Moc nie, nie może być... Okres spokoju, wolne bicie serca, ciągły niepokój przyprawiający o dreszcze. Stawię temu czoła, nie ma innej możliwości. Nienastanie cisza, ja wyczuwam głos w oddali. Durny sługa pożegna się wkrótce z życiem, jego trywialność i prostota życia skończy się. Drugi uciekł, ale wróci... Nie, nie wróci. Zginie rozszarpany przez dzikiego zwierza. Mam możliwość, zmiana jest możliwa. Nie mam ochoty, sielankowy nastrój nastaje. Chce mi się spać, zapadam się, nic się w tym momencie nie liczy... Przepiękna kołysanka wartości nadrzędnych. Jakiś głos próbuje przemówić do mnie, mówi "Wstawaj, już czas"
A ja żegluję między morzami, falami. Dzieci bawią się, żołdacy pracują. Pochwała dla życia wiejskiego. Jest cudownie, czuję piękny zapach powietrza. Moment swobody emocjonalnej. Niech tak już zostanie...
Zabawa, radość, śpiew! To jest to co sprawia, że żyję. Nie ma czasu na smuty, będziemy się bawili. Zatańcz ze mną, bracie, siostro! Trala, lalala!
Zabawę przerywa nagły deszcz, wokół mnie bagna i nic poza tym. Nasuwa się mnóstwo pytań, na które nie szukam odpowiedzi. Refleksyjność... Pragnę pozostać w bezruchu, wyczyścić umysł, nie pozwala mi na to wspomnienie. Jest coś, co muszę zrobić, jeżeli nie... Zaprzepaszczę wszystko, wszystko straci swój sens. To o co walczyłem. Trzeba powstać i walczyć. Ponownie zagłębiam się we wspomnienie, ale nie... Stawię temu opór, odejdź precz. Precz! Przecz!
Coś mnie dotknęło, mokra zimna dłoń. Uderzyło w szczękę, pozostawiając trwały uraz. Mam na imię generał Goed. Kłamstwo... Jak ja się nazywam? Czy moje imię coś znaczy? Marzenia i zjawy milkną, mimo że ciągle mi towarzyszą w trakcie kontemplacji. Beau Narcisse oto moje imię... To było bolesne uczucie, jest noc. Odnajduję znajomy punkt w granej muzyce natury, jest to odgłos harfy...
Po prostu zbudź się z tego transu, do cholery! Potrzeba fizjologiczna jest jedyną rzeczą, która sprawia, że muszę wstać i chłonąć ten okropny świat. Odchodzi w niwecz tajemniczy las, ponownie słyszę głos sługi mojego, nie zjadł go dziki zwierz. Znowu ten głos, jest głośniejszy, wyraźniejszy. A ja zasypiam nieświadom otaczającego mnie wszechświata.
Następuje oddzielenie się świata nierealnego od rzeczywistości. Ktoś tutaj jest. Wyjdź. Nie! Idzie w stronę drzwi, wszedł do pokoju. Nie uderzę go, to by był błąd. Podnoszę prawą rękę. On idzie tutaj... Lewa ręka... Odejdź... Wchodzi druga osoba... Wymiana... "Ach, słyszysz?" - pyta. Nie rozumiem ich dialogu, jest zbyt prosty, ja jestem od nich lepszy. Popatrzył się na mnie, stoi po mej prawicy. Wlepia we mnie swój obrzydliwy wzrok. Czy wie? "Dosyć tego wszystkiego, wstawać!" To są jego myśli, wyczuwam je. Wzrok, którego nie ma, ale jest. Muszę przemówić, zrobiłem to. Nic nie odpowiedział. Potężne uderzenie maczugi, przeraźliwy ból głowy i sen. Świadomość zanika... Czy to kiedykolwiek się skończy? Gdzie ja jestem i co tutaj robię?...