Właściciel
- Wodorosty, czyli rzeczywiście coś jak trawa, ale rośnie pod wodą. - odrzekł, wbijając swój widelec w jedno z zielonych pasemek i kręcąc nim tak, że zawinęło się na sztućcu, aby mógł później je zjeść bez większych problemów.
-Wodorosty... - Powtórzyła pod nosem, żeby zapamiętać. Zrobiła to samo co Nirgaldczyk i zjadła z widelca.
Właściciel
Nie smakowały ani szczególnie dobrze, ani szczególnie źle. No i miały słony posmak, ale to nic dziwnego, skoro rosną pod wodą.
-Ble. - Wystawiła symbolicznie język po przełknięciu wodorostów. - Jak ty jesteś w stanie to jeść?
Właściciel
Wzruszył ramionami.
- Podczas wszystkich moich morskich podróży wychowałem się na tej strawie. I nie tylko podczas podróży. Jest pewna ciekawa historia, którą mógłbym Ci opowiedzieć. Zależy, czy chcesz, abym zrobił to teraz.
Właściciel
- Tak więc płynąłem wtedy innym statkiem, może z dekadę temu, w pobliżu wybrzeży Nirgaldu. Pewnego dnia mój statek zaatakowali piraci i po krótkiej, acz zażartej, walce wygrali, zabierając łupy i jeńców, w tym mnie. Liczyli na sporą sumkę złota za głowę szlachcica. Nie przewidzieli w swoim planie tylko jednego. - powiedział i przerwał z zagadkowym uśmiechem, aby później napełnić sobie i Tobie kieliszek czerwonym winem, upijając nieco ze swojego naczynia.
-Proszę, nie przerywaj w takim momencie. - Spojrzała się na swój kieliszek z winem, ale nie napiła się.
Właściciel
- Buduję napięcie. - mruknął i odchrząknął, aby podjąć przerwany wątek: - No więc nie przewidzieli pogody, gdyż kilka dni później zerwał się wielki sztorm, który posłał piracką łajbę prosto na dno. Razem z nią morskie odmęty pochłonęły większość obecnych na pokładzie. Mnie się oczywiście udało uniknąć tego losu, ale i tak nie było różowo. Ostatkiem sił chwyciłem się jakiejś deski lub czegoś podobnego, nie pamiętam dokładnie, i dryfowałem przez wiele godzin. Ostatecznie morze wyrzuciło mnie na brzeg jakiejś małej wysepki.
-A jak przeżyłeś na tej wyspie?
Właściciel
- Głównie dzięki wodorostom, które nie uciekały, ale w okolicy było ich pełno. Dopełniałem to jakimiś rybami, skorupiakami i ptakami.
-A więc byłeś na jakiejś bezludnej wyspie... To jakim cudem jesteś teraz tutaj?
Właściciel
- Zabrał mnie jakiś statek, który szczęśliwie przepływał obok. To był równo miesiąc i dwa dni od mojego wylądowania tam.
-Jesteś niesamowity! Ja na pewno nie przeżyłabym na bezludnej wyspie tyle czasu. A jak już płynąłeś tym statkiem, to wróciłeś tak po prostu do domu?
Właściciel
- Dokładnie, nie miałem zamiaru nigdzie indziej płynąć, a pamiętam, że tego dnia marzyłem tylko o tym, aby się ogolić.
-No się ogoliłeś, głowę masz idealnie łysą. - Zachichotała.
Właściciel
- Uwierz, że przez pierwszych kilka dni w mej ojczyźnie, dopóki nie przywykniesz, też będziesz miała na to ochotę.
-Nie, nie, nie. Nie chcę być łysa jak ty, ale w sumie mogłabym trochę skrócić te włosy.
Właściciel
- Osobiście myślę, że zwykły turban wystarczy, bo nie wyobrażam sobie Ciebie w krótszych włosach.
-Na pewno? Według mnie nie byłoby tak źle. Ale skoro ci się nie podoba... - Przyczesała włosy dłonią.
Właściciel
- Podoba, podoba. - odpowiedział i wstał, aby zrobić to samo, co Ty. - Przypominają mi coś, a właściwie kogoś, z dawnych lat.
-Kogo? - Zapytała się głupio.
Właściciel
- To... Materiał na inną historię, jeśli mogę się tak wyrazić.
-Co będziemy teraz robić? - Zapytała się, przy okazji sprawdzając co zostało jej na talerzu.
Właściciel
Właściwie już nic, choć nic też nie stoi na przeszkodzie, aby dołożyła sobie kolejną porcję czegokolwiek.
- Nie wiem jak Ty, ale ja mam ochotę się zdrzemnąć, więc będę w swojej kajucie. - odparł i skierował się do wyjścia, przystając jeszcze, aby spytać: - Poradzisz sobie sama?
-Chyba tak... - Powiedziała nakładając sobie homara oraz te dziwne, smaczne muszelki. Kiedy już zjadła, to poszła obejrzeć jeszcze raz ocean.
Właściciel
Zdecydowanie zmienił się od Twojej ostatniej wizyty, gdyż zachodzące nad nim słońce nadawało błękitnej dotąd wodzie pastelowego odcieniu pomarańczu, żółci i czerwieni.
-Jak pięknie... - Zachwycała się widokiem zachodu słońca odbijającego się w oceanie. Kiedy już się jej znudziło, to poszła poszukać szlachcica.
Właściciel
Na głównym pokładzie znaleźć go nie mogłaś, byli tylko marynarze.
Podeszła do marynarza, który nie wydawał się być pijany, jeśli taki był.
-Wiesz może gdzie jest Zimtarra? - Zapytała się.
Właściciel
W związku z tym, że żaden nie był pijany, to pytanie padło do najbliższego z nich, który wydawał się na tyle zajęty lub niechętny rozmowie, że jedynie wskazał na odpowiednie drzwi, które z pewnością prowadziły do kwater szlachcica.
Poszła więc do jego kwatery.
Właściciel
Nie do końca, bo te były zamknięte od wewnątrz.
Zapukała do nich, jeśli nikt nie otwierał, to poszla rozejrzeć się po statku.
Właściciel
Szczęśliwie otworzył, choć poprosił przy okazji, żebyś zaczekała chwilę.
Właściciel
Widać, że był zajęty, bo pojawił się w drzwiach dopiero po chwili, ziewając przeciągle.
- O co chodzi?
-Nudzę się i nie wiem co robić...
Właściciel
- A ja jestem śpiący i wiem co robić, Tobie radziłbym to samo.
Właściciel
- Ach, no tak, zapomniałem Ci powiedzieć o kajucie... Masz kwatery tuż obok moich. - wyjaśnił, wskazując na odpowiednie drzwi.
Poszła więc położyć się spać.
Właściciel
Przyszło to dość łatwo, zwłaszcza w tak luksusowych komnatach. Obudziłaś się jutro, już nie rankiem, ale gdzieś około przedpołudnia.
Ziewnęła, po czym się rozciągnęła w łóżku. Poszła sprawdzić, czy szlachcic jest w swoim pokoju. Zapukała do drzwi.
Właściciel
Brak odpowiedzi może sugerować, że albo śpi, albo jest już na nogach, choć znając go druga opcja jest bardziej prawdopodobna.
Zdecydowała się rozejrzeć po statku i równocześnie poszukać Zimtarry.
Właściciel
//Przewijać potem do Ur?//
Znalazłaś go tam, gdzie wczoraj, czyli na rufie, kiedy obserwował morze.
//Nwm w sumie, ale mógłbyś//
Objęła go wokół szyi.
-Co tam widzisz?
Właściciel
- Dom. - wyjaśnił. - Odległy, lecz wyczekujący.
//W takim razie zacznę, gdy będziecie na miejscu.//