"Lodołamacz"

Avatar Rafael_Rexwent
Moderator
"Lodołamacz" to Sneka należąca do jednego z plemion Nordów. Okręt stanowiący bardzo częsty widok u tych "północnych orków", dzięki uniwersalnym rozmiarom i łatwości w budowie. "Lodołamacz" podobnie jak inne jednostki tej klasy posiada czterdzieści wioseł napędzanych przez krzepkich Nordów, oraz maszt z pojedynczym żaglem o sporej powierzchni, skrzący się ametystowym odcieniem. Na dziobie tego dwudziestoośmio metrowego statku znajduje się rzeźba przedstawiająca głowę węża, natomiast za rufą znajduje się ster. Pokład Sneki może pomieścić czterdzieści wioślarzy, sternika i trzydziestu pasażerów lub nieco towarów.

Avatar Rafael_Rexwent
Moderator
Słona i zimna morska woda co chwila pryskała na pokład, przy okazji obryzgując kolczugę i szatę ZinDeinDova. Po tej podróży napierśnikowi przyda się czyszczenie, bo sól zawarta w cząsteczkach wody może zaszkodzić stali i wywołać niepożądane efekty. Natomiast szatę uratuje tylko suche i ciepłe miejsce.
Niestety na razie Drakken mógł sobie pomarzyć o ogrzaniu się, bo nordyckie statki to nie to samo, co bardziej zaawansowane konstrukcje Imperium. Brak jakiejkolwiek nadbudówki, czy pokładów mógł mocno dać się w kość zrodzonemu z krwi smoka. Jedyna możliwa osłona przed warunkami atmosferycznymi to ułożone w niewielkie kupki zapasy, lecz przycupnięcie za czymś takim będzie wyglądać głupio. Bardzo głupio.
Dookoła widać było tylko fale, które kołysały statkiem, oraz zachmurzone niebo. Nikt nie mówił, że podróż będzie wygodna i z ładnymi widokami. Ale innego wyboru ZinDeinDov za bardzo nie miał, więc musiał wytrzymać. Natomiast obecni wioślarze i siedzący przy sterze sternik zdawali się bez żadnego problemu funkcjonować w takich warunkach. Najłatwiejszą rolę miał Nord na rufie, który jedną ręką korygował kurs, a drugą w spokoju pykał fajkę. Sprawiał wrażenie miłego i skorego do rozmowy.

Avatar Aronimus
ZinDeinDov nadal był wstrząśnięty wydarzeniami z ostatnich dni. Wioska... Ludzie... Rodzina... Smoki... został pozostawiony z tym wszystkim sam, gdyż to poczuwał się winny tej tragedii. Może gdyby wykonywał swe obowiązki bardziej starannie, zapuścił się kilka dodatkowych mil w głąb lasu, i wypatrzył by wroga...

Te rozmyślania przerwał mu coraz bardziej trzaskający mróz. Mimo iż był smoczej krwi, i wychowywał się w podobnych warunkach, lodowata woda nie ułatwiała mu życia. Oplótł się swą szatą, by ta ochroniła go jak i jego pancerz przed morska wodą, po czym tchnął drobną część swej magi by chwilowo wyczarować miłe ciepło grzejące go w środku klatki piersiowej. Wyrwało go to z jego przemyśleń, przez co trochę otrzeźwiał. Rozejrzał się po okręcie: grupa silnych nordów pracowała przy wiosłach a sternik wydawał się jakby nie przejmował się zimnem. Mimo to nie miał ochoty na rozmowę z żadnym z nich... bynajmniej jeszcze nie teraz. Zamiast tego przeniósł się bliżej rufy okrętu, gdzie bryzgająca woda nie wdawała się tak we znaki, jak na dziobie. Chciał przylgnąć do burty, ale stwierdził, że musi dać swym myślą odpocząć od tych wszystkich dywagacji na temat jego winy. Odszedł do miejsca składowania towarów i stanął w pobliżu nich, jednak w rozsądnej odległości, by nikt nie wziął go za potencjalnego złodzieja. począł wtedy badawczym wzrokiem lustrować ludzi znajdujących się na pokładzie, jakby chciał odgadnąć ich intencje wobec niego z samego wyrazu twarzy. Jednocześnie zaczął zajmować się osuszaniem zbroi za pomoc magi wody i ognia, zmieniając ją w parę i rozpraszając ją w niebo, ale tak by nie zdradzać swych magicznych zdolności. Schował więc swą rękę pod szatę, i zaczął wykonywać ruchy swym nadgarstkiem, odparowywując wodę ze swej szaty tak, by nie nagromadziło się jej na tyle dużo by była ona zauważalna, po czym przemieszczał ją za burtę okrętu, gdzie mogła się skropić.

Nie przywykł do tego typu podróży, więc miał nadzieje, że szybko dotrze do jakiegoś portu, gdzie będzie mógł odpocząć.

Avatar Rafael_Rexwent
Moderator
Sternik tylko odprowadził wzrokiem smoczego dziedzica, by po chwili wrócić do poprzedniej czynności. Aktualnie statek płynął prosto na wyspę, gdzie znajdowały się terytoria nordyckich klanów, przez co starszy Nord miał chwilę, czy raczej sporo chwil na swoje sprawy. Dopiero niedaleko lądu zacznie się jego prawdziwa robota, czyli nawigowanie przy dosyć silnym wietrze i ryzyku roztrzaskania się o przybrzeżne skały. "Lodołamacz" musiał otoczyć łukiem najbardziej wysunięte na północ tereny Klanu Wilka, by móc przybić do jednego z portów macierzystych. Ale do tego jeszcze trochę czasu, więc aktualnie mężczyzna puszczał kółka z fajki i wesoło nucił pradawne pieśni.
Użycie magii zadziałało, dzięki czemu ZinDeinDov mógł się poczuć nieco raźniej i przede wszystkim - cieplej. Także osuszenie zbroi przebiegło bez większych problemów, chociaż było to doraźne działanie, bo po ponownym zbliżeniu się do dzioba znów woda zmoczy go porządnie. A po przyjęciu limitu szata nie wytrzyma i zacznie przepuszczać.
Nagle zadumanego Drakkena wyrwały z zamyślenia wołania załogi. Wśród Nordów doszło do jakiegoś poruszenia, a krzyki w niezrozumiałym dla ciebie języku rozległy się po okręcie. ZinDeinDov poczuł także jakby statek zaczął się kołysać ze znacznie większą siłą. Nie wyglądało to jednak na sztorm, a "Lodołamacz" niestrudzenie parł naprzód, rozdzierając swoim dziobem fale, które pieniły się po obu stronach kadłuba.

Avatar Aronimus
Zaiste, te zamieszanie zadziwiło Drakkena. W końcu Nordowie byli twardymi ludźmi północy i rzadko kiedy cokolwiek było w stanie wywołać coś u nich takie poruszenie. Większe zaniepokojenie wywołało jednak u niego samego nagłe przechylenie się okrętu. Uznał że przy aktualnym zamieszaniu może zaszła jakaś komplikacja w podróży, a to nie było mu na rękę. Ruszył się ze swego miejsca, i doszedł do najbliższego marynarza, chcąc zapytać co się dzieje.

-Przepraszam, ale co się dzieje - zadał to dość dziecinne pytanie, zdradzając pewne zaniepokojenie w swym głosie (i zarazem domyślając się odpowiedzi typu "nie wtrącaj się w nie swoje sprawy")...

Avatar Rafael_Rexwent
Moderator
Zapytany Nord zawołał tylko "Aluia" i pobiegł dalej, nie zwlekając ani chwili. Dopiero zauważywszy twoje zaniepokojenie inny z mężczyzn z paskudną blizną na twarzy, wyjaśnił ci równie zwięźle co jest powodem zamieszania:
- Wieloryb. panie!
Na potwierdzenie jego słów tuż obok sterburty pojawiła się wielka płetwa, która z wściekłością uderzyła o powierzchnię oceanu, wlewając mnóstwo wody na pokład. Dwóch pobliskich marynarzy straciło równowagę i upadło na wznak, ale i tak wszyscy Nordowie dziękowali opatrzności, że zwierzę chybiło. Wtedy podróż "Lodołamacza" zakończyłaby się tutaj, a wrak okrętu i ciała jego załogi spoczęłyby na głębokim dnie.
Rozgardiasz na Snece nie ustawał, ale w końcu zainterweniował sternik, który głośnymi i racjonalnymi rozkazami uspokoił resztę. Większość Nordów wróciła do wioseł, by statek mógł płynąć dalej, a największy z załogi, dwumetrowy osiłek z łysą głową i futrem niedźwiedzia na ramionach podszedł do jednego z pobliskich pakunków i wyszarpał jednym ruchem jego zawartość. Harpun rozmiarami dorównujący jemu samemu. Lina harpunnicza została przejęta przez jednego z Nordów i zawiązana do wystającego przy dziobie słupka. Zaczęła się walka na śmierć i życie - z jednej strony "Lodołamacz", z drugiej - rozwścieczone morskie zwierzę. A pośrodku tego wszystkiego smoczy Dziedzic, który mógł albo biernie się przyglądać, albo zaproponować jakąś inicjatywę. Lub rozpocząć przedwczesną ucieczkę, jaka obarczona jest jednak ryzykiem.

Avatar Aronimus
Dziedzic smoczej krwi zaiste nie krył swego rozczarowania na wieść o wielorybie. Bestia była wystarczająco silna by rozłupać kadłub okrętu na strzępy, a Nordowie mimo to doszli do lekkomyślnego wniosku, iż sprowokowanie go do ataku jest najlepszym rozwiązaniem... Jeżeli chciał dotrzeć do celu swej podróży NA TYM okręcie, musiał podjąć działania.

Mimo wątpliwości miał zamiar do tego użyć magii thaumaturgi: chciał zatrzymać (przynajmniej częściowo) krążenie w ogonie wieloryba. Jednakże do tkania krwi na taką odległość potrzebował trochę miejsca dla swych rąk by mógł nimi poruszać, a to oznaczało by ujawnienie jego zdolności magicznych. Nordowie może nie są rasą całkowicie potępiającą magie, w końcu sami jej używają, ale gdyby odkryli że jakaś osoba zatajała przed nimi te zdolności czekała by go dość nieprzyjemna historia do opowiedzenia... A kto uwierzy w bajeczkę o smoku, płodzącym dzieci z dziewicami, które aż same pchają się do jego leża?

Wtedy wpadł na pomysł: postanowił że zgłosi się do pomocy przy mocowaniu lin mocujących żagiel (walka z takim potworem pewnie będzie oznaczała również kilka gwałtownych zmian w kierunku, a powierzchnia żagla będzie musiała być wtedy korygowana). Jej rozplątywanie, i zawiązywanie wymaga dość obszernych ruchów dłoni, wystarczających by imitowały tkanie magi krwi... a może to tkanie magi krwi będzie imitowało rozplątywanie i związywanie liny. Miał tylko nadzieje że dopuszczą kogoś tak wątłej budowy jak on do tego zadania.

Zamierzał zatrzymać krążenie w ogonie Aluii, dzięki czemu nie będzie się ona mogła poruszać, czy walnąć nim o okręt na który znajdował się ZinDeinDov. Przy tak wielkich rozmiarach nawet pomniejsze problemy z krążeniem mogą być opłakane w skutkach. Ograniczają zdolności ruchowe, a nawet paraliżują kończynę ofiary. Bestia zwolni, "Lodołamacz" dopłynie do niej, Nordowie ją dobiją, i będą opowiadać wnukom historie jak to "sami gołymi rękoma zabili morskiego stwora", statek zostanie w jednym kawałku, a Drakken dopłynie bezpiecznie do portu, bez dekonspiracji i zbędnego zamieszania wokół jego osoby. Zaiste, plan idealny i satysfakcjonujący wszystkie strony... no, może poza samym wielorybem.

Przystąpił więc do działania w nadziei, że obejdzie się bez większych komplikacji (i w ogóle jego plan odniesie jakikolwiek skutek)...

Avatar Rafael_Rexwent
Moderator
Smoczy Dziedzic patrzył na sprawę ze swojego punktu widzenia, natomiast Nordowie patrzyli na ten atak przez pryzmat chęci zysku i możliwości do wykazania się w ogniu walki. Ubicie takiego wieloryba pozwoli załodze "Lodołamacza" na godne ucztowanie i zapewnienie swojemu plemieniu mięsa na wiele miesięcy, albo sprzedanie ciała olbrzyma i zarobienie sporej sumy pieniędzy. Dlatego, gdy ZinDeinDov obawiał się o to, czy statek którym podróżuje zaraz nie zatonie, roztrzaskany przez rozszalałego zwierza, Nordowie nie próżnując szykowali się do walki, którą zamierzali wygrać.
Zamysł smoczego Dziedzica spalił na panewce, ponieważ na Snekach żagiel nie ma możliwości zmieniania swojej powierzchni (nie licząc zwijania), a całą robotę przy korygowaniu kursu odwala sternik. Więc teraz życie wszystkich na pokładzie "Lodołamacza" należało do nadal pykającego w absolutnym spokoju fajkę Norda. No i do dzierżącego harpun osiłka. Dlatego ZinDeinDov musiał zaryzykować użyciem magii przy aktualnym położeniu, albo zrezygnować z jej wsparcia. Na szczęście aktualnie wszyscy zajęci byli, albo wiosłowaniem i ile sił w rękach, albo perfekcyjnym i bezbłędnym nawigowaniem, albo wyczekiwaniem na ruch wieloryba.
Natomiast kaszalot zanurkował, dostarczając osiłkowi i sternikowi niezwykle cennej informacji. Ta dwójka brała już udział w niejednym polowaniu na wieloryby i potrafiła ocenić moment w którym zwierzę się wyłowi po czasie, jaki spędziło na powierzchni. Aktualnie trwało wyczekiwanie, a statek wykonał lekki zwrot na sterburtę, by znaleźć się idealnie za wynurzającym się wielorybem. Tylko w tym przypadku Nord z harpunem będzie mógł dogodnie przymierzyć i ugodzić w kaszalota. Oczywiście smoczy Dziedzic może w tym nieco pomóc.

Avatar Aronimus
...No cóż, plan z linami nie wypalił, ale miał już kolejny: Kiedy wieloryb wynurzy się z wody, ten pewnie wzburzy wodę, i zakołysze statkiem. ZinDeinDov miał zamiar wykorzystać ten moment na swoją korzyść. Nadal nie miał zamiaru jawnie wykorzystywać swego daru magi, ale chciał pomóc walczącym nordom - pokonanie stwora leżało bowiem w ich wspólnym interesie.

Jego plan wyglądał następująco: kiedy okręt zakołysze się pod wpływem fali spowodowanej wynurzeniem wieloryba, ten "upadnie". W momencie swobodnego spadku, jak i podczas podnoszenia będzie miał wystarczająco miejsca na gestykulacje swymi dłońmi, bez rzucania na niego zbędnych podejrzeń. Oczywiście sam upadek będzie kontrolowany, i nie powinien zrobić mu (większej) krzywdy, i nikt nie powinien zwrócić na niego uwagę, gdyż wszyscy będą zajęci polowaniem i podziwianiem Aluii.

Zmienił również taktykę swego podejścia do sprawy: miał zamiar zamrozić w tym momencie wodę wokół ogona wieloryba, uniemożliwiając jego ruch, jak i znacząco zwalniając jego pęd w momencie wynurzenia, dając nordowi z harpunem trochę więcej czasu na wymierzenie, i celny rzut. Wymagało to więcej magii, niż tkanie krwi ofiary, ale że wieloryb miał podejść dostatecznie blisko, a Drakken był o wiele bieglejszy w magii wody, niż krwi, miał na dzieje na o wiele lepszy skutek jego zaklęcia.

Wiedział jednak że sam harpun to za mało, więc dla pewności, gdyby 1-sza część planu powiodła się w pełni, zamierzał wyczarować pod wodą grubą na metr, lub nawet 2 bryłę skompresowanego lodu szelfowego, w który wieloryb miał uderzyć swą głową, co poskutkowało by jego ogłuszeniem, lub utratą przytomności, a to znacznie ułatwiło by prace nordom.

Pozostało jedynie mieć nadzieje, że nic nie przeszkodzi mu w realizacji jego planu. Nie było bowiem czasu na obmyślanie nowego, jak i powoli kończyła mu się cierpliwość, której miał dość mało, ze względu na jego dziedzictwo smoczej krwi.

Avatar Rafael_Rexwent
Moderator
Na okręcie zapanowała grobowa cisza, przerywana tylko świstem wiatru i pluskiem wioseł. Wszyscy stali się jednością, oczekującą na ten jeden moment, kiedy będzie można zadać wrogowi cios. Ten, w którym on się odsłoni. Nagle masywne cielsko z powrotem wystrzeliło spod wody, wstrząsając statkiem i dając ZinDeinDovu okazję do wykonania swojego planu. Upadek wyszedł perfekcyjnie, bo na pokład ponownie wlała się woda, która przyczyniła się do realistycznego wygrzmocenia.
Używając swojej magii smoczy Dziedzic zamroził wodę dookoła ogona wieloryba, momentalnie go wstrzymując. Natomiast osiłek z harpunem z całkowitym spokojem wymierzył i rzucił swój oręż. Broń bez problemów przebiła się przez skórę zwierza i wbiła w głąb jego mięsistego ciała. Nie miała jednak tyle siły, by jednym ciosem ubić Aluię. Wieloryb zaryczał tubalnym głosem, w którym mieszała się wściekłość, ból i nienawiść do pomiotu ludzkiego i spróbował zanurkować pod wodę, by uwolnić się od prześladowców. Tutaj swą przebiegłością odznaczył się ZinDeinDov, który prostym, ale jakże skutecznym sposobem ogłuszył wieloryba i skazał go na łaskę Nordów. Ci nie roztrząsając jak to się stało, że ogromny zwierz dryfuje nieruchomo przystąpili do działania. Po pierwszym harpunie poszły dwa kolejne, powodując krwawe rozbryzgi. Kaszalot dogorywał, ale nie bronił się. Jego mózg został otumaniony przez bryłę lodu i nie reagował na bodźce. Czy Smoczy Dziedzic okaże zwierzęciu litość i skróci jego cierpienia, czy też poczeka, aż Nordowie zrobią to sami. Sęk w tym, że nie wiedział kiedy i jak.

Avatar Aronimus
...A może wprost przeciwnie. W głowie Drakenna istniała bowiem stara dobra metoda do szybkiego skrócenia cierpienia poległej zwierzyny, którą nabył podczas swego poprzedniego zawodu jako posłaniec smoków, jak i za razem łowca. Proste, i jakże śmiertelne zaklęcie unicestwiające podstawowy element funkcjonowania niemal każdej żywej istoty - mózg. Wykorzystując magię krwi zwiększał ciśnienie w tym organie, miażdżąc korę mózgową, i niemal natychmiastowo zabijając przeciwnika. Ofiara nie mogła być w tym czasie przytomna (lub bynajmniej świadoma), ale ten warunek był aktualnie spełniony (wieloryb leżał ogłuszony, i wykrwawiał się na śmierć). Oczywiście, wiązało się to z pewnymi zagrożeniami: zbyt słabe zaklęcie mogło by wywołać bolesną śmierć w męczarniach (można jednak to zaklasyfikować również na plus, gdy potraktowana takim zaklęciem ofiara aż prosi się o jej dobicie gdy jest ona paraliżowana takim bólem, wyciągając w trakcie jej męczarni ważne informacje). Nie miał jednak czasu na rozważanie ewentualnych komplikacji związanych z nieudanym zaklęciem. Zgodnie z tradycją chciał zadać szybką i bezbolesną śmierć.

Przystąpił więc do działania: jego ręce uniosły się, i wykonały zamaszysty ruch przypominający gest oddawania honorów zmarłym wojownikom. Nie tylko za pomocą tego tknął resztki zmagazynowanej magii w naczynia krwionośne mózgu wieloryba, ale również miał zamiar oddać ostatni honor poległemu przeciwnikowi, który przysporzył mu (jak i całej załodze okrętu) nieco "trudności". Mimo iż ZinDeinDov nie przepadał za tradycjami ludu, z którego pochodziła jego matka, życie z nordami nauczyło go szacunku do wojaczki, jak i samych ofiar walki, niezależnie od strony po której brały one udział.

Ta moralna zasada stała jednak poniżej górującego instynktu łowcy, i poszukiwaniu coraz to potężniejszej zwierzyny która to świadczyła by o potędze jak i umiejętnościach łowcy. Cecha wykształcona zarówno przez lata spędzone na polowaniach z lokalnymi szamanami, druidami i łowcami, jak i wniesiona do jego żywota wraz z krwią jego smoczego ojca. Te zwycięstwo tylko spotęgowało jego pierwotne instynkty, jego żądze krwi i świeżego mięsa. Wiedział że już wkrótce będzie musiał wyjść na ląd i sam zapolować na zwierzynę, w swej smoczej formie, by ją zaspokoić. Miał nadzieje iż cel jego podróży jest już niedaleko, bowiem zew jego natury, gdy raz da o sobie znać, nie może być ignorowany przez dłuższy okres czasu, gdyż nie wpłynął by on dobrze na psychikę naszego Dziedzica Smoczej Krwi. pozostawało jedynie czekać, i z większą trudnością zachowywać pozory zwykłego podróżnika.

Avatar Rafael_Rexwent
Moderator
Wieloryb w końcu się poddał i szpony śmierci na dobre zacisnęły się na jego ciele. Bezwładnym i dryfującym obok okrętu. Nikt nie zważał na śmierć dumnego i potężnego zwierzęcia. Nordowie natychmiast przymocowali truchło do sterburty, radując się z niespodziewanego i sowitego połowu. Taki łup zapewni im prawdziwe bogactwo, oraz sławę. Wesołość ogarnęła całego "Lodołamacza" od dziobu po rufę, niwelując niezadowolenie z tego, że podróż się wydłuży. W końcu połowa wioseł została zablokowana, a reszta nie mogła być użyta, by nie kręcić się w miejscu. Na szczęście wiatr dął prosto w żagiel, pchając Snekę ile sił w kierunku przeznaczenia.

Avatar bulorwas2
//I tu wkracza was wybawca.//
Wiatr zawiawszy w żagle po prowadził statek ku bezkresnym rubieżom oceanu przeciętych w pół okręg przez horyzont. Czułeś sol w swych nozdrzach, jak lekki pył przecedzany od włosa do włosa by na końcu całkowicie czysty wylądować w twej piersi dumnie wypinającej się ku słońcu. Załoga uradowana zdobyczą rozmyślała już cóż uczynią z łupem. Jedni chcieli go zjeść, drudzy zaś pragnęli go sprzedać, jeszcze inni zaproponowali przerobienie skór i kości na wyposażenie, a mięsa zamienienie w słoninę. Każdy pomysł był na swój sposób dobry. Decyzja zależała od ciebie mistrzu.

Avatar Aronimus
//Nim do-edytuje tutaj odpis, chciałbym prosić o wyjaśnienie kilku spraw:
bulorwas2 pisze:

Wiatr zawiawszy w żagle po prowadził statek ku bezkresnym rubieżom oceanu

Mam rozumieć że jednak nie płynę do siedziby klanu wojennej pieśni?

bulorwas2 pisze:

Decyzja zależała od ciebie mistrzu.

...ale nikt z załogi nie wie, że pomogłem im zabić to monstrum. Widzieli tylko ludka z załączonymi ragdolami walającego się po pokładzie. (Nordowie nie lubią magii... chyba)

Avatar Rafael_Rexwent
Moderator
// Powodzenia Arek XD Jak coś zawsze możesz wrócić XD //

Avatar bulorwas
//To skąd u nich szamani i magowie ognia?
Nie pie**ol tylko pisz

Avatar Aronimus
//Zmartwychwstałem!

Załoga na oczach Drakkena zaczęła prowadzić debatę na temat co należy zrobić z "upolowanym przez nich" wielorybem. Jego dający się teraz we znaki instynkt drapieżcy podpowiadał mu pożarcie zwierzyny, lecz nie przepadał za zimnym mięsem, ani za rybami. Podczas polowań żywił się tylko stałocieplnymi ssakami, uwielbiał oddzielać mięsiwo z ciała jego zwierzyny (a jeszcze bardziej lubił, gdy ta jeszcze żyła, a zachowanie przytomności podczas tego procesu uważał już za luksus...).
Natomiast zrobienie z niego wyposażenia na pełnym, lodowatym, wzburzonym morzu nie wydawało się dobrym (ani realistycznym pomysłem). Nie sądził by nawet tak duży okręt posiadał wystarczającą wyporność by utrzymać zdobycz, a przy aktualnych warunkach pogodowych próba przetwarzania jej na materiał była by samobójstwem. Wymagała stałego lądu, albo przynajmniej spokojniejszych wód (co na północy, i o tej porze roku było raczej rzadkością).
Dlatego też najrozsądniejszym wydawało się sprzedanie go. Załoga okrętu zyska sławę i renomę wśród klanów gdy tylko zawiną do portu z Aluią, a pieniądz ze sprzedaży pozwoli na kupno o wiele lepszego rynsztunku, niż gdyby sami mieli go wytwarzać. Albo mogą to wszystko przepić... też była to opcja dla butnych, porywczych Ludzi Północy.

Podszedł do głosującego tłumu, wyrażając swą opinię na temat losu zdobyczy:
- Sprzedajmy go... - Zresztą dość krótką, i nie zawierającą dużo treści opinią. I tak wiedział że wszelkie argumenty nie przekonają upartych niczym osłów Nordów, którzy za jedyny sposób rozstrzygania sporów uważają siłę, nie język, czy inteligencje.

//Tak, wiem - Nie pisałem przez ponad miesiąc, ale kij z tym. Macie odpis, by ten PBF nie umarł. A ja postaram się wrócić do aktywnego (w miarę) odpisywania. Przepraszam też GM'ów za ten brak aktywności...

Avatar bulorwas
No i postanowione. Teraz trzeba to tylko przetransportować. Nikt z załogi nie miał pomysłu jak to zrobić

Avatar Aronimus
Nie zdziwiło go, gdy Nordowie zgodzili się na sprzedaż truchła. Przecież wizja popijawy w barze, kąpaniu się w górach złota, oraz sławie na całe klany była wszystkim o czym morze marzyć Człowiek Północy. On natomiast nieuchronnie zbliżał się do kresu swej podróży. Był tylko jeden problem... Transport tego wieloryba!
Rozwiązanie nie było wyjątkowo finezyjne, jak i trudne: Drakken, wraz z kilkoma innymi marynarzami zarzucili na truchło bestii liny, inni wbili w nie harpuny. Jeden śmiałek zszedł po nich na dryfujące truchło, po czym obwiązał sznurami truchło. W tym czasie na okręcie załoga (Z ZinDeinDovem ) kończyła mocować ich drugie krańce do rufy. Tak oto Auila miała być ciągnięta za okrętem, i doholowana do portów Klanu Wojennej Pieśni - upragnionego celu jego podróży.

Właśnie, cel... stały ląd na którym mógłby postawić swoje stopy, osuszyć się z morskiej wody, ogrzać w karczmie przy jakimś kominku, wyspać w porządnym łóżku, a nie na słomie i stercie towarów... a przede wszystkim dać upust swemu zewowi krwi. Miał nadzieje że wkrótce zaspokoi swą żądze ciepłego mięsa, posoki, gwałtu, plądrowania, niszczenia... Chyba rzeczywiście będzie lepiej dla wszystkich, by jak najszybciej, i bez zbędnych przygód znalazł się u celu, nim jego pierwotna natura zawładnie nad nim, i pochłonie go bez reszty.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku