Właścicielka
Vapen-chan.:
Powóz przemierzał właśnie główną ulicę Wewnętrznego Kręgu, mijając coraz to bogatsze zabudowania: mieszkania bogatszych kupców, ważniejszych urzędników, a nawet posiadłości niektórych członków Domów, którzy zamiast na jego obrzeżach, woleli osiedlić się w mieście. Na oko do celu zostało im może... Z kilkanaście minut? Na ulicach widział wielu ludzi, oddających się swojej dziennej rutynie, bądź po prostu przechadzających się nie tak bardzo jeszcze zatłoczonymi uliczkami Kręgu. Miasto powoli budziło się do życia! Zauważył, że niektórzy przechodnie oglądali się za ich powozem. W spojrzeniach niektórych wyczytał entuzjazm, w innych zwykły szacunek. Jakaś mała dziewczynka pomachała do nich rączką... Innymi słowy - dzień jak codzień. W tej dzielnicy, oraz wielu częściach Zewnętrznego Kręgu, obywatele reagowali podobnie na widok magów. Jedynie w Slumsach mieszkańcy szczerze nimi pogardzali, winiąc ich między innymi za coroczne Czystki, wprowadzone do Imardinu około sto-pięćdziesiąt lat temu przez ówczesnego władcę. A wracając do tematu: Nagle Jude zarejestrował, że mimo iż tak mu się przed chwilą zdawało, w powozie wcale nie panowała cisza. Administrator Lorlen rozmawiał o czymś z ożywieniem z mistrzem Osenem, a ta rozmowa bynajmniej nie mogła trwać od tych kilku sekund, kiedy oderwał się od książki. Jak długo nie kontaktował ze światem, że niczego nie słyszał? -...A na zwłokach ofiar podobno znaleziono liczne oparzenia, według Gwardii do złudzenia przypominające ślady po uderzeniach magicznych. Dlatego król nas wezwał, podejrzewając użycie magii...- Administrator westchnął. -Ale nawet jeśli okazałoby się, że zbrodniarz faktycznie posługiwał się magią bitewną, sądzę, że i tak niewiele możemy w tej sprawie pomóc. Przecież nie będziemy ustalać alibi każdego maga przebywającego aktualnie na terenie Imardinu! Jest ich za dużo, poza tym, podejrzewam, że wielu chciałoby chronić swoją prywatność i nie udzieliłoby nam żadnej odpowiedzi. Ilość takich osób, oraz tych, które zwyczajnie nie posiadają alibi, ponieważ na przykład spali o tej porze i nie mają na to żadnych świadków, tak czy inaczej uniemożliwiłaby nam rozwiązanie tej sprawy...- stwierdził, po czym wyjrzał że znużeniem przez okno, podpierając podbródek na zaciśniętej dłoni, a łokieć na podłokietniku. Mistrz Osen pokiwał powoli głową. -No dobrze. Ale... Skąd u Administratora pewność, że jeśli faktycznie zrobił to mag, nie jest to żaden dziki, tylko jeden z naszych?- zapytał nieco sceptycznie. Lorlen nie odpowiedział od razu, dopiero po chwili, wcześniej jakby się nad czymś zastanawiając. -W mieście nie ma dzikich, podobnie poza jego granicami...- rzekł, a mistrz Osen uniósł pytająco jedną brew. -Skąd ta pewność?- zdziwił się, a Administrator wzruszył ramionami. -Akkarin tak twierdzi. A ja mu wierzę...- powiedział obojętnym tonem głosu. Osen znów pokiwał głową i w powozie znów zapanowała cisza. Tylko gwar za oknami pojazdu i ciche stukanie kopyt koni sprawiały, że nie wyglądała ona niezręcznie...
Degant.:
-A u kogo je zamawiałeś, tak właściwie?- Maria zmarszczyła nieznacznie brwi. -Mullooki to królewskie ptaki, jak zapewne wiesz, znajdujące się także na herbie Kyralii. Mam nadzieję, że upewniłeś się zawczasu, że ptaki, od których masz te pióra, pochodzą z całkowicie legalnej hodowli i w celu pozyskania ich nie zabija się samego zwierzęcia?- zapytała, po czym odstawiła swój pusty już talerz na bok i przystąpiła do picia swojego napoju - mocnej raki, o dość charakterystycznym, ostrym zapachu. Napój ów pijało się częściej wśród niższych klas, jednak Maria jakiś czas temu postanowiła go spróbować i tak w nim zasmakowała, że nie chciała już pijać niczego innego. Co do Mullooków... Cóż, miała rację. W całej Kyralii obowiązywał zakaz polowania na Mullooki, a zabijanie ich, bądź hodowanie na mięso było surowo wzbronione. Jedyną korzyścią, jaką można było czerpać z Mullooka było to, że świetnie nadawały się one do roli ptaka pocztowego, a ich pierze było wręcz nieziemsko miękkie w dotyku, przez co często używano go do wypychania na przykład poduszek czy kołder. Ta przyjemność była jednak niesamowicie kosztowna, a pozyskanie jej całkowicie legalnie graniczyło niemalże z cudem.