Aleksander leżał na kamiennej posadzce. Red, z równym zdziwieniem tuż koło niego. Dziewczyna, której przeciął kilka tętnic, okazała się być zmiennokształtną przynętą. Kizuka była kotem, którego podpucha miała na kolanach. Trefl ze śmiechem klasnęła w dłonie.
- To było genialne! Nie sądziłam, że uwierzą w możliwość zabicia mnie czy ciebie. Idioci! I to z Sinistrą ukartować coś takiego! Der Hahaha, genialny zamach.
- Co z nami zrobicie? - szepnęła ze łzą Red.
- Odeślemy tam, gdzie wasze miejsce. - szepnęła Kizuka, po czym im obojgu ciemno się zrobiło przed oczami.
Gdy ponownie otworzył oczy, stał znów w tamtym zaułku. Pamiętał dotyk posadzki, pamiętał siarczany zapał zza okien twierdzy. W głowie wątpił w realność tego co pamiętał, ale był ktoś, kto przypomniał prawdę.
Red.
Dziewczyna była obok i z troską patrzyła na niego.
- Wróciliśmy. - uśmiechnęła się i pocałowała go.