Ciała

Avatar TanecznyPaczek
"Pierwsze ciała zaczęły spadać koło południa. Tak, tak, pamiętam - akurat zerkałem na tarczę ogromnego zegara na wieży kościoła. Wtedy trzy z nich spadły na dużą wskazówkę i złamały ją. Metalowa strzałka z hukiem trzasnęła o ziemię razem z trzema ciałami. Nagi starzec i dwie nagie kobiety.

Ludzie nie od razu zaczęli krzyczeć. Pamiętam, że wstałem z ławki na przystanku i wytężyłem wzrok. To, że na wieżę kościoła spadły trzy nagie ciała, dotarło do mnie chyba dopiero, kiedy małe dziecko stojące obok mnie powiedziało na głos do matki:

- Mamo, mamo! Jakieś golasy spadają z nieba! - usłyszałem jak przez mgłę.

Gdzieś w oddali, w mieście zaczęły powoli dobiegać stłumione huki, brzęki i wwiercające się w czaszkę alarmy samochodów. Ciała spadały na początku sporadycznie. Kilka w odstępie paru minut, tak mi się przynajmniej wydaje.

Przeszedłem przez ulicę z dwoma gapiami, chcąc podejść bliżej kościoła. Z tyłu dobiegło do mnie "Dziecko, co ty pleciesz? Jakie golasy?". Matka pewnie nie zauważyła od razu. Dres obok mnie zasadził parę soczystych "ku*ew", kiedy zbliżył się do dziedzińca kościoła na tyle, żeby zobaczyć wyraźnie ciała. Moje oczy powiększyły się ze strachu. Roztrzaskana wskazówka zegara kościelnego i trzy rozsmarowane na ziemi korpusy. I motłoch nasilający się gdzieś za mną. Coraz bliższy motłoch.

Kolejne ciało upadło na jakiegoś kolesia, który jako trzeci podszedł z nami na dziedziniec kościoła. Dres zaczął wrzeszczeć i uciekł. A koleś, który miał nieszczęście zostać przygniecionym przez jakiegoś 200 kilowego faceta, już się nie podniósł. Usłyszałem potężny huk, odwróciłem się z sercem w gardle i zobaczyłem, jak na przystanek, który właśnie opuściłem, spada kolejne ciało. Matka z dzieckiem w ostatniej chwili odskoczyła.

Wtedy rozległy się pierwsze krzyki. Jazgot alarmów stanowił chaotyczny akompaniament do tego wszystkiego. Już nie kojarzę, co mnie wyrwało z transu. Czy ciało małej dziewczynki, które rozbiło się tuż przede mną, czy mdła i ciężka woń krwi rozkwaszonych na ziemi zwłok. Nie pamiętam co krzyczałem biegnąc do najbliższego budynku, w którym mogłem schronić się przed następnymi "kroplami".

Bo to był deszcz, przeklęty deszcz...

A na dobre "rozpadało" się właśnie, kiedy wbiegłem do kościoła. Przez niedomknięte drzwi mogłem obserwować, co się dzieje na zewnątrz. Jak kolejne nagie i oślizgłe zwłoki uderzają częściej i gęściej w zaskoczonych i już na dobre spanikowanych żywych miotających się w popłochu na ulicach. Jak rozbijają się o budynki, znacząc ściany krwawymi stemplami. Jak spadają na samochody, te zaparkowane i te na chodzie. Ten huk, ten huk... Może to chore, ale ten hałas bardziej wrył mi się w pamięć niż widok ciał. Huk i woń.

Głupi, zamiast zamknąć oczy i zatkać uszy, skazywałem swoje zmysły na ten koszmar...

- Na Boga, co się dzieje? - dobiegło do mnie, jakby z oddali.

Dotarło do mnie, że klęczę przy uchylonych do wewnątrz drzwiach kościoła, trzymając się ich kurczowo, brodząc we własnych wymiocinach. Nie pamiętam, kiedy się porzygałem. Zacząłem wrzeszczeć, kiedy ktoś złapał mnie za ramię. Podniosłem się raptownie i odskoczyłem, wierzgając ramionami. Odwróciłem się i ujrzałem jakąś babcię. Z tyłu, zza ławek, wyglądało jeszcze parę zdziwionych twarzy. Babcia zbliżyła się do wejścia i zmrużyła oczy, chcąc dojrzeć, co jest przyczyną potwornego zamieszania na zewnątrz. O dach kościoła coraz częściej rozbijały się ciała. Słyszeliśmy te straszne, mlaskające odgłosy od strony sufitu. Zasłoniłem sobą widok na zewnątrz i znów złapałem za drzwi, chcąc je zamknąć. Poczułem, że coś je jednak zablokowało.

Spojrzałem w dół. W przestrzeni między drzwiami, a framugą leżało ramię. Wykopałem je z obrzydzeniem na zewnątrz i zatrzasnąłem drzwi.

W kościele było nas jakieś siedem osób. A może osiem? Nie wiem, łzy trochę zasłaniały mi widok. Słyszałem i widziałem tam różne rodzaje płaczu. Od cichych łez sunących mimowolnie po policzkach, poprzez ledwie słyszalny szloch, aż po otwarty lament i histeryczny ryk.

Za witrażami w oknach było już ciemnawo, kiedy usłyszałem głos, który oznajmił cicho:

- Już.

To był mój głos. Siedziałem w pierwszej ławce. Wokół gniło jakieś siedem zwłok. A może osiem. Nie wiem, łzy trochę zasłaniały mi widok."

...

- Chaos panie komendancie, totalny chaos. Zeznania tego czuba ograniczają się do jakiś bredni o apokalipsie i deszczu zwłok. Do niego chyba wciąż nie dociera, to co zrobił...

...

'Nadal nie znane są dokładne okoliczności wczorajszej rzezi w kościele im. św. Jana Chrzciciela. Udało nam się dowiedzieć, że sprawca, odpowiedzialny za brutalny mord ośmiu osób, jest zupełnie nieświadomy swojego czynu. Nie zdaje sobie sprawy, że tego popołudnia wtargnął pod koniec majowego nabożeństwa do kościoła i z wyjątkowym okrucieństwem zaszlachtował pozostałych w świątyni wiernych. Mamy niepotwierdzone informacje, że morderca działał w kompletnym amoku i zabijając miał swoją wizję totalnie innej rzeczywistości.'

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku