//Żeby wasze mózgownice nie musiały się przegrzewać, postaram się, aby sens historii był oczywisty jak istnienie iluminatów. I nie, to nie kontynuacja//
Wczoraj niechcący zezłomowałem własne auto. W warsztacie powiedzieli mi, że naprawa zajmie przynajmniej parę tygodni. Wynikało z tego tyle, że musiałem jechać do pracy metrem.
Jak to robię codziennie, wstałem z łóżka, ubrałem się, przegryzłem jabłko i wyszedłem z domu. Na stacji metra zastałem klika osób. najbardziej w oczy rzucał się bezdomny. Nie pachniało od niego alkoholem, przypominał bardziej jakiegoś hipstera pałającego nienawiścią do szamponu. Usiadłem i zacząłem czekać na pociąg. W pewnym momencie bezdomny podniósł głowę, wskazał palcem otyłego mężczyznę siedzącego obok mnie i powiedział:
-Świnia
Mężczyzna widocznie się obraził, czemu się zresztą nie dziwiłem. Nazywanie tak innych jest skrajnie niekulturalne, ale czego się można spodziewać po wyrzutkach społeczeństwa. Chwilę potem na stację wszedł elegancko ubrany mężczyzna z walizką. Bezdomny wskazał go palcem i powiedział:
-Człowiek
No raczej pomyślałem. Adresat uwagi wydawał się równie zdziwiony ów komentarzem. Najwyraźniej czymś się zaniepokoił, gdyż zawrócił i opuścił przystanek. Następnie dziwny przybłęda wskazał na siedzącą nieopodal kobietę
-Tost
A to co miało znaczyć? zastanowiłem się. Przebywanie w pobliżu tego człowieka sprawiało, że czułem się mocno nieswojo. Na szczęście w tej właśnie chwili pociąg nadjechał. Ludzie zaczęli wchodzić do środka, więc podniosłem się z miejsca i ruszyłem w stronę pojazdu. Ale zanim zdołałem wejść, bezdomny wskazał mnie i powiedział:
-Jabłko
Ignorując go zająłem miejsce w wagonie. Drzwi się zamknęły i pociąg ze mną w środku odjechał. W drodze do pracy rozmyślałem nad tym, co się tak właściwie stało. Aż nagle coś mi się skojarzyło. Mam nadzieję, że się mylę.