#własne #odkopaneodsiebie Owoc Simiroku

Avatar Kadzio
26 maja 1994 roku, nieopodal małego miasteczka Shiatchanzu żyła grupa młodych miłośników Simazi. Najstarszy z nich- Jaola był dziewięcioletnim chłopcem. Kolejny na imię miał Hansam, młodszy od Jaola o kilka miesięcy. W skład zgranej paczki wchodziły również trzy dziewczyny - osmioletnia Sartamiko i siedmioletnie Risitiar i Miioaco. Wszyscy oni byli rodowitymi Japończykami, co wskazuje na to, iż na niedosyt ponoć nierealnych legend narzekać nie mogli.
Cała niezwykła historia, choć według większości osób uważana za zmyslona, wydarzyła w górach Miarochi, pasma gór położonych na wschodniej części Himalajów.
Dzień przed wejściem w góry, w domku letniskowym grupa przyjaciół urzadzila sobie seans filmowy, podczas którego wyświetlane były takie produkcje jak "Coś" i "Noc żywych trupów". Obydwa filmy o zjawiskach nadnaturalnych...
Ponoć, według babci Joalego po obejrzeniu filmów dzieci miały problem z zaśnięciem, a kiedy już im się to udało, to po kilku chwilach i tak budziły się z płaczem w oczach, krzykiem i ślina toczącą im się z ust.
Nazajutrz tak jak miało się stać, tak się stało. Wczesnym rankiem grupa przyjaciół wraz z rodzicami Hansama wyruszyli w daleka podróż na szczyt pięciotysiecznika. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Regularne przerwy, załatwianie potrzeb fizjologicznych i tym podobne.
Godzina 20:47
Na wysokości około 2 500 m nastał czas na kolacje i sen. Po skonsumowaniu posiłku rodzice Joalego rozlozyli namioty. W jednym miała spać piątka przyjaciół, a w drugim rodzice chłopca. Nic nie wskazywaloby na wielką tragedię jaka dotknęła rodziców.
W środku nocy, kiedy księżyc w ostatniej fazie oswietlal małą polanę pośrodku gęstego jak futro lasu a w oddali słyszalne były pogruchiwania sów, rodzice usłyszeli dziwny dźwięk. Coś jak groźne warczenie poblisko żyjących bestii. Jednak w tym wszystkim był jakiś urok. Wszyscy oni uwielbiali dreszczyk emocji kiedy coś się dzieje. Ostrożnie rozsuneli namiot, a Joel, ojciec chłopca delikatnie wysunął głowę, starając zobaczyć co mogło wydać ten dźwięk.
Niestety to co zobaczył przerosło jego oczekiwania. Namiot, w którym spaly dzieci leżał połamany przykryty rozszarpana dzianina okalajaca szkielet namiotu. Prędko pobiegli do lasu by to sprawdzić. Szukali przez 2 godziny, szukali choc najmniejszego śladu po swoim i cudzych dzieciach. Niestety... Nie znaleźli nic. Sprawa nabrała szczególnie tragicznego obrotu spraw, podczas gdy rodzice wrócili do obozu, gdzie ujrzeli ciała dzieci opatulone - wręcz zamarynowane - gęsta mazią, wiszące do góry nogami na gałęziach. Co ciekawe tylko na gałęziach drzew Simiroku, o których krążyły różne legendy. Jedną z nich była legenda o robieniu z dziecięcej pepowiny bogatej w komórki macierzyste nawozu, który miał przyspieszyć okres dojrzewania owoców płodności i zwiększyć ich liczbę plonów.
I wtem rodzice usłyszeli stlumiony krzyk dziecka z okrytego mazią ciała. Prędko pobiegli ruszyć im na pomoc. Kilka kroków przed ciałem coś gwałtownie owinęło ich ciała, po czym mocno ścisneło.. I zmiażdżyło. Ponoć była to przynęta... Na ciężarna wtedy Mię.
Następnego dnia na miejsce tragedii dotarła policja, która nie znalazła nic poza... Owocem Simiroku.
Do dziś istnieje wiele teorii o tamtejszej zbrodni, jedna z nich, zarazem najprawdopodobniejszą wydaje się być ta, w której mowa o Bogu Płodności, który co kilka lat wyrusza na poszukiwania kobiet w ciąży. Tym razem danie podano mu praktycznie na tacy...

Avatar Bilolus1
Coś rozszarpało namiot naszych dzieci ! Biegnijmy do lasu 1!!111!!!

Avatar Griszka
Moderatorka
ładne imiona
takie japońskie

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku