Nie pamiętam ile biegnę. Nie pamiętam już nawet dlaczego biegnę. Po prostu biegnę. Biegnę przez ciemny las. Biegnę, od czasu do czasu słysząc warczenie, dyszenie i odgłosy kroków za moimi plecami. Uciekam. Jedyne co wiem to to, że uciekam przed czymś złym. Pamiętam tylko że nie całe 3 godziny temu jechałam z rodzicami przez las gdy to się stało... Jakiś mężczyzna ubrany w ciemny garnitur wyszedł na drogę. Moi rodzice się kłócili, w ostatniej chwili mój tata zauważył mężczyznę. Nie potrącił go... a mógł... co prawda żył by teraz z wyrzutami sumienia... ale przynajmniej by żył. Tata starając się nie uderzyć w tego człowieka, uderzył w drzewo. Nic mi się nie stało, byłam tylko poobijana. Mama pomogła mi wydostać się z samochodu. Wtedy samochód zaczął płonąć. Chciałam pomóc rodzicom ale mama kazała mi uciekać jak najdalej i nie odwracać się za siebie. Tak zrobiłam. Mam już dość, chce mi się jeść i pić. Nagle wbiegam na drogę. Słabnę, nogi robią mi się jak z waty a obraz przed oczami ciemnieje.
Budzę się w szpitalu. Spałam przez 2 dni, moi rodzice nie żyją, a ja nie pamiętam co dokładnie stało się w tamtym lesie. Nie wiem co tam było, ale wiem, że to coś mnie goniło, że przez to coś moi rodzice nie żyją. Dowiem się kim był ten mężczyzna który teraz śni mi się ilekroć zasypiam.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, słaba ale tak tylko z nudów to pisałam.
I, tak wiem, że jest tam pewnie pełno błędów interpunkcyjnych ale nigdy nie ogarniałam interpunkcji więc przepraszam :)