Moja rodzina mieszka w Szczecinie od roku 1945. Większość Niemców zamieszkujących stolicę rodu Gryfa zostało wysiedlonych, choć została ich garstka. Jednym z nich był Ulrich, na którego wołano Ulek. Historia Ulricha jest bardzo ciekawa. Mieszkał w Berlinie gdzie poznał pewną kobietę-Żydówkę. Po zwolnieniu z Wermachtu rzucił wszystko i przyjechał do Szczecina, do swojej miłości.
niestety pani goldbraum spadła w tym czasie z rowerka xD
Ulek był bardzo dobrze zasymilizowany z polską społecznością. Dużo pił w towarzystwie i jeździł na grzyby ze wszystkimi sąsiadami. Kolejną rodzinną anegdotką jest to, że kiedyś zgubił się w lesie o 6.00 i wrócił o 23.00, stopem ze Świnoujścia xD
Niestety, do końca swojego życia nie nauczył się języka polskiego.
Ulriś mieszkał przy alei Niepodległości, gdzie dawniej była taka hala z chłodnią, gdzie okoliczni mieszkańcy zaopatrywali się w jedzenie. Pewnego dnia wybrał się tam, aby kupić coś na obiad.
-Dzień dobry, czy ma pani pi**ę?
Jeb! Ulek zszokowany dostaje, jak to się dzisiaj mówi, strzała. Zdziwiony idzie dalej, ale jego pytanie znów spotyka się z taką odpowiedzią. Przygnębiony von Jungingen zastanawia się już, co się dzieje-co to, w Polsce rośnie nienawiść do Niemców? Tyle lat po wojnie?!
Z pomocą przyszła mu jednak pewna kobieta.
-Panie, co pan chcesz, po milicję pójdę!
-Ja na obiad...
I wskazał na pyzy.