[MOJE] Milczący - MBN - ost.

Avatar MrocznyWilk
Poprzednie części:
www.grupy.jeja.pl/topic,24573,moje-moje-boze-narodzenie,nowe.html
www.grupy.jeja.pl/topic,25270,moje-bialy-las.html
www.grupy.jeja.pl/topic,29485,moje-straznica.html
www.grupy.jeja.pl/topic,32529,moje-dominacja.html


Siedziałem w kompletnej ciszy i ciemności. Odgłosy walki ucichły. Inni byli martwi. Tylko tego byłem w tej chwili pewien. Obwiniałem się, chociaż wiedziałem, że to nie moja wina.

Wolałbym, aby Ryszard nigdy nie zapukał do moich drzwi. Może wtedy zginąłbym tylko ja i moja rodzina… Chociaż zło i tak zawsze znajdzie sposób. Pewnie w końcu trafiliby na jakiegoś podobnego mnie Innego, którego mogliby wykorzystać.

Usłyszałem odgłos kroków. Drzwi otworzyły się powoli. Podniosłem głowę. Ujrzałem elegancko ubranego mężczyznę. Miał na sobie czarny garnitur. Wąskie półbuty błyszczały niczym krucze pióra. Po alabastrowej koszuli spływał cienki, szkarłatny krawat. Twarz z uwydatnionymi kościami policzkowymi miała łagodny, a wręcz pogodny wyraz. Czarne włosy stały lekko przechylone w lewą stronę.

Przemówił nienaturalnie spokojnym głosem. Jakby miał pewność, że posiada pełną kontrolę nad tym, co się dzieje.

– Oto i jest nasz bohater! – Klasnął kilka razy sarkastycznie. – Naprawdę świetnie się spisałeś! Gdyby nie twoja pomoc, to trochę jeszcze by nam się z nimi zeszło. – Uniósł palec wskazujący prawej dłoni. – Ale nie myśl, że spoczniesz na laurach. Mam wobec ciebie wielkie plany. Ale o tym później, kiedy dotrzemy na miejsce. – Machnął ręką, dając znak czarnookiemu mężczyźnie, który wszedł do pomieszczenia. Wyglądał niczym typowy biznesmen. W prawej dłoni trzymał nawet aktówkę ze skóry. Położył ją na ziemi i zaczął otwierać. – A teraz trochę odpoczniesz. Prześpisz się, twoje ciało musi zregenerować siły. Ja w sumie też. Uwierz, że niełatwo jest utrzymać teraz nad tobą pełną kontrolę, tym bardziej, że się opierasz. Ale to już nie potrwa długo. – Czarnooki podszedł do mnie z fiolką wypełnioną gęstym, przezroczystym płynem. – A teraz śpij.

Ciecz, którą podstawiono mi pod sam nos, pachniała słodko. Tak słodko, że kiedy wpłynęła przez moje nozdrza, większość mięśni rozluźniła się. Starałem się zachować przytomność, ale lepka mgła zaćmiła umysł. Chcąc czy nie chcąc, oddałem się w objęcia sennych majaków.


Przebudzenie było gwałtowne jak nigdy w całym moim życiu. Poczułem bezlitosne zimno. Takie samo, jak wtedy, kiedy wpadłem do oblodzonego jeziora. Zostałem oblany wodą z drobinkami lodu. Naturalnym odruchem było złapanie głębokiego wdechu i poderwanie całego ciała do góry, chęć zerwania się na równe nogi. Jednak wtedy poczułem metalowe obręcze krępujące moje ruchy. Leżałem na płaskim, prześwitującym blacie. Czułem się niczym królik eksperymentalny. Ogarnęło mnie przerażenie. Nic już nie tłumiło mojej świadomości, mogłem myśleć. Ale co mi z tego, skoro nie miałem nawet możliwości ruszenia się. Oddychałem głośno, ale odgłos szybkiego bicia serca rozbrzmiewał w mojej głowie niczym kościelny dzwon.

– Dobrze. Chłopak się rozbudza – stwierdził ktoś szorstkim głosem. – Rozpoczynamy projekt „Hermes”. Przygotujcie drugiego pacjenta.

Dopiero wtedy wzrok wyostrzył mi się na tyle, bym mógł trochę dokładniej przyjrzeć się sterylnie białemu otoczeniu. Wokół mnie stało wiele nieznanych mi urządzeń. Kilka metrów dalej znajdował się kolejny blat. Wszędzie było pełno postaci odzianych w białe kitle. Był jeszcze ktoś. Patrząc na posturę, mogłem stwierdzić tylko, że to nastolatek. Szczegóły wciąż się rozmazywały. Pod ścianą stały jakby akwaria. Z obrzydzeniem stwierdziłem, że w jednym z nich znajduje się noworodek pokryty łuskami. Podpłyną do szyby i przyssał się, pokazując ostre zęby. Oczy były białe, pokryte jakąś błoną. Wzdrygnąłem się. Co oni tutaj wyrabiali?

Nagle ktoś gwałtownym ruchem usztywnił mi głowę. Oczy miałem skierowane wprost na ostre światło żarówki. Byłem bezbronny. Próbowałem użyć jakiejkolwiek mocy, ale nic z tego. Posmarowali mi czoło jakimś żelem. Zaczęli coś podpinać. Wtedy usłyszałem znany mi już spokojny krok. Byłem pewien, że zaraz ujrzę eleganta. Jednakże zatrzymał się on całkiem niedaleko.

– I jak synu, jesteś gotowy? – spytał niezmiennie opanowanym głosem.

– Zawsze i wszędzie, ojcze. Ku chwale naszego Pana!

– Doceniam twoją postawę, jak zawsze posłuszny. Wierzę, że rozumiesz, jak wielkie dla nas ma znaczenie powodzenie tej operacji. Jeżeli się uda, zyskamy wiele możliwości. I to z tobą w ciele jednego z naszych wrogów. Żywię w tobie wielką nadzieję. Powodzenia, synu!

Ruszył w moim kierunku.

– Przepraszam, ale zmieniłem zdanie. – Zaśmiał się kpiąco. – Jednak już nie będziesz nam potrzebny. Przynajmniej jako ty. Wystarczy twoje ciało. Twój umysł zastąpimy innym, mój drogi Inny. Nawet nic na to nie powiesz? Dobra, jak chcesz. Ciesz się swoimi ostatnimi chwilami.

Opanował mnie gniew. Czułem, że chcę krzyczeć – na całe gardło, aż stracę głos, a ci sku*wiele ogłuchną. Pragnąłem móc się zerwać z tego blatu i uderzyć pięścią tego ich pieprzonego przywódcę w zadbaną buźkę. Najlepiej tak, aby przebić się od razu na drugą stronę. Niestety nie mogłem tego zrobić, więc nie zrobiłem absolutnie niczego, żeby nie dać im jeszcze większej satysfakcji. Leżałem, czekając na śmierć.

– Zaczynamy! – krzyknął jeden z naukowców głosem pełnym ekscytacji.

Podeszli do mnie i zaczęli uruchamiać urządzenia. Po chwili zostałem popieszczony przez prąd. Jego natężenie rosło. Coś zaczęło pikać, coś innego stukać. Przestawałem orientować się w tym, co się działo wokół mnie. Po kolejnych minutach zacząłem przesuwać się ku mrokowi. Pustej przestrzeni. Wiedziałem, że za moment pożegnam się ze wszystkim, z zemstą, ze wspomnieniami, z życiem. Nie dokonam już niczego. Zanim całkiem odpłynąłem, zdążyłem wylać kilka słonych łez.


Przebudziłem się. Było to dla mnie wielkie zaskoczenie. Przecież miałem zostać „usunięty”. Obudziła się nadzieja. Może coś poszło nie tak. Może.

Otworzyłem oczy. Nie znajdywałem się już w żadnej sali eksperymentalnej przykuty do blatu. Pomieszczenie było urządzone na miarę pięciogwiazdkowego hotelu. Ściany były jasnozielone, poza tą po mojej lewej, którą w całości tworzyły szyby ukazujące zaśnieżone miasto. Naprzeciwko mnie wisiał ogromny telewizor, a pod nim stała ciemnobrązowa komoda. Podłogę pokrywała biała wykładzina. Wielkość pokoju sprawiała, że mnogość dodatków (takich jak obraz, szafki i lampy) nie tworzyła przepychu.

Skoro znajdywałem się w takim miejscu, zacząłem mieć nadzieję na to, że zostałem uwolniony przez Innych. Może tamta baza nie była jedyna...

Wstałem, ziewnąłem przeciągle i mimowolnie rozciągnąłem się. Chciałem dokładniej obejrzeć pomieszczenie, jednakże moje nogi poniosły mnie ku drzwiom. Zorientowałem się, że nie mam kontroli nad swoimi r*chami. Z przerażeniem stwierdziłem, że udało im się. Teraz jestem tylko nieważnym cieniem w głowie, którą zarządzał kto inny.


Chłopak otworzył dwudrzwiową szafę, z której wyciągnął jeansy i niebiesko-białą, kraciastą koszulę. Nałożył jeszcze brązowe buty o twardej podeszwie, a pod pachę złapał czarną kurtkę.

Rozległo się pukanie do drzwi. Otworzył je i ujrzał swego ojca.

– Jak się czujesz, synu?

– Dobrze, ojcze. To ciało jest całkiem zadowalające. Kiedy ruszam?

– Natychmiast. Obędziesz się bez śniadania. Musisz wyglądać na naprawdę zmęczonego.

Ruszyli urządzonym w wiktoriańskim stylu korytarzem. Wsiedli do widny. Mężczyzna wcisnął przycisk oznaczony „-8”. Po chwili znajdywali się w słabo oświetlonym korytarzu. Po kilkunastu metrach skręcili w lewo i zatrzymali się naprzeciwko owalnej kapsuły.

Elegant wyciągnął z kieszeni szarą kulę wielkości pięści i podał ją synowi,

– Wiesz, co z tym zrobić. Powodzenia, Patryku – powiedział na pożegnanie.

Chłopak otworzył drzwi i wszedł do obitego kremową tapicerką wnętrza. Funkcję panelu sterującego pełnił spory, dotykowy ekran. Patryk kliknął jedną z wielu czerwonych kropek na mapie i ze spokojem usiadł na skórzanym fotelu. Zamknął oczy i rozpoczął dokładniejsze planowanie oszustwa.

Kapsuła osiągnęła ogromną prędkość, ale nie było to aż tak bardzo wyczuwalne w jej wnętrzu. Zatrzymała się po kilkudziesięciu minutach.

Chwilę po zatrzymaniu nastolatek znów znajdował się w ciemnym korytarzu. Założy kurtkę i wspiął się po zamontowanej nieopodal stalowej drabinie. Wcisnął przycisk pod włazem, który uniósł się na hydraulicznych wysięgnikach, rozgarniając zwał śniegu.

Nastolatek wyszedł na zewnątrz. Od razu poczuł chłodny wiatr tworzący wypieki na jego policzkach. Nie był do tego przyzwyczajony. Poprzednie ciało było odporne na mróz.

Daleko przed nim znajdywała się ściana lasu, jedyny obiekt widoczny na tej białej płaszczyźnie. Ruszył w jej kierunku, co chwilę zapadając się po kolana w puszystej masie, która chciała dopaść do jego ciała. Żałował, że nie zabrał żadnego porządnego kombinezonu. Ale musiał wyglądać niczym świeży Inny, który tak ubrany uciekł po przeżyciu katastrofy całkowicie zmieniającej jego doczesne życie.

Droga dłużyła mu się, ale na szczęście obeszło się bez żadnych zbędnych niespodzianek. Wiedział o przygodach poprzedniego właściciela ciała, w końcu miał dostęp do jego mózgu.

Z ulgą skrył się między liściastymi drzewami, gdzie nie dosięgał go wiatr, a słońce nie raziło, odbijając się od śniegu. Wiedział, że jest już coraz bliżej celu.

W lesie panowała kompletna cisza, poza momentami, kiedy płaty śniegu odrywały się od gałęzi. Wszystkie zwierzęta jakby zniknęły. Ptaki nie odgrywały swoich treli, a sarny nie przebiegały przez krzaki. Cisza.

Druga i ostatnia z baz Innych, o których wiedzieli jego ludzie, była coraz bliżej. Chłopak poczuł obrzydzenie na myśl, że będzie musiał wśliznąć się w ich szeregi. Jednak stawiał sobie cel ponad drogę. Unosiła go duma. Oto on miał zniszczyć ostatnią dużą przeszkodę niepozwalającą im na przejęcie kontroli nad światem. Już wyobrażał sobie, jak zostanie przyjęty. Jakie nagrody go czekają. Ale mimo wszystko najważniejsze było dla niego zaimponowanie Emilii. Była to jedyna dziewczyna, która naprawdę mu się podobała. Uwielbiał jej opanowanie. Urzekała go finezja i bezwzględność, z jaką zabijała wrogów. A w dodatku była piekielnie piękna. Jej twarz, którą okalały długie, czarne włosy, miała w sobie coś elfiego. Jedynym szkopułem było to, że dziewczyna była niedostępna. Ciężko było nawet z nią umówić się na kawę.

Pogrążając się w myślach, nie zauważył nawet, kiedy dotarł do strażnicy z drewnianych bali. Wyrywając się z amoku poczuł, że jest strasznie zmęczony, zmarznięty, a w dodatku głodny.

Zauważył dwóch Innych idących w jego kierunku. Kiedy byli wystarczająco blisko, zaczął krzyczeć.

– Baza zaatakowana! Nikt nie przeżył! Oni wszyscy nie żyją! Nikt nie przeżył – wołał coraz słabiej. – Nikt nie przeżył… – Zamknął oczy i upadł twarzą prosto w śnieg.

Puch nieprzyjemnie mroził skórę. Jednak chłopak trwał tak, udając utratę przytomności. Wiedział, że musi być wiarygodny. Jeden z Innych podniósł go i przerzucił przez ramię. Nakazał drugiemu zostać i obserwować. Ruszył energicznym krokiem w kierunku bazy.

Ciągłe bujanie sprawiło, że wycieńczony Patryk pozwolił sobie na zmniejszenie czujności. W końcu stwierdził, iż zaśnięcie będzie dobrym pomysłem. Przecież musi być w pełni sił, jeżeli jego misja ma się powieść.


Obudziło go szczęknięcie zamków. Dla bezpieczeństwa wciąż nie otwierał oczu. Ale był prawie pewien, że właśnie został wniesiony do bazy jego wrogów.

– Hej, Mateusz, kogoż to niesiesz? – spytał ktoś.

– Z tego, co zauważyłem, to świeżaka. Doczłapał się do strażnicy ostatkiem sił i zaczął paranoicznie krzyczeć, że zaatakowano jedną z baz, że nikt nie przeżył. Później zemdlał.

– Ech, ku*wa, wszystko możliwe. Mogli kazać mu uciekać. Słyszałeś, co się odpie**oliło w tamtej placówce?

– Jasne – westchnął – przecież wszyscy teraz tylko o tym gadają.

– Szkoda chłopaka, wcześniej zapewne stracił rodzinę, jak wszyscy, teraz to. Tylu dobrych ludzi tam zginęło. Obecnie nawet nie mamy dostępu do tej bazy. Ci sku*wiele ponoć tam się osiedlili.

– Tak się zastanawiam, jakim sposobem odkryli lokalizację. Wszystkie zabezpieczenia i procedury na marne. Ale o tym pogadamy później. Wiesz może, gdzie jest Tomasz? Trzeba zanieść młodego.

– Szef pewnie siedzi w swoim biurze, jak zazwyczaj.

– Dzięki.

Chłopak starał zorientować się w otoczeniu przy pomocy samego słuchu, który wydawał mu się nienaturalnie wyostrzony. Liczył kroki mężczyzny, wysłuchiwał charakterystycznych dźwięków i starał się zapamiętać wszystkie zakręty.

Parę minut później wsiedli do windy. Z niej pozostało już tylko kilka kroków.
Mężczyzna zapukał w drewniane drzwi. Usłyszawszy pozwolenie, wszedł do środka. Opowiedział szybko przywódcy całą historię chłopaka.

– Zakładam, że Marek kazał mu w ostatniej chwili uciekać – powiedział niskim głosem Tomasz. – To był dobry człowiek. Ilu jeszcze takich stracimy w tej przeklętej wojnie… Zanieś chłopaka do jakiegoś wolnego pokoju. Niech odpocznie. Jutro obudzisz go o dziewiątej i zaprowadzisz na śniadanie do stołówki. Później powiesz, że chcę z nim mówić. Muszę poznać wszystkie szczegóły. Chłopak może wiedzieć coś przydatnego. Coś, czego my jeszcze nie wiemy.

– Tak jest, szefie.

Patryk nie dał zwyciężyć zmęczeniu i głodowi. Ciągle starał się zapamiętać całą drogę. Dopiero gdy Inny położył go na łóżku i wyszedł z pomieszczenia, zgasiwszy światło, chłopak mógł wreszcie otworzyć oczy, nie narażając się na zbędne, niebezpieczne dla powodzenia misji rozmowy.

Dopadł do kurtki i z ulgą stwierdził, że kulisty przedmiot wciąż znajduje się w kieszeni. Wyciągnął go i usiadł. Nie potrzebował światła. Rozbłysło ono na czerwono, kiedy przekręcił obie części zewnętrznej warstwy przedmiotu w przeciwne strony. Na szarej powierzchni pojawił się panel sterujący. 23:23 Chłopak patrzył na wyświetlacz ze szczerym zdziwieniem. Ciężko było mu uwierzyć, że dzień tak szybko minął. „Dziewiąta…” – pomyślał. „Godzina powinna mi spokojnie wystarczyć. Jeżeli nie… Musi się udać”.

Wystukał „10h 36min” i nacisnął czerwony przycisk oznaczony napisem „START”. Cała warstwa zewnętrzna odleciała. Jak się okazało, nie miała ona nawet centymetra grubości. Srebrno-fioletowa kula, która pozostała, była gładka i zimna w dotyku. Jedynie w jednym miejscu pokrywała ją przezroczysta folia. Włożył ją do przedniej kieszeni spodni i pogrążył się w niespokojnym śnie.


Obudziło go pukanie do drzwi. Jak się chwilę później okazało, stał przed nimi barczysty blondyn. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat.

– Dzień dobry – przywitał rozespanego chłopaka. – Zapraszam na śniadanie.

Po drodze mężczyzna nie odzywał się do niego. Nic na siłę. Wiedział, że na wszystko przyjdzie czas. W tej chwili młodziak był zbyt zniszczony psychicznie, by go jeszcze wypytywać.

Usiedli przy jednym z wolnych, okrągłych stolików, wykonanych z kremowych płyt i stalowych nóg. Stołówka była jasnym miejscem, wszystko w ciepłych kolorach. Pomimo dużych rozmiarów, panował w niej porządek. Wszędzie kręcili się Inni. Kobiety, mężczyźni, starcy, a nawet dzieci, co szczególnie zdziwiło Patryka. Nigdy jeszcze nie widział tak młodych Innych. Ale to bez różnicy. I tak wszyscy mieli zginąć.

– Na co masz ochotę? – spytał blondyn. – Może naleśniki?

– Tak, naleśniki będą spoko – odpowiedział chłopak, wyrwawszy się z zamyślenia.

– Kakao może do tego być?

– Jasne.

– Dobra, zaraz przyniosę – powiedział i wstał od stolika.

Chłopak wykorzystał chwilę. Wyciągnął z kieszeni kulę, tak, aby nikt nie widział i zdarł z niej folię. Przyczepił ją pod spód blatu kleistą powierzchnią, która była wcześniej zabezpieczona. Rozejrzał się wokół i z ulgą stwierdził, że nikt niczego nie zauważył.

Zaczekał aż Inny przyniesie mu śniadanie. Już nie dla samych pozorów. Był cholernie głodny.

Chwilę później dostał pod sam nos talerz z górą naleśników polaną czekoladą i wielką szklankę parującego kakao. Rzucił się na jedzenie, jakby głodował przez co najmniej tydzień. Ze spokojem stwierdził, że na czym jak na czym, ale na gotowaniu Inni znają się bardzo dobrze. Opróżnił talerz do czysta. Wiedział, że nie pozostało mu wiele czasu.

– Muszę iść do toalety – powiedział, chcąc pozbyć się Innego.

– Jest tam – wskazując drzwi na końcu pomieszczenia. – Idź, ja tymczasem wezmę sobie coś do jedzenia.

Chłopak przeszedł parę kroków we wskazanym kierunku, ale kiedy tylko Inny się odwrócił, skręcił ku wyjściu. Szedł szybkim tempem przez zapamiętane korytarze. Był prawie pewien powodzenia. Zostało mu kilka zakrętów do windy, później tylko na parter i biegiem do wyjścia.

– Hej, młody – zawołał ktoś za nim. Rozpoznał ten głos, przywódca Innych. Zatrzymał się. – Zapraszam do mnie na rozmowę.

– Tak. Już. Chwila. – Zaczął się plątać. Czuł pot spływający mu z czoła. – Muszę jeszcze tylko na moment pójść do mojego pokoju, zaraz przyjdę.

– A za czym… – zaczął Inny, jednak Patryk nie usłyszał jego późniejszych słów, ruszywszy szybko ku windzie.

Wpadł do niej i wcisnął przycisk oznaczony jako „0”. Ktoś krzyknął, żeby zatrzymać mu windę, ale chłopak zamiast tego zaczął wciskać nerwowo przycisk zamykający drzwi. Wiedział, że pozostało mu niewiele czasu, nie chciał zginąć.

Wybiegł z windy i rozpoczął rozpaczliwy bieg. Nie zważał na potrącanych, zaskoczonych Innych. Uruchomiona została syrena. Nagle podłoga zatrząsała się tak, że niemalże się przewrócił. Inni rozglądali się wokół czujnymi oczyma, a on mknął przed siebie. Wiedział, że czas minął, a urządzenie zostało uruchomione. Z trudem zatrzymał się przed ogromną, wypełnioną dziesiątkami krzywych zębów paszczą, która wyrosła z podłogi, wciągając od razu Inną mającą nieszczęście stanąć na jej drodze. Patrzył na gigantyczne, pokryte karmazynowo-purpurowymi łuskami ciało przesuwające się ku górze z zachwytem i przerażeniem. Oto stworzona przez nich bestia. Żałował, że nie udało im się zdobyć nad nią kontroli. Uciekła z laboratorium parę lat wcześniej. Nie była wtedy aż tak wielka. Na całe szczęście powstał sposób na ściągnięcie niej – został on skupiony w małej kuli.

Kiedy całe ciało stwora opuściło już parter, chłopak rzucił się biegiem do przodu. Dopadł do wrót wejściowych, jednak te były zamknięte. Obok znajdował się panel, ale kody był mu nieznany. Począł rozglądać się nerwowo wokół. Czuł pot zalewający jego ciało. Nie było żadnego innego wyjścia. Przynajmniej on o nim nie wiedział. Opanowało go przerażenie i gniew. Pragnął tylko uciec! Musiało być jakieś inne wyjście!

Wtedy jego dłonie zapłonęły. Zdziwiło go to, że ma możliwość dokładniejszego korzystania z tego ciała. Otrząsnął się i nie zwlekając, przyłożył dłonie do krawędzi drzwi, tam, gdzie powinny znajdywać się zamki. Metal topił się, a ręce wchodziły coraz głębiej. Chłopak ciągle napierając, poleciał do przodu razem z otwierającymi się drzwiami. Wyciągnął ręce i wygrzebał się z kupy śniegu.

Już prawie był bezpieczny. Przynajmniej nie znajdywał się już w walącej się placówce.

Spojrzał na niebo. Dopiero po chwili zauważył promyki, które przebijały się przez ciemnoszare chmury. Pomimo tego, że nie znał dokładnej drogi do strażnicy, wiedział, w którą stronę ma się udać. Ruszył przez zaspy, wiedząc, że czeka go długa droga powrotna.


Niebo ciemniało z każdą sekundą. Patryk zaczynał żałować, że nie zatrzymał się w lesie, który zostawił za sobą kilkanaście minut wcześniej. Było zbyt późno, by wracać. Niebawem miała rozpocząć się burza śnieżna, a on nie miał żadnego schronienia.

Wspiął się na wzniesienie. Raptem uchwycił jakiś dźwięk. Pochylił się zapobiegawczo. Po chwili zauważył czerwony punkt w oddali. Był coraz bliżej. Patryk zerwał się na równe nogi. Wiedział, że to jedyna taka okazja. Zaczął krzyczeć i machać rękami. Chwilę później stał przed nim czerwony skuter śnieżny. Kierowca ubrany w niebieski kombinezon i okulary narciarskie podszedł bliżej.

– Hej, skąd się tu wziąłeś? Zgubiłeś się? Nieistotne. Zaraz zacznie się zamieć. Wsiadaj, zabiorę cię do siebie – zaproponował, nie wiedząc, z kim tak naprawdę rozmawia.

Nie spodziewał się ciosu wymierzonego prosto w gogle. Te stłukły się i poraniły jego twarz. Mężczyzna upadł na ziemię, nie mając już wstać. Chłopak podszedł do niego, chwycił za głowę i skręcił mu kark. Zostawił ciało, wokół którego śnieg zaczął czerwienieć.

– Dzięki, ale poradzę sobie sam – zarechotał, po czym wsiadł na maszynę.


Zdążył uciec przed burzą. Nie minęło dziesięć minut, a on siedział sobie już wygodnie w kapsule kierującej się wprost do domu.

Położył się i zaczął rozmyślać nad tym, jak wielkie honory go za to czekają. Pokonał… Nie, zniszczył ich najpewniej ostatnich wrogów.

Zamknął oczy, myśląc o tym, jak zareaguje Emilia.


– Brawo, synu – powitał go ojciec, czekający w ciemnym korytarzu. – Jestem z ciebie naprawdę dumny. – Poklepał go po plecach. – Gdyby matka żyła, też by była. No ale niestety… Oddała życie. Byleś bliski śmierci, a Pan nie chciał przyjąć żadnej innej ofiary. Ale teraz nie pora na smutki! Złapaliśmy sygnał kuli. Wysłaliśmy kilka helikopterów, żeby dobili tych, którym udało się przetrwać. Wszystko zawalone. Sam gruz. Zwyciężyliśmy!

Ruszyli powolnym krokiem ku windzie.

– Posłuchaj, jest jeszcze jedna sprawa. Będziesz miał coś przeciwko pozostaniu w tym ciele? Przynajmniej przez jakiś czas.

– Nie ma problemu. Spodobało mi się nawet. Umięśnione, zwinne, a w dodatku raz udało mi się wykorzystać jedną z ich umiejętności. Chętnie bym jeszcze poeksperymentował.

– O to właśnie mi chodzi – o umiejętności. Wiadomo, że mamy swoje, ale szkoda by było, gdyby z Innymi przepadły takie możliwości. Poeksperymentowalibyśmy trochę, żeby je przejąć, jeżeli by nic nie zadziałało, to moglibyśmy spróbować prokreacji. Ale o tym porozmawiamy później. Teraz trzeba wreszcie odpocząć. Zorganizowaliśmy przyjęcie.

Dotarli na szóste piętro. Mężczyzna wprowadził chłopaka do pokoju naprzeciwko windy. Podał mu garnitur nieznacznie różniący się od jego i małą butelkę perfum koloru bursztynu.

– Przebierz się. W tych ubraniach raczej nie pójdziesz.

Nie zajęło mu to dużo czasu, miał już wprawę.

– Emilia kazała przekazać ci, że czeka na balkonie na dwunastym piętrze. – Mrugnął porozumiewawczo. – Jest twoja.

– Dziękuję, ojcze.


Na balkonie, pomimo zimna panującego w mieście, było ciepło. Wszystko dzięki nowemu ogrzewaniu podłogowemu.

Dziewczyna stała oparta o barierkę z dwiema lampkami czerwonego wina w dłoniach. Na jej widok nastolatkowi serce zabiło o wiele szybciej. Emilia wyglądała wręcz przepięknie. Falowane włosy zasłaniały odkryte plecy. Miała na sobie czarną sukienkę nie sięgającą nawet do połowy opalonych ud.

Uśmiechnęła się perliście na jego widok. Podszedł i chwycił naczynie z wyciągniętej ręki. Poczuł dreszcz, dotykając jej delikatnej dłoni.

– To twój wieczór, bohaterze. Za zwycięstwo!

– Za zwycięstwo!

Wznieśli lampki w górę i uderzyli nimi lekko. Słodki alkohol smakował przy tej okazji wyjątkowo.

– Wcześniej nie byłam pewna, ale teraz… Naprawdę jesteś wyjątkowy. I nie chodzi o to, że jesteś synem szefa. Wcześniej przez to miałam obawy…

– Ćśśś… ¬– Przyłożył jej palec do ust. – Już nic nie mów.

Zbliżył się i spojrzał w jej ciemne oczy. Powoli musnęli się ustami. Przeistoczyło się to w namiętny pocałunek. Odwrócili się tak, że to on stał tyłem do barierki. Przełożył dłonie pod puszyste włosy i zaczął gładzić jej plecy. W tej chwili spełniały się jego marzenia. Czuł falę gorąca przepływającą przez ciało. Czuł zimny dreszcz. Czuł rosnące pożądanie. Uczucia tworzyły wspaniałą mieszankę.

I w tej chwili wkroczyłem ja. Milczący. Ha, Nieważny cień! Świadomość zepchnięta na bok. Zbierałem siły, oczekując na odpowiedni moment. Na moment, w którym będę mógł uzyskać jakąkolwiek cząstkę zemsty, której pragnąłem od samego początku.

Wykorzystałem słabość związaną z uczuciami. Teraz to świadomość chłopaka została zepchnięta na bok. Odzyskałem na chwilę kontrolę nad ciałem. Chwyciłem mocno dziewczynę w pasie i przechyliłem się szybko do tyłu. Nawet nie zdążyła zwrócić uwagi na to, co robię. Wypadliśmy z balkonu. Emilia otworzyła szeroko oczy i zaczęła piszczeć. Niedawny właściciel ciała krzyczał z przerażenia w już mojej głowie. A ja śmiałem się jak nigdy, pomimo świadomości, że za chwilę roztrzaskamy się o oblodzoną ulicę lub jeden z wielu samochodów. Słodka zemsta…

Każdego kiedyś dosięgnie sprawiedliwość.



Jest to ostatnia część serii, ale kiedyś być może jeszcze spotkamy się z tym światem. ;)

Avatar
Konto usunięte
Tak samo jak poprzednie Twoje "wypociny".
Wciągające bardziej niż Wiedźmin. Czytałem na jednym tchu. WIELKI talent literacki.
Czekam na inne Twoje teksty z niecierpliwością ;)

Polecam, długie, ale warto przeczytać.

Avatar Lekki69
A czy są jakieś ciarki? Bo nie wiem czy zaczynać

Avatar Bilolus1
Ło yesus, jeśli boisz się cripipast to naprawdę strachajłą jesteś, mnie tylko jedna wystraszyła, nie nie ma .

Avatar Lekki69
Nie chodzi mi o to. Bez ciarek są nudneee i też są mylone z akcją.

Avatar Bilolus1
Nic strasznego nie ma .

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku