Dzień zaczynał się normalnie jak inne dni w tym ośrodku. Byliśmy budzeni przez głos z głośników, zaprowadzani do łazienki myliśmy się a potem ubieraliśmy się pod czujnym okiem opiekunów którzy potem zaprowadzali nas na śniadanie składające się z chleba, masła, szynki lub sera a do tego herbata lub mleko. Jak teraz tak nad tym pomyśle to nie pamiętam aby to miało jaki kolwiek smak.
Po śniadaniu byliśmy zaprowadzani do sal w których się uczyliśmy, opiekun codziennie zaczynał "lekcje" słowami "nikt was nie kocha, dlatego powinniście doszczętnie poświęcić się nauce. Nikt was nie kocha, dlatego nikt nie będzie za wami tęsknić" po tych słowach zaczynaliśmy lekcje. Była jedna klasa składająca się z 28 dzieci 4-5-cio letnich, wszyscy byliśmy sierotami zabrani z domów dziecka do tego ośrodka. Każde dziecko po przybyciu do tego ośrodka dostawało nowe "imię".
"Nikt was nie kocha, nadanie imienia to oznaka miłości, nadamy wam nowe imiona" mówili opiekunowie do właśnie przybyłych dzieci
"Nowe imiona" oznaczało że każde dziecko będzie miało przypisany numer i tym numerem zwracano się do dziecka, ja nazywam się 10, w ośrodku mam przyjaciółkę o imieniu 3, nikt już z nas nie pamięta jak naprawdę się nazywa
Po lekcjach był obiad zazwyczaj składający się z ziemniaków, jakiegoś miesa i jakiś warzyw lub sałatki a do tego bułka i sok lub herbata, to też nie miało smaku
Po obiedzie był czas na zabawy, w tym momecie opiekunowie zaprowadzali nas do pokoju "zabaw".
Każdy miał pudełko zupełnie białych puzzli i stoper którym miał liczone w ile ułożył puzzle.
Ale były też szachy. Kiedy poprosiło się opiekuna można było dostać kartkę i pudełko czarnych kredek. W słoneczne dni czasem wychodziliśmy na pole, także będąc dokładnie obserwowani przez opiekunów.
-Zagramy w szachy?-zapytał mnie 22
-możemy-odpowiedziałam razem z 3
Zawsze trzymałam się z 3, byłyśmy nierozłączne, to pomogło nam przetrwać
Każde dziecko miało wsztrzykiwany jakiś "lek", mówili że to przeciw chorobą. Dzieci umierały przynajmniej jedno na 2-4 miesiące, najpierw 2, po niej 7, potem 20, 28, 4, 1, 15, 5, umierali w różnym tempie. "Wirus" (bo tak "go" nazwałam) powoli zabijał dzieci od środka
Wszystkie te czynności powtarzaliśmy dzień w dzień przez 3 lata
-mam dość!- powiedziałam pewnego dnia do 3-dzień w dzień to samo, mam dosyć, oni nam piorą mózgi, powoli nas zabiją, tak jak było z 15, 7, 5 i innymi...mam dość, chcę naprawdę żyć-powiedziałam do 3
-ucieknijmy, wymyślisz jakis plan, jesteś w tym dobra-odrzekła do mnie 3
Miałam dość tego życia i tego ośrodka, chciałabym uciec...właśnie, uciec, możnaby uciec, gdyby tylko wszystko dobrze zorganizować.
Ośrodek miał w każdym pokoju 4 nieruchome kamery, 3 była dobra w zapamiętywaniu wiec nie ma problemu z ich lokalizacją
Pewnego dnia postanowiłyśmy uciec, 22 też chciał uciec.
Plan był następujący:
-zdobyłyśmy jakoś materiały potrzebne do ucieczki
-podczas czasu na "zabawy", 3 spróbuje się wymknąć i nieuchwytnie przez kamery pobiegnie do pokoju i otworzy amatorsko zrobiony "granat" dymny
-w tym czasie ja podłoże ogień w sali jadalnej, serwetki są łatwo palne
- kiedy wszyscy będą się ewakuować ja, 3 i 22 wyjdziemy przez okno w łazience i przejdziemy wspinając się na siatkę na "drugą" stronę
Jak zaplanowaliśmy tak zrobiliśmy, tylko jednego nie przewidziałam, inni nie wiedzieli jak się zachować ale gdy to spostrzegłam byliśmy już daleko,nie mogliśmy już nic zrobić. Byłyśmy już blisko siatki oddzielającą nasz ośrodek od prawdziwego świata kiedy 22 nagle upadł, krzyczałam że mu się uda, że już niedaleko, byłam z 3 już w połowie płotu z metalowej siatki, czasu było coraz mniej
-chodź! - krzyknęła 3, więc poszłam. ..
Gdy przeszłyśmy na drugą stronę siatki odrazu biegłyśmy przed siebie, najszybciej jak umiałyśmy, jak najdalej od tamtego miejsca
nie wiem co się dalej stało z 22, słyszałam tylko krzyk, ale nie miałam odwagi by się odwrócić
Byłyśmy z 3 skazane same sobie, miałyśmy po 8 lat, byłyśmy mądre, wiedzę dosłownie nam wpraszali do głów, przetrwanie i przyzwyczajenie się do nowego życia to tylko kwestia czasu...
Ciag Dalszy Nastąpi....
~Liljon