Spojlery! Jeżeli nie chcesz psuć sobie zabawy, nie czytaj dalej.
Ja widzę to tak: Desmond upada, Junona gada do niego o roli, którą wykonał on i którą wykona teraz ona, po czym wychodzi ze złowrogim uśmieszkiem na krzywych ustach na zewnątrz. Gdy jest już przy wyjściu ze świątyni, gdy widzi jasne promienie słońca oświetlające żyzną ziemię, gdy słyszy śpiew ptaków oraz szum drzew i gdy ma już w głowie uknuty plan zapanowania nad światem i zgładzenia wszystkich słabych istot ziemskich oraz przyjaciół i rodziny Desmonda, robi krok naprzód, chcąc wyjść ze świątyni, w której była uwięziona tyle lat, zauważa, że coś ją powstrzymuje. Próbuje ponownie, nie udaje się jej. Uznaje, że musi chwilę zaczekać, aby bariera opadła. Gdy i trzecia próba nie udaje się, wraca do Desmonda z pewnością, że jednak nie wyssała z niego całego życia. Była tylko jedna, więc aby ją uwolnić, nie trzeba było wiele.
Docierając do nieprzytomnego asasyna spostrzega Minerwę, która klęczy nad ciałem mężczyzny i szepcze coś w starożytnym języku, jeszcze sprzed dawnej katastrofy. Z piersi Desmonda wydobywa się jasne światło, niemal palące oczy, a Junona już wie, że nie będzie łatwo. Rzuca się na rywalkę niczym wściekła lwica, lecz Minerwa odskakuje w bok i ucieka z nieprzytomnym ciałem mężczyzny. Junona zrywa się do pogoni za nią, lecz drogę przerywa jej Jowisz, który także zachował jakąś część swojego umysłu żywą. Minerwa ucieka poza próg świątyni, więc Junona nie może ich już złapać. Przez jakieś pół roku Desmond dochodzi do siebie, aby potem stawić czoła zupełnie odmienionemu światu, za sprawą okrutnej Junony. Pomaga mu ojciec, Shaun, Rebecca (normalka), dochodzi jeszcze Rajskie Jabłko, jakiś inny fragment edenu, ktoś nowy, może dawna szefowa Desmonda (ta z pub'u), Lucy zmartwychwstanie i przyniesie do grupy psa. I wszyscy zginą, próbując zachować ludzkość i powstrzymać Junonę (ostatecznie uda im się to). Jedynie pies wybiegnie ze świątyni, niosąc poszarpaną, drewnianą nogę Junony. KONIEC