- Dalej! Wysiadajcie!
Jedno słowo: prze-pro-wa-dzka. To chyba
najgorsze, co mogło mnie spotkać. Mam 14
lat i na imię Lucy. Wszystko wydawało się ok,
kiedy nagle tata dostał nagły telefon. Jego
dziadek w spadku zapisał mu swój stary dom.
Tata, jako że pieniędzy brakuje, od razu kazał
nam się spakować. Nasze stare mieszkanie
wystawił na sprzedaż, a my przeprowadziliśmy
się tu - do totalnego zadupia.
W końcu wysiadłam. Nie dlatego, że mama tak
powiedziała - nasz pies, Pinky, dostał szału,
gdy tylko się zatrzymaliśmy. Obok mnie
pokazał się mój mały brat, Joshua. Zaczął
marudzić, że nie chce i że nie ma zamiaru tu
mieszkać... zwykłe gadanie, bez sensu. Jak tata
coś postanowi, to tak musi być.
- Dzień dobry! - zawołał pan Roberts, gdy
wszyscy już wyszliśmy z auta. - pan zapewne
kojarzy mnie z rozmowy telefonicznej.
Podał ręke tacie.
- A pani jest zapewne żoną pana Paula! -
pocałował mame w dłoń. Wydawał się mega
obciachowy, ale jakoś go lubiłam.
Przedstawiliśmy się i takie tam. Pinky nadal
szczekał. Frank, bo tak nam pozwolił na siebie
mówić, bał się. Nie wiem czemu, przecież to
mały pies, w dodatku dorosły, bardziej nie
urośnie!
- Lucy, weź swoje rzeczy i Pinky'ego, nie mogę
znieść tego hałasu.
Od razu rzuciłam się po bagaże. Wszystko
lepsze niż wysłuchiwanie Franka.
Miałam już wejść, gdy zobaczyłam coś, przez
co serce zaczęło mi szybciej bić.
Jakaś dziewczyna stała w oknie.
Czy dodawać dalsze części? Oceń dobrze!