Od Zawsze bałem się ciemności z niewiedzy co przyniesie.
Lecz stając w cieniu, stałem się przestrogą dla takich jak ja.
Nie byłem normalnym dzieckiem. A nawet jeśli byłem, to nigdy się za takie nie uważałem.
Nie chciałem dopuścić do siebie faktu, że ktoś inny może mieć podobny tok myślenia do mnie. Niejednokrotnie budziły mnie nocne koszmary. Zawsze inne. Mój mózg płatał mi różne figle,przez co w wieku około 16 lat go znienawidziłem. Nie spałem całe noce myśląc o możliwych scenariuszach. Co zrobię gdy spotkam swojego prześladowcę, lub co powiem dziewczynie która mi się podoba. Wiedziałem że nic z tym nie zrobię, ale przecież kto mi zabroni o tym myśleć? Byłem spokojnym typem, który nie rzucał się w oczy. Nie rozmawiałem ze swoimi rówieśnikami. Jakiekolwiek próby, zaprzyjaźnienia się z nimi kończyły się fiaskiem. Najgorsza była moja podatność na wpływy. Ilekroć pomyślałem sobie że coś ze mną nie tak i znajdowałem w internecie informacje na temat jakiejś choroby, automatycznie znajdowałem u siebie wszystkie symptomy owej usterki. Wraz z wiekiem znalazłem paru przyjaciół, którzy rozumieli moje problemy, a także to, że mój świat rządzi się własnymi prawami. Nie mogłem mieć im za złe, gdy podczas wybuchu depresji, który zakończył się złamaniem nosa kierowcy, z którym właśnie jechaliśmy na imprezę. Kazali mi wysiąść z samochodu i ochłonąć na zewnątrz. Zostawili mnie w środku lasu, dawno po zmroku, obiecując, że za dwie godziny pojawią się, by mnie stąd zabrać. To moja wina! Powinienem był im powiedzieć o moich fobiach!
Były to najdłuższe dwie godziny w moim życiu. Środek czarnego lasu i telefon bez zasięgu. Mój strach przed ciemnością byłby do zniesienia. Gdyby nie jedna rzecz. Dwa metry ode mnie coś się poruszyło. Z początku myślałem że to kot, jednak gdy tam podszedłem, nic nie znalazłem. Ale w mojej głowie pojawiło się coś, co zmieniło moje życie. "Może to schizofrenia"? Jak nigdy poczułem przerażenie. Zacząłem słyszeć głosy. To wszystko nasilało się tylko. Stałem sam. W ciemnym lesie. Na mało ruchliwej drodze. Czekając na to, co wydawało się nie nieuniknione. Zgrzytałem zębami z zimna, chociaż na dworze było 20 stopni, a każdy, nawet najmniejszy szelest, był dla mnie jak impuls. Zacząłem biec przed siebie, w stronę domu. Nie ważne jak, musiałem się znaleźć gdzieś, gdzie mogłem się poczuć bezpiecznie. Co jakiś czas zatrzymywałem się, by złapać oddech, po czym spadający liść, lub pękająca gałązka znowu przyczyniała się do mojej chorej ucieczki przed siebie. Dobiegłem do stacji benzynowej. Tam znalazłem swoich rzekomych przyjaciół. To moja wina. Nie powinienem był uderzać tamtego gościa.
Nerwy wzięły górę. Głos w głowie krzyczał, żebym roztrzaskał im głowy o beton.
Zacząłem na nich szarżować. Kierowca nie miał szans. Zorientował się zbyt późno.
To moja wina. Powinienem był krzyczeć. Poczułem ciepłe mrowienie na palcach, kiedy
jego mózg rozpadał się na kawałeczki, malując podłoże czerwoną breją.
Pozostałych dwóch tylko się patrzyło. Nie zaczęli uciekać, ani nie przystąpili do ataku
Zwyczajnie się patrzyli jak na telewizor podczas obiadu z rodziną. Nie widziałem w ich oczach strachu. Widziałem żal, zapewne ból że spędzali swój czas z człowiekiem, który przed ułamkiem sekundy rozsmarował mózg kompana po asfalcie.
Głosy nie ustały. To moja wina! Nie powinienem był się z nimi zaprzyjaźniać
Teraz ich otępiałe oczy wpatrywały się we mnie. Nie wiedzieć czemu przyjąłem to z irytacją. Byli w zbyt wielkim szoku by jakkolwiek zareagować. Wsiadłem w samochód i pojechaliśmy trochę dalej. Wiedziałem że ze mną już koniec. Że na stacji były kamery.
Mimo to chciałem pociągnąć za sobą jak najwięcej istnień. Pojechałem spowrotem do lasu i kazałem im wysiąść. "Nie, to byłoby za łatwe!" W schowku znalazłem scyzoryk. Nie był on szczególnie ostry. Był on wykorzystywany raczej jako otwieracz do piwa, albo coś tego typu. Stanąłem z nimi oko w oko i zacząłem nim wymachiwać. Krew tryskała w każdym kierunku. Ciąłem aż nie znienawidzili mojej wyobraźni tak bardzo, jak ja kiedyś. To nie było normalne. To coś kazało mi ich zabić. To coś wiedziało jak ciąć, by otrzymali jak najwięcej bólu. To Twoja wina! Nie powinieneś był się urodzić!
Sam mam do tej pasty mieszane uczucia, ale... sami oceńcie.