(MOJE) Krwawy obserwator - cz.1

Temat edytowany przez Payroman - 27 kwietnia 2014, 14:58

Avatar Payroman
Wstała tak, jak zwykle - około dziesiątej, bez pośpiechu. Nie musiała szukać kapci, bowiem już poprzedniego dnia zostały ułożone tak, by już przy siadaniu mogła wsunąć w nie stopy.

Usiadła przy biurku by nieco otrzeźwieć i przy okazji nacieszyć się pięknem nadchodzącego dnia, który - choć tego oczywiście nie wiedziała - miał się okazać dniem jej zguby.

Zmrużyła oczy i z rozkoszą odgarnęła do tyłu swe długie czekoladowe włosy. Uwielbiała fizycznie napawać się swoim wyglądem.

Bo była piękna. Naprawdę. W całej szkole nie było chłopaka, który by się za nią nie obejrzał. I który by nie marzył o poniesieniu jej tornistra.

Niestety, to był ostatni dzień, kiedy mogła tak o sobie powiedzieć. Tak właściwie to po wszystkim była zbyt roztrzęsiona, żeby powiedzieć cokolwiek.

No cóż, zresztą w celi, w ośrodku dla obłąkanych, nieważne co powiesz, i tak ci nie uwierzą, prawda?

W każdym razie,w pewnym momencie, coś tak ją zaskoczyło, że przestała się sobą zajmować.

Poczuła, że ktoś ją obserwuje.

Co więcej nie był to wzrok zachwytu, do którego była przyzwyczajona.

Nie, to zdecydowanie nie była obserwacja z podziwu, raczej z głodu i z wściekłości.

Dokładnie. Jakby ten ktoś chciał ją zabić i tylko czekał, aż się odwróci i tylko ostrzył sobie na to zęby.

Nie, pomyślała, to niemożliwe. To pewnie jakiś stres psychiczny, reakcja mózgu wywołana zbyt długą nieobecnością rodziców.

Wzruszyła ramionami i poszła zrobić śniadanie. Tak jak jej powiedzieli. Nie była już małą dzidzią. Była szesnastoletnią kobietką. Dość dorosłą, żeby zostać samą w domu.

Weszła do kuchni. Dziwne uczucie bycia obserwowaną nie minęło. Odniosła też wrażenie, że owo "coś", co się w nią tak wpatruje, zaczyna być zniecierpliwione. Zniecierpliwione i podekscytowane zarazem. Nie wiedziała, co może toto tak ekscytować, ale z pewnością nie było to nic dobrego.

Gdy tak o tym rozmyślała, skóra poczęła jej blednąć, a ręce drżeć i pocić się. Gdy odrobinę się wyprostowała i zobaczyła nad sobą parę wielkich, wytrzeszczonych oczu, wrzasnęła i odskoczyła do tyłu. Miska z trzaskiem wylądowała na podłodze.

Zaraz jednak jej strwożonemu sercu przyszło - chyba zresztą ostatni raz w życiu - się uspokoić. Okazało się bowiem, że to tylko pies (czy co to tam jeszcze jest) z pudełka płatków Chocapic.Chocapic.jpg
Ganiąc się za własną głupotę Beatrice (tak miała na imię ta nieszczęśniczka, której w ciągu dwóch dni przyszło stracić wszystko) wstała, uklękła i zaczęła zbierać skorupy. Pozmywała też szmatką z podłogi rozmokłe płatki i kakao, które rozbryzgało się na wszystkie strony.

Niepokój jednak pozostał. I tak, pod presją strachu, niepewności i tego dziwnego wrażenia bycia obserwowaną, po raz pierwszy od tygodnia pomyślała o swoich rodzicach.

Byli dziwnie zdenerwowani, kiedy wyjeżdżali. Jakby naprawdę złościli się, że nie ma ich jeszcze tam, gdzie powinni być. Ubrali się na chybił trafił, rzucili jakieś oschłe pożegnanie i wyszli. Ale ona, zachłyśnięta ślepą wizją swojej dojrzałości, nie zwróciła na to zbytniej uwagi. Chciała, żeby już wyjechali. Właściwie to nawet poganiała ich w myślach. Bo o czym myślała? O swobodzie, wolności i spotęgowanej zazdrości koleżanek, już i tak powodowanej przez jej nieskazitelną twarz.

Przypomniała sobie pożegnanie matki: położyła jej wtedy dłoń na ramieniu i w zblazowaniu oschłym tonem rzekła:

- Jesteś już duża, Beatrice. Nieraz zostawałaś sama w domu, a nas nie będzie zaledwie parę dni. Nie jesteśmy twoimi niewolnikami, którzy niczym perskiej księżniczce, będą całe źycie podsuwać ci wszystko pod nos.

Było to dziwne, nawet bardzo. Czemu wcześniej jej to nie zaniepokoiło?

I wtedy coś tak ją przeraziło, że skorupa, którą trzymała, wypadła jej z rąk i rozpękła się na dwoje.

Usłyszała całkiem wyraźnie, że coś cicho warknęło.

Postanowiła porzucić sprzątanie i sprawdzić co to.

Dałaby głowę, że piekielny głos dochodził zza ściany, do której przytwierdzone były szafki. Szybko tam podbiegła i ostrożnie jej dotknęła.

Tak, tam bez wątpienia coś było. Co - tego do końca nie chciała się dowiedzieć. W każdym razie było tam i szczekało, warczało, a od czasu do czasu głośno gulgotało.

Pies, albo nie pies...

W tym samym momencie rozległ się nowy dźwięk, tak straszny, że przyćmił wszystko inne.

Rozdzierające, przeraźliwe wycie, jakby skowyt zarzynanego zwierzęcia...

Dochodził z piętra.

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku

Dodaj nowy temat Dołącz do grupy +
Avatar TheBDQJP
Właściciel: TheBDQJP
Grupa posiada 8212 postów, 748 tematów i 712 członków

Opcje grupy Lubię się bać

Sortowanie grup

Grupy

Popularne

Wyszukiwarka tematów w grupie Lubię się bać