Z gory przepraszam za brak polskich znakow. Nie mam ich na telefonie.
Zaczelo sie to odkad wracalem ze szkoly do domu. Szedlem wtedy pierwszy raz sam. Koledzy dotarli inaczej. Szedlem i zauwazylem katem oka jakas ciemna postac. Byla ona w zbozu. Spojrzalem po raz drugi, nikogo tam nie bylo. Bylem przestraszony. Przypomnialem sobie, ze kilka dni wczesniej bylem sam w domu. Slyszalem kroki idace po schodach. Otworzylem drzwi, ale tam nikogo nie bylo.
To do tej pory to prawda ^^
Kilka dni pozniej, gdy wracalem do domu, opowiadalem koledze o tym, ze cos tam zauwazylem. On mi powiedzial, ze tez tam kogos widzial. Lezal tam i chyba byl nieprzytomny. Zadzwonil do mamy, zeby cos z nim zrobila. Odwrocil sie, ale tam nikogo nie bylo. Nie bylo nawet sladu.
Zawsze widzialem go, gdy bylem sam. Raz w szkole na przerwie, gadalem z kolegami. Poczulem jakby ktos oparl mi sie na barkach i on cos do mnie szeptal. Sadzilem, ze kolega probuje mnie przestraszyc. Obrocilem sie szybko i chcialem go popchnac. Nikogo tam nie bylo, a koledzy dziwnie sie na mnie patrzeli. Nikt mi nie wierzyl.
Dwa dni pozniej wszyscy na korytarzu na pierwszym pietrze albo poszli na gore grac w bilard, pilkarzyki, air hokey lub w ping-pong, albo poszli na dwor. Bylem tam sam, ale zauwazylem kogos na drugim koncu korytarzu. Poszedlem do niego, a on podchodzil do mnie. Zorientowalem sie, ze to on. Ciagle powtarzal soul. Zawsze, gdy byl niedaleko, gorzej sie czulem, ale teraz, gdy byl obok, myslalem, ze zemdleje. Uciekalem od niego, ale on podazal za mna. Wpadlem na kolege z klasy. Widzial on tylko dymek, ktory sie rozplynal w powietrzu.
Tydzien pozniej spadlem w szkole ze schodow. Prawie spadlem na glowe, gdy on sie pojawil. Powiedzial: Moge ocalic Ci zycie, musisz tylko sie zgodzic. W odruchu sie zgodzilem. Bylem na miejscu mojego najlepszego przyjaciela, ktory widzial jak spadam. On byl na moim miejscu. Umarl.
Zgadzajac sie, automatycznie przyjalem kontrakt. Od teraz, gdy mam umrzec, na moje miejsce wchodza moi przyjaciele.