Opuszczony Dom cz.3

Avatar saskacz
Doszliśmy na piętro. Korytarz wypełniało światło dochodzące z okna z pokoju na jego końcu. Widzieliśmy wnętrze pokoju. Kolejny pusty. Zacząłem otwierać kolejne drzwi, gdyż chciałem się jak najszybciej stąd wydostać. Powoli zaczynało już zmierzchać, za oknem robiło się ciemno, choć było jeszcze na tyle jasno, by można było wyłączyć latarki. Każdy z pokoi był pusty. 
- No to wbijamy na drugie piętro, nie?
- Radek chodźmy stąd. Zaczyna się robić…
Zawirowało mi w głowie, a przed oczami zobaczyłem mroczki. Jedynym obrazem, który zapamiętałem był widok upadającego na podłogę Radka. 
Otwarłem oczy i w pierwszej chwili pomyślałem, że jestem ślepy. Widziałem tylko ciemność, nieprzeniknioną ciemność. Nie wiedziałem gdzie jestem, ani dlaczego jestem tu gdzie się znajdowałem. Poczułem, że coś mocno uciska mnie w nogę na której leżałem. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem z niej latarkę. Poświeciłem po pomieszczeniu w którym się znajdowałem i wszystko wróciło. Zacząłem świecić bardziej gorączkowo po podłodze szukając Radka. Nie znalazłem go. 
Wpadłem w panikę. Wstałem i szybko wyszedłem z pokoju. Pomyślałem, że zadzwonię na policję, choć wiedziałem, że za wtargnięcie do czyjegoś domu będę miał problemy. Bałem się jednak wyjść z domu sam, a mój przyjaciel gdzieś zniknął. Wyjąłem telefon i wpisałem kod. Zacząłem wpisywać na klawiaturze 997, gdy usłyszałem kroki na drugim piętrze. Ktoś biegał po je**nym drugim piętrze! Poczułem, że nogi mi drętwieją. Do jednych kroków po chwili dołączyły drugie. Oddech mi przyspieszył, a w tym czasie w górze zaczęło dudnić od biegających stóp. Nie zaraz, to nie były stopy, kroki były zbyt lekkie jak na stopy. To były stópki, dziecięce stópki. 
Stałem jak wryty, gdy usłyszałem gromki śmiech dochodzący z parteru. Donośny, męski. Myślałem, że już nic gorszego mnie nie spotka. Wróciłem do pokoju i stanąłem przed oknem. Wyjrzałem przez nie na podwórze, ale było tam całkowicie ciemno. Musiało być już po dwunastej, skoro zgasły latarnie. Wyciągnąłem telefon, by spojrzeć na godzinę. W świetle komórki zobaczyłem moją twarz odbitą w szybie. Za sobą zobaczyłem masę splątanych czarnych włosów spadających na białą piżamę. Krzyknąłem i poświeciłem za siebie latarką, ale było tam pusto. Jednak byłem pewien, że za mną stała dziewczyna. A raczej to, co pozostało z niej i chodzi po tym świecie. Po moim krzyku radosny gwar na dole ucichł. Ktoś coś mówił, ale nie byłem w stanie rozróżnić słów. Serce łomotało mi jak szalone. Na drugim piętrze wciąż biegały beztrosko dzieci. Usłyszałem jak ktoś wchodzi na piętro po schodach. 
Kroki było słychać na korytarzu. Zgasiłem latarkę. To był jeden z momentów, w których mogłem pochwalić się nie lada odwagą. Przynajmniej odnośnie tego, że zgasiłem światło i zostałem w ciemności sam z tym co niewiadome. Bałem się, że mnie zobaczy. 
Ktoś nadchodził. Niewątpliwie był coraz bliżej, bo echo kroków było coraz głośniejsze. Drzwi od pokoju w którym się ukryłem otworzyły się z cichym zgrzytem. Gdy tylko się ruszyły wszystko umilkło. Stałem w kompletnej ciemności i ciszy, a przede mną coś stało i rzęziło. 
Ciszę rozdarł krzyk dochodzący z góry. Dołączył do niego dziecięcy pisk. Zaraz potem odezwały się męskie głosy, twarde, głośne. Mężczyźni na górze śmiali się, podczas gdy kobieta i dzieci piszczały i krzyczały w niebogłosy. Po chwili krzyk został stłumiony. Zapomniałem o tym czymś co stało przede mną w drzwiach. Słyszałem tylko dyszących mężczyzn na górze. 
Odpłynąłem.
Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem plecy Radka. Wstałem i zacząłem go cucić. Zmierzchało, upłynęło chyba tylko kilka minut odkąd zemdleliśmy. Gdy go obudziłem wyszliśmy z domu natychmiast. Okazało się, że wszystko mi się śniło, jednak nie byłem pewien do końca. Następnego dnia pogadałem o tym z Radkiem. Okazało się, że miał ten sam sen co ja. Dziwne prawda? Zainteresowałem się więc historią tego domu. Okazało się, że mieszkała tam rodzina, złożona z rodziców i dzieci, samych córek. Nie ma w tym nic dziwnego, tylko, że mieszkała tam w czasie drugiej wojny światowej. „Ugościła” pod swoim dachem oddział gestapo, który wracał z patrolu. Niemcy grali w karty na parterze, podczas gdy matka z dziećmi została na drugim, nie używanym zazwyczaj, piętrze. Gdy hitlerowcom znudziła się zabawa, pomyśleli o nowej rozrywce. Złapali męża, który im usługiwał, związali i zabrali go na górę, do żony i córek. Tam zaczęli się dobierać do jego niej, przez co dziewczynki zaczęły krzyczeć. Dołączyła do nich ojciec, ale prawdziwa tragedia zaczęła się właśnie wtedy. Gestapowcy poderznęli gardła dziewczynkom, a potem zgwałcili, każdy po kolei, ich matkę. Kazali na to patrzeć jej mężowi. Później i ją zabili, ale mężczyznę „oszczędzili”. Biedny facet nie wytrzymał i następnego dnia zabił się w pokoju na piętrze. 
Zobaczyłem fotografię i poznałem na niej jedną z córek mężczyzny. Była to oczywiście twarz, którą zobaczyłem w szybie. 
Nie bałem się już domu po poznaniu jego historii. Gdy się o tym wszystkim dowiedziałem, to poczułem ,że ktoś z tego domu chciał mi po prostu przekazać tragedię ludzi, którzy tam mieszkali.
Jednak zastanawia mnie jedno. Skoro wszyscy domownicy i gestapowcy byli na górze, to kto charczał na mnie sprzed drzwi?

Odpowiedź

Pokaż znaczniki BBCode, np. pogrubienie tekstu

Dodaj zdjęcie z dysku