Hametsu no Marusu, czyli komedia z przypadku.
Tytuł ten lepiej znany jest pod tłumaczeniem "Mars of Destruction" i jest niemal kultowy w fandomie anime. Większość osób odkrywa go dzięki przewijaniu toplisty na MALu aż do samego końca, gdzie użytkownik dostrzega, że Mars of Destruction jest trzecim najgorzej ocenionym anime na całym serwisie ze średnią ocen 2.29/10 zebraną z ponad 30 tysięcy głosów (stan na 7 maja 2020 roku).
W moim przypadku nie było inaczej. Zaintrygowany tytułem ze słabo, ale nie tragicznie wyglądającym coverem postanowiłem dać mu szansę. W końcu to tylko 18-minutowa OVA z 2005 roku. Co mogło pójść nie tak?
K**wa wszystko.

Przez pierwszą minutę mamy dramatyczne zbliżanie kamery na słońce zawieszone w kosmosie okraszone równie dramatyczną muzyką mają wzbudzić w nas niepokój. We mnie wzbudziło to nudę. Przez pierwsze pięć i pół procenta całości (nie licząc creditsów) nie dzieje się absolutnie nic. Ale przynajmniej dowiadujemy się dzięki jednej z wbudowanych w Windowsa czcionek, że akcja dzieje się w 2010 roku.

Następna scena przedstawia wejście wahadłowca w atmosferę naszej planety po powrocie z Marsa. Astronauci przewożą tajemniczy artefakt i gadają sobie, co tam będą robić na Ziemi jak wrócą, jednak nie dane im jest wykonać swoją misję - coś idzie nie tak (kij wie co) i wahadłowiec spala się w atmosferze robiąc puf, czemu towarzyszy głośny zgrzyt, typowy dla głośników odłączanych od komputera. Naprawdę, to jest ten dźwięk.
I tak, twórcy sprawili, że tragedia w kosmosie, w której giną ludzie i zniszczony zostaje sprzęt warty miliony jest nudna. Moją pierwszą reakcją na to wydarzenie było "aha".
Wracamy na Ziemię i dostajemy CZYTANIE.

I dopiero wtedy możemy przejść do właściwej fabuły. Kosmici, zwani "Starożytnymi" (Ancients) najeżdżają na Ziemię i armia klonów z kolorowymi włosami ma z nimi walczyć. Jeżeli uważacie, że inne anime cierpią na Zespół Tejsamejmordy, nie widzieliście postaci z Mars of Destruction.

Widzicie tą kreskę? Przypominam, to jest z 2005 roku. Dziewczyny te są członkiniami AAST, czyli "Anti unidentified Ancients Special Team". Tak, "u" jest z małej. Tak, twórcy nie wiedzą, jak działają akronimy. Poza tym, jeżeli wiecie, że to Starożytni, to po cholerę dodajecie, że są niezidentyfikowani?!
O dziwo każda z członkiń AAST ma imię, z wyjątkiem tej z kucykiem na pierwszym planie. Dlaczego? Ponieważ nie jest istotna. Dlaczego? Ponieważ 25 sekund później ODSTRZELONO JEJ GŁOWĘ LASEREM!

To był pierwszy moment, kiedy Mars of Destruction wywołało u mnie emocję inną niż nuda. Tą emocją był niekontrolowany napad śmiechu. Widok tryskającej fontanny krwi oraz odgłos bólu wydany przez bezgłową już bezimienną przypominający gumową kaczkę to było dla mnie za wiele.
Zdziesiątkowany oddział AAST wydaje się być pokonany, kiedy do gry wchodzi Takeru Hinata (dlaczego w anime tyle postaci ma na nazwisko Hinata? To jakiś japoński odpowiednik Nowaka czy Kowalskiego?) ubrany w strój nazwany MARS. I w przeciwieństwie do AAST, rozłożenie tego akronimu nigdy nie zostało nam podane. Może to i lepiej, bo czegoś w rodzaju "Mecha universal Arms Race System" bym nie zdzierżył.

Takeru dzierży swój miecz świetlny i szarżuje na Starożytnych. Wtedy wybuchłem śmiechem po raz drugi. Nie byłem gotowy na jego krzyk bojowy. Ani trochę.
Szarża nie skutkuje, bo Takeru jest ciamajdą jeszcze większą od Shinjiego z Evangeliona, a jego mieczyk jest zabójczy niczym łyżeczka do herbaty. Takeru cudem pokonuje Starożytnych i zostaje przy tym ciężko ranny i trafia do szpitala. To szpitala trafia też ta dziewczyna bez dwóch rzeczy - imienia i głowy. I jej dawne koleżanki z AAST bardzo się smucą na wieść od lekarza, że nie żyje.

HALO. ONA. NIE-MA. GŁOWY.
Dowiadujemy się wtedy też więcej o AAST. Członkami zespołu są:
- Aoi (brązowowłosa dziewczyna z covera i kadru)
- Yamabuki (różowowłosa dziewczyna z covera)
- Tomoe (fioletowowłosa dziewczyna z kadru)
- Shizuka (zielonowłosa dziewczyna z covera)
I oczywiście Takeru. I wtedy odkrywamy, że podobieństwo Takeru do Shinjiego nie jest przypadkowe - Takeru nie chce włazić w MARSa tak samo jak Shinji nie chce włazić w robota, przy czym obaj są do tego zmuszani przez swoich ojców.
No to wiemy, że Takeru ma taki tam strój. A jakie są unikalne umiejętności dziewczyn?
Aoi jest dobra w walce wręcz.
Yamabuki jest dobra w strzelaniu (okej).
Tomoe jest dobra w walce na miecze.
Shizuka jest dobra w analizowanu danych.
Tylko co nam po tym wprowadzeniu jak wszystkie poza Shizuką walczą karabinkami?!
Niestety nie dowiadujemy się, w czym bezimienna i bezgłowa była dobra. Na pewno nie w robieniu uników.
Powoli zbliżamy się do końca. AAST stacza jeszcze jedną walkę ze Starożytnymi, przy czym znowu prawie zostaje zdziesiątkowany. Ale przywódca Starożytnych zanim zginie musi wyjawić nam prawdę. Tak naprawdę to Starożytni byli oryginalnymi Ziemianami, a ludzie są najeźdźcami z Marsa!
Nie. Po prostu nie.
Takeru bardzo przeżywa tą informację, zadając sobie na głos retoryczne pytania, i koniec.
A, nie pokazałem wam, jak wyglądają Starożytni. Jesteście ciekawi?
K**wa tak.

Jeżeli chcecie stracić 20 minut swojego życia i zakwestionować sens jego istnienia, Mars of Destruction jest dla was. Można go bez problemu znaleźć na YouTubie. Jeśli jednak lubicie swoje życie, nie polecam.
W następnej recenzji coś od tego samego studia wydanego rok wcześniej. Coś z oceną poniżej 2/10 na MALu. Coś będące najgorzej ocenionym anime w na MALu w historii. Coś jeszcze gorszego niż Mars of Destruction. Bo jak oglądając Mars of Destruction czasem się śmiałem...
...tak oglądając Skelter Heaven czułem tylko żal i pustkę.
- Methelin/flamefrost20