Pewnie były takie tytuły, które spodziewaliście się, że będą genialnie, a ostatecznie uznaliście, że tylko straciliście czas.
W moim przypadku przejechałem się tak na trzech tytułach - Yuyushiki, C3-bu oraz - niepopularna opinia - NGNL: Zero.
Uwaga - może zawierać spoilery.
1. Yuyushiki, czyli szkolne anime zrobione źle.
O Yuyushiki dowiedziałem się przypadkiem gdy okazało się, że tamtejsze Yui i Yuzuko mają te same seijuu co Yui i Chinatsu z Yuru Yuri (co wyjaśniałoby całkiem sporo artów przedstawiających obie Yui). Ponieważ uwielbiam Yuru Yuri, postanowiłem dać Yuyushiki szansę, spodziewając się podobnego humoru. I to, co dostałem przez pół sezonu to mnóstwo cringe'u i znudzenia. Dopiero od siódmego odcinka seria nabrała tempa i ostatecznie drugą połowę oglądało mi się dostatecznie dobrze. Niemniej jednak było to dla mnie duże rozczarowanie. Przynajmniej postacie były spoko i seijuu nie zawiodły.
2. C3-bu, czyli jak beznadziejna protagonistka niszczy odbiór całej serii.
C3-bu to anime, które dzisiaj mam zamiast skończyć (zostały mi trzy odcinki do końca). Tutaj ponownie dowiedziałem się o nim przypadkiem, ponieważ jedna scena z C3 na coubie została błędnie otagowana jako Sabagebu. Sabagebu to dość surrealistyczne anime o klubie airsoftowym w żeńskim liceum pełne absurdu, łamania czwartej ściany, krwi oraz przemocy werbalnej, psychicznej i fizycznej przy jednoczesnym świetnym humorze. Dlatego oczy zaświeciły mi się odkrywając C3, którego zarówno manga jak i anime wyszły na kilka miesięcy przed Sabagebu. Spodziewałem się czegoś podobnego. I się myliłem.
Oprócz tego, że postaciom brakuje szaleństwa typowego dla postaci z Sabagebu (co samo w sobie nie jest niczym złym), to protagonistka C3 - Yura - jest moją najmniej lubianą protagonistką ze wszystkiego, co obejrzałem do tej pory. Albo jest beznadziejnym tchórzem, albo jest narzucającym się tryhardem, który ma pretensje do całego świata. Ponadto Yura w ogóle nie myśli przed robieniem czegoś i często jej nagłe bezmyślne decyzje kończą się źle dla jej samej, a częściej dla innych. Co z tego, że pozostałe postacie są ciekawe i pozostające w pamięci, jak Yura psuje mi całą serię. Szczerze wolałbym, żeby w ogóle jej nie było i seria była pokazana bez niej. Owszem, wiele rzeczy nie miałoby wtedy miejsca, ale wolałbym obejrzeć okrojone przygody pozostałych członkiń klubu niż obejrzeć je raz jeszcze z Yurą.
3. NGNL: Zero, czyli zupełnie niepotrzebny prequel do znakomitej serii.
NGNL było moim trzecim w pełni obejrzanym anime i jest dla mnie solidną dziewiątką. Inteligencja i pomysłowość Sory i Shiro wprawiały mnie w osłupienie i połykałem odcinek za odcinkiem. Madhouse niestety zamiast poczekać na więcej mangi i zrobić drugi sezon, postanowił zrobić pełnometrażowy film obrazujący "poprzednie wcielenia" tej dwójki, czyli Riku i Shuvi. Z początku myślałem "Alternatywna wersja NGNL? Wchodzę w to!" Wszedłem, na początku byłem zaintrygowany, a potem Riku poznał Shuvi.
Shuvi w ogóle do mnie nie przemawiała, zwłaszcza zaczynając ich poznanie się od próby ujeżdżania go mimo braku waginy, ponieważ - of course - Shuvi jest androidopodobnym czymś. I mimo tego, że Shuvi nie ogarniała na początku nic, Riku od razu się w niej zakochał, i tym samym z dowódcy oddanego sprawie stał się w sumie nikim. I jak młodsza Jibril rozwaliła pod koniec Shuvi natychmiastowo tracąc status best girl w fandomie, mi to wisiało i nadal postrzegałem Jibril jako best girl, ponieważ w ogóle nie czułem żadnego przywiązania do Shuvi. Do Riku zresztą też nie. I tym samym jak nadal dobrze pamiętam wiele scen z NGNL, tak z NGNL: Zero pamiętam w zasadzie tylko tyle, że istniało.
hellgrind
Zgadzam się NGNL, zero to była jakaś pomyłka. Ale chciałbym dodać jeszcze Boruto, końcówkę shippudena, dragon ball po z, berserk i GS.
W sumie to nie mam takiego anime. Zawsze jak coś chce oglądać to już jestem wcześniej ogarnięty, oglądam jeżeli widzę że to jest warte mojego czasu. Jedyne co mi przychodzi na myśl to Darling In The FranXX, bo jak wychodziło to byłem takie "Wow, współczesny Evangelion, obejrzę sobie żeby osłodzić czekanie na 3.0+1.0", a potem obejrzałem i stwierdziłem "Wow, płytki Evangelion" (przynajmniej po pierwszej połowie). Nie było to też jakieś wielkie rozczarowanie, bo wiadomo klasyka nic nie przebije w moim mniemaniu, więc trudno tu mówić o jakimś niesamowitym zawodzie czy stracie czasu, po prostu nie spełniło moich oczekiwań, ale całkiem przyjemnie się to oglądało. Ale żeby nie było że Evangelion jest święty i wspaniały i nie naruszalny, to muszę powiedzieć o Evangelion 3.0, nie dość że plot był słaby, to na dodatek się kończy takim cliffhangerem że aż żal, a fakt że ostatnio przełożyli 3.0+1.0 na czas nieokreślony, wcale nie polepsza sytuacji Rebuildów. Czekam na ten film od 5 lat, niektórzy starsi fani 8 lat, to wydaje się jak cała wieczność. Mogę jeszcze wspomnieć Dragon Ball Super, ponoć manga jest lepsza ale nie czytałem więc się nie wypowiem. Nowe serie Sailor Moon też są no bardzo średnie, Crystal robiło to samo studio co DBS więc lol to jakaś klątwa chyba. Initial D Second Stage też jakoś mi tak nie podpasowało, pierwsza seria była naprawdę genialna więc co do drugiej też miałem wyższe oczekiwania. W sumie to tyle, jak na ilość obejrzanych w moim życiu anime, to bardzo mało.
Jak dla mnie - Sword Art Online. Może się ktoś zdziwić, czemu w ogóle miałem jakieś duże oczekiwania. Z tego co pamiętam polecił mi je kolega, któremu bardzo się podobało (... tia), w dodatku jest dość popularne, a pierwsze kilka odcinków jest nawet ciekawe. Myślę, że każdy, kto je widział, wie że od mniej więcej 1/4 pierwszego sezonu anime bardzo spada, osiągając dno w drugiej półowie. Obejrzałem również 2. sezon (na szybko). Ponoć dalej jest lepiej ale zdecydowanie nie mam ochoty kontynuować.
hellgrind
O to to, SAO jest jak piraci z karaibów, im dalej tym gorzej. Teraz jest kompletne dno prawię, za duży focus na postaciach pobocznych, nie ma Kirito którego polubiliśmy z pierwszego sezonu, wszystko robi się jakieś dziwne, niby o Kirito a w całym sezonie miał chyba 2 ciekawe walki i w żadnej nie był sam, brakuję mi tego efektu wow jak w momencie jak zaczął używać dual wielding
Odnoszę wrażenie, że tu się nie zgodzimy. Brak Kirito brzmi jak olbrzymi plus dla mnie. Według mnie brakuje mu osobowości, bardzo nie lubię też sposobu, w jaki traktuje go anime - o, typiara ma poważny przypadek PTSD który niszczy jej życie przez lata? Kirito pogada do niej trochę bezsensownych durnot i jak nowa. Generalnie jakby był lekarstwem na poważne problemy. To, jak strasznie jest OP nie jest użyte dla humoru lub jakiegoś sensu (tak jak w innych anime, np. One-Punch man, Mob Psycho: 100), tylko powoduje, że anime jest niezwykle nudne. Generalnie postacie w SAO są dość denne, przynajmniej te, które widziałem. To, co czyniło początek SAO ciekawym dla mnie to nie skupienie na Kirito, a ciekawy (no, do póki nie stał się nadużywany) motyw przeniesienia w grę, w której można umrzeć i "społeczności", które się w niej tworzą. Ciekawy był też ten arc p killi w miastach. Walki były nawet ok, choć często nie pokazywano nam tak dużo, jakbyśmy chcieli. Z czasem jednak przeważa nad tym kiepska fabuła i postacie.
Możliwe, że moim największym problemem jest to, że nastawiłem się na poważne anime (nie wiem czemu), a dostało coś, co poważne nieudolnie próbuje być. Może jakby traktował SAO jako bezmyślną siepanine, to lepiej bym o nim myślał - chociaż to nie jest coś, co bardzo lubię.
hellgrind
Jednak jak postać główna jest OP można to w jakiś sposób tolerować, tutaj Kirito jest dosłownie warzywem. No i akurat przemiana Sinon była według mnie dobrze zrobiona, nie była ona spowodowana tylko i wyłącznie Kirito, można powiedzieć że był on katalizatorem jej zmiany, a konkretnie jego sytuacja. No i walk jest stanowczo za mało chociaż ostatnio walka kabalisty z integral knight była super, nie daję imion. Ogólnie walki im teraz lepiej wychodzą ale nadal wejście Asuny było do dupy
hellgrind
Są lepsze ale zbyt bardzo koncentrują się na postaciach pobocznych, ma się wrażenie że Kirito w ogóle nie zna sie na walce, ma mało walk które oczywiście nie są w tym starym stylu, wpada talk no jutsu na crossover, w war of underworld to już w ogóle Kirito nie ma, kompletnie inne anime, Asuna się pojawiła w końcu to stała się dosłownie boginią, jest tak OP jak tylko można, podoba mi się za to że wzięli jeden element z ordinal scale ale wtedy zrobili przerwę i trzeba czekać, A zapowiadało się w końcu coś fajnego